Wina to ciekawa rzecz. Tak prosta, tak czysta i będąca niezbędnym warunkiem skazania. Zbrodnia z namiętności — czy to zabójstwo czy samobójstwo — nie istnieje w próżni. Czy żona zabiła swojego męża, czy to może on popełnił samobójstwo? Sala sądowa Anatomii upadku prosi nas, abyśmy zbadali śmierć w ten prosty sposób: jako ustaloną sekwencję zdarzeń. Prokurator generalny, zawsze sumienny w swojej roli, jest przykładem tej zimnej logiki. Próbując wyjaśnić to, co niewytłumaczalne, uprościć to, co okropnie złożone, nagina Sandrę do swojej interpretacji jej życia.
Jakież to okrutne, gdy dla niej to wszystko jest rozmyte: głośna muzyka i nocne rozmowy; potłuczone szkło i przytulanie się w zgięciu szyi; wypadek, który pozostawia syna częściowo niewidomym, kłótnie wiecznie nierozstrzygnięte i małżeństwo częściowo rozbite.
Co to wszystko znaczy? Życie nie jest logiczne, a tym bardziej życie małżeńskie. To kompletny chaos. Dwie osoby próbują iść synchronicznie, czasami udając, że całkowicie ignorują swoje odmienne przeszłości, które ciągną się za nimi. On z Francji, a ona z Niemiec, spotykają się gdzieś pośrodku. Ale oczywiście to wcale nie jest geometryczny środek, i jak mógłby być? Każde z nich ma swoje, prywatne rachunki, a uprzedzenia kształtują każdą myśl sędziów.
Więc czy Sandra to zrobiła? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to jest główne pytanie Anatomii upadku. Poprzez niekończące się przesłuchania i prezentacje dowodów, my, ławnicy, musimy złożyć w całość najbardziej sensowną narrację. Jednak czy ostatecznym wnioskiem nie jest to, że każde kolejne objawienie tylko bardziej zaciemnia prawdę? Może prawdziwego rozwiązania nie ma? Przecież, jak sama Sandra tłumaczy swoje upadłe małżeństwo: „Czasami walczymy razem, czasami walczymy sami, a czasami walczymy ze sobą”. I to może być całkiem zwięzła odpowiedź. Czasami oni go zabijali, czasami ona go zabijała, a czasami on zabijał się sam. A ostatecznie, w tej fatalnej chwili, w tym kakofonicznym chaosie jego zguby, co przeważyło? I czy naprawdę ma to znaczenie?
„Kiedy przegrywasz, to przegrywasz” — zastanawia się Sandra. „Ale kiedy wygrywasz, oczekujesz jakiejś nagrody… a jej nie ma. Odchodzisz z pustymi rękami”. I tak pozostaje nam zastanawiać się nie nad tym, kto zabił Samuela, a może raczej: w którym momencie to wszystko poszło nie tak? Ponieważ nie tylko analizujemy jego upadek, który, jak się okazuje, rozpoczął się na długo przed jego śmiercią. Upadek jest również jej. Ale, co najbardziej tragiczne, jest ich wspólnym upadkiem.