Seria Dark Souls i podobne jej tytuły rozbudziły w nas apetyt na prawdziwie trudne gry – tytuły, których przejście wymaga zręczności, spostrzegawczości i strategicznego myślenia, nagradzające precyzję i szybkie uczenie się. Dla wielu osób są one jednak zbyt hardkorowe i bezlitosne. Graczom tym może spodobać się Death’s Door, tytuł pod wieloma względami podobny do „Soulsów”, ale bardziej przyjazny dla nowicjuszy.
W grze wcielamy się w kruka zatrudnionego w Komisji Żniw, biurokratycznej organizacji zajmującej się zbieraniem dusz, które powinny odejść w zaświaty. Główny bohater zostaje wysłany w teren, aby poradzić sobie z jednym z takich duchów. Niestety, jego praca idzie na marne, a energię duszy kradnie tajemniczy, potężny przybysz. Aby ją odzyskać, konieczne będzie otwarcie samych Wrót Śmierci, co oczywiście nie będzie łatwym zadaniem…
Death’s Door to izometryczna gra akcji z elementami RPG, w której pokonujemy rozległe mapy w poszukiwaniu kolejnych dusz do zebrania. Podczas rozgrywki rozwiązujemy proste łamigłówki, pomagające nam przejść dalej, zbieramy znajdźki i odblokowujemy przydatne lokacje. Najistotniejszymi spośród nich są drzwi – portale do siedziby Komisji Żniw, przy których odradzamy się po śmierci – oraz zielone doniczki z kwiatami odnawiającymi zdrowie. Chociaż lokacje mogą wydawać się przepastne i trudne w nawigacji, wraz z postępami w grze odblokowujemy mnóstwo skrótów, co usprawnia powrót w żądane miejsce.
Mapy wypełnione są szeregowymi przeciwnikami, a każdy z nich atakuje bohatera w nieco inny sposób. Ich siła leży przede wszystkim w liczebności: wiele razy musieliśmy manewrować pomiędzy wieloma wrogami, unikając zarówno ich ataków wręcz, jak i magicznych pocisków, w międzyczasie wyprowadzając dynamiczne kontrataki. Gdy dodamy do tego przeszkody środowiskowe (na przykład możliwość… stoczenia się z mostu w trakcie wykonywania uniku), otrzymamy trzymający w napięciu i wymagający stałej czujności system walki. Wrogowie w Death’s Door, podobnie jak punkty leczenia, odnawiają się po śmierci lub przy zapisie gry.
Jak w każdym „soulslike” zabicie przeciwników dostarcza nam niewielką liczbę dusz – waluta umożliwia rozwój umiejętności bohatera. Ulepszyć można cztery różne atrybuty: siłę, zręczność, szybkość i umiejętności magiczne. Wszystkie parametry mogą być poprawiane równolegle, więc jeśli zdecydujemy się na ulepszenie jednego, nie oznacza to, że musimy zrezygnować z jakiegokolwiek innego. Daje to spore możliwości rozwoju postaci.
Największą atrakcją są jednak starcia z bossami. Z jednym walczymy już w samouczku, ale gra nie oszczędza nawet początkujących: bez nauczenia się jego ciosów i zachowania, zginiemy już w pierwszych sekundach starcia. Na szczęście gra jest w tym względzie bardzo sprawiedliwa: w trakcie testu oddaliśmy pada w dłonie graczy, którzy na co dzień nie grają w tego typu tytuły. Nie mieli oni problemu ze znalezieniem rytmu uderzeń i uników, jak również stworzeniem odpowiedniej strategii ubicia przeciwnika.
Nie zrozumcie nas źle, w Death’s Door umiera się bardzo często, lecz śmierć nie frustruje, a motywuje do dalszej zabawy. Co ważne, w przeciwieństwie do „Soulsów”, nie oznacza ona upuszczenia zebranych dusz, co umożliwia zbieranie waluty przy każdym nieudanym podejściu do bossa, bez obaw, że za chwilę ją stracimy. Osoby nieobeznane z gatunkiem na pewno docenią tę mechanikę.
Na pochwałę zasługuje także oprawa graficzna i dźwiękowa tytułu. Krainy Śmierci to melancholijne miejsce, utrzymane w wyblakłej palecie kolorystycznej i rozświetlone nielicznymi rozbłyskami żywych barw: różowym kolorem dusz, zielonym błyskiem kwiatów zdrowia czy wreszcie czerwienią broni głównego bohatera. Uproszczony, ale staranny styl graficzny nadaje grze niepowtarzalnego klimatu. Na pochwałę zasługują także projekty bossów; w pamięć szczególnie zapadła nam walka z gigantyczną, gotycką katedrą oraz minimalistyczne starcie z głównym nieprzyjacielem. Doskonałe wrażenie robi także soundtrack, wypełniony epickimi kawałkami i ciepłymi, bardziej intymnymi melodiami.
Death’s Door to jeden z najfajniejszych „indyków” ostatnich miesięcy. Tytuł okazał się dynamiczny i wymagający, ale przy tym sprawiedliwy i przyjazny dla początkujących – być może zachęci on sceptyków do sięgnięcia po „Soulsy”?
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Zgrabne połączenie Dark Souls i The Legend of Zelda, od którego wręcz nie sposób się oderwać.
Plusy
Świetnie zaprojektowane, rozległe mapy pełne ukrytych przejść i znajdziek. Wymagające, ale sprawiedliwe starcia. Wiele możliwości rozwoju bohatera. Urocza oprawa audiowizualna.
Minusy
Momentami trzeba przygotować się na żmudny backtracking.