W latach 70. ubiegłego wieku, Gary wprowadził na listy przebojów niepokojącą mieszankę syntezatorów i dystopijnych tekstów na temat rozwoju technologii. Od tej pory wiele się zmieniło, ale twórczość Numana pozostaje źródłem inspiracji dla muzyków reprezentujących najróżniejsze gatunki – od popu po ciężkie brzmienia.
Z jakimi reakcjami na początku kariery spotkała się twoja twórczość, tak przecież odmienna od trendów z lat 70.?
Znacznie bardziej mieszanymi niż w chwili obecnej. Pamiętam, że gdy pierwszy raz moja muzyka pojawiła się na listach przebojów, niektórzy odnosili się do niej z wrogością. Myślę, że ludzie postrzegali ją jako niebezpieczne zjawisko, które może zmienić muzyczny porządek świata i wymazać gitary z powierzchni ziemi. Przyjaźnię się z członkami wielu ówcześnie działających zespołów, którzy otwarcie przyznają, że mnie nie lubili. Brytyjska Unia Muzyczna aktywnie próbowała mi wmówić, że to co tworzę, „nie jest prawdziwą muzyką”. Było to, hmm, ciekawe doświadczenie.
W dzisiejszych czasach muzyka elektroniczna to norma, a gitary wciąż istnieją…
Cóż, moje pierwsze single były wypełnione gitarowymi motywami – ktoś chyba skrytykował je bez przesłuchania. Teraz syntezatory są wszędzie, w każdym studiu nagraniowym, nawet na iPadach.
Opowiedz o swoim pierwszym syntezatorze.
Był to MiniMoog – wymawia się to jakoś z niemiecka, chyba ma nawet jeden umlaut. Potem przyszedł czas na ARP Odyssey i PolyMoog. Na Odyssey można było grać dwa dźwięki jednocześnie, a na Poly nawet więcej. Dla mnie nie robiło to większej różnicy, i tak ni cholery nie potrafiłem grać, ale dla ludzi, którzy grali za pomocą więcej niż jednego palca naraz, był to niemal przełomowy krok naprzód.
Czy używasz czasem starych syntezatorów?
Prawdę powiedziawszy nie. Każdy album to świeży start i ekscytujące spotkanie z mnóstwem nowinek technologicznych. Trochę mi wstyd to przyznać, ale parę lat temu zostałem laureatem nagrody Moog Innovation i dostałem w nagrodę nowy MiniMoog D-Series. Cóż, to naprawdę miły prezent i sprawił mi on wiele radości, ale wcale z niego nie skorzystałem. Ten cały podział na „analogowe” i „cyfrowe” rzeczy g*wno mnie obchodzi. „Analogowy” nie znaczy „lepszy”, ani w drugą stronę; po prostu są inne. Najważniejsze jest brzmienie.
Wiele spośród twoich najstarszych tekstów pokazuje rozwój technologii jako siłę powodującą wyobcowanie. Czy masz wrażenie, że twoje prognozy się sprawdziły, np. jako internet?
Trochę, chociaż przyznam, że w życiu nie wymyśliłbym internetu. Pisałem chociażby o robotach, które oddalą człowieka od jego człowieczeństwa. Jeden z moich najstarszych hitów, Are ‘Friends’ Electric? opowiada o człowieku, który nie opuszcza swojej sypialni i zaspokaja swoje potrzeby seksualne za pomocą robotów. Czyli poruszałem ten element wyobcowania.
Interesujesz się nowinkami technologicznymi?
Oczywiście. Lubię wygodę smartfonów i tabletów, dzięki którym mogę działać niezależnie od tego, gdzie akurat jestem. Ma to również swoje minusy – dziś rano obudziło mnie czterdzieści ważnych maili z żądaniami natychmiastowej odpowiedzi. Technologia jest jednak zachwycająca. Fenomenalna. Na przykład autonomiczne samochody – niesamowite. Mój brat jest zawodowym pilotem i raz zabrał mnie na lot nowym Airbusem; nie mogłem uwierzyć w stopień automatyzacji samolotu. Nawet mój brat przyznał, że bycie pilotem to jak bycie nadzorcą wszystkich systemów w kompletnym odłączeniu od nich wszystkich.
Tak jakby pilot jedynie tworzył dla pasażerów iluzję kontroli.
Tak mi się wydaje. Podobnie będzie z samochodami bez kierowców, kiedy te nareszcie wejdą do użytku. Myślę, że wiele niebezpieczeństw wynika z chęci człowieka w uczestnictwie w zautomatyzowanym procesie. Mi nie przeszkadza automatyzacja. To na pewno będzie fascynujące.