Tytuł artykułu oczywiście jest prowokacyjny. Tak naprawdę Jony Ive jest jednym i drugim, pytanie brzmi tylko, w jakich proporcjach. Brytyjski projektant stworzył wygląd m.in. MacBooka Pro i Air, iPodów, iPhone’ów, iPadów, czy, mocno rewolucyjnego swego czasu, systemu iOS 7. Przyznacie, że te wszystkie nazwy są wręcz ikoniczne, a jeśli dzisiaj produkty wydają nam się „zwyczajne”, to tylko dlatego, bo wielu naśladowców sprawiło, że wygląd tego, co zaprojektował Ive, jest obecnie przykładem wzorcowym tego, jak np. powinien wyglądać tablet.
Zarazem Ive w przeciwieństwie do projektantów wielu innych firm, nie był trzymany głęboko w szafie, a „sprzedawał” dzieła Apple na konferencjach prasowych czy w filmach reklamujących produkty. Jego hipnotyczny wręcz głos, spokój, charyzma i akcent czarowały swego czasu prawie jak sam Steve Jobs. Nawet dzisiaj, wiele lat po premierze jakiegoś produktu, potrafię wrócić do prezentacji Ive’a i na chwilę pomyśleć: „cholera, potrzebuję tego w swoim życiu!”, mimo że mowa jest o jakimś wręcz antycznym z punktu widzenia teraźniejszości laptopie.
Ten artykuł byłby jednak zbyt prosty, gdyby skupił się na wypisaniu osiągnięć Ive’a, włączając odnotowane w tytule otrzymanie Orderu Imperium Brytyjskiego. Przede wszystkim nie każdy projekt Jony’ego spotkał się z entuzjazmem ze strony użytkowników czy innych designerów. Pasek Touch Bar, który znajduje się w MacBookach Pro od roku 2016, przy okazji swojej premiery uznałem za wyraz rosnącego zagubienia artysty. Okazało się, że w tej opinii nie byłem sam i dzisiaj nie znam zbyt wielu osób, które chwaliłyby to rozwiązanie. Nie ułatwiło ono niczego użytkownikom komputerów firmy, a to przecież użyteczność przez długie lata była tym, co obok samego wyglądu uznawaliśmy za cechę charakterystyczną dzieł marki.
Teorię o tym, że Ive „się skończył” mogłyby również potwierdzać ostatnie wersje komputerów Mac Pro
Teorię o tym, że Ive „się skończył” mogłyby również potwierdzać komputer Mac Pro z 2013 roku (słynne porównanie do kosza na śmieci) oraz wersja z bieżącego roku (przypominająca z kolei kuchenną tarkę). Jakby tego było mało, wielokrotnie pojawiały się plotki na temat tego, że własne laboratorium projektanta, w którym opracowywano wygląd urządzeń Apple, było ściśle tajne również dlatego, bo zatrudnieni w nim pracownicy mieli za zadanie przynosić Jony’emu pomysły i rozwiązania, które on jedynie aprobował, a następnie się pod nimi podpisywał. Jak wiele jest w tym prawdy, pewnie dowiemy się w odległej przyszłości lub nigdy.
Era Ive’a w Apple (jakby to pretensjonalnie nie brzmiało) kończy się w kiepskim momencie z jeszcze jednego powodu. W kwietniu bieżącego roku na konferencji Apple poznaliśmy nowy ekran dla profesjonalistów: Pro Display XDR. Zainteresowani tematem to bardzo specyficzna grupa odbiorców, która na wieść o cenie wynoszącej 5 000 USD, zaczęła zacierać ręce z zainteresowaniem. Nawet oni jednak zamilkli, gdy dowiedzieli się, że do niej wypadałoby doliczyć 1 000 USD za… nóżkę. Cóż, Apple nie od wczoraj zdaje się orbitować pod tym względem w kierunku coraz to większych absurdów. W tym wypadku nawet nazwisko Ive’a chyba nie pomoże.
Wróćmy jednak do samego bohatera tego artykułu. Jony po 27 latach opuszcza Apple. Co jednak to tak naprawdę oznacza? Wbrew całej medialnej wrzawie być może niewiele. Apple mimo że nie notuje już takich pozytywnych rekordów jak jeszcze kilka lat temu, nadal jednak ma się całkiem nieźle, i to pomimo tych wszystkich krytycznych głosów, których ledwie część przypomniałem tutaj, a pod którymi sam się podpisuję. Teraz będzie mogło zatrudnić na umowę o dzieło Ive’a (czy też jego „ghost projektanta”) i dalej wypuszczać swoje urządzenia zgodnie z zasadą: psy szczekają a karawana… A Ive? Nawet jeśli powinie mu się noga, jak przy okazji feralnej „nóżki”, zawsze będzie mógł przesłać portfolio swoich ostatnich pomysłów do IKEI.