W moich niespokojnych snach ciągle widzę to miasto. Pamiętam ten mglisty dzień w listopadzie 2001 roku, kiedy gorączkowo otwierałem pudełko zawierające Silent Hill 2. Nieszczęścia Jamesa Sunderlanda nie dawały mi spokoju przez kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata. Aż do dzisiaj. Kiedy cichy głos zaczął prosić mnie, żebym wrócił do Silent Hill.
23 lata po premierze Silent Hill 2 nadal jest wybitnym przedstawicielem gatunku horroru psychologicznego. Historia napisana z ogromnym talentem, o niesamowitej atmosferze, bawiąc się naszymi pierwotnymi lękami, zindoktrynowała legion ciekawskich ludzi, którzy stali się jej lojalni na dekady. W obrębie samej serii druga część zajmuje szczególne miejsce w sercach wielbicieli.
Historia, która w odróżnieniu od klasycznej narracji, nie ma żadnego morału do przekazania, jest głęboko zanurzona w skompromitowanym umyśle i duszach ludzi. Nie brakuje tu takich tematów jak choroby psychiczne, przemoc emocjonalna i seksualna, również wobec nieletnich, samobójstwa czy krzywdzenie zwierząt. Różnymi traumami dotknięci są niemal wszyscy bohaterowie.
Pomysł powrotu gry z otchłani poprzez remake nadzorowany przez Bloober Team – studio, które nigdy nie zachwyciło mnie swoją produkcją – sam w sobie budził strach. Czy da się w ogóle wyprodukować nową odsłonę kultowej produkcji, nie zdradzając fanów i nie pomijając neofitów? Czy podobnie jak w przypadku remake’ów Dead Space i Resident Evil 4 gracze będą wzruszeni geniuszem, a nie zapłakani przez herezję?
Czas na odpowiedzi. James Sunderland wie, że historie miłosne zwykle kończą się źle. Kiedy więc wymagają one od niego ponownego nawiązania kontaktu ze zmarłą żoną, szybko trafia do piekła, choć przygotowanego z dbałością o detale. Tekstury są dobrze dobrane, efekty świetlne realistyczne, a szczegóły liczne. Otoczenie oddycha tą mroczną rozpaczą, która jest zakotwiczona w naszych wspomnieniach. Jeśli chodzi o mgłę, tworzy ona wspaniałe gradienty, odsłaniając wszystkie możliwe odcienie szarości, czy to na odległych budynkach czy na stworzeniach.
Ci, którzy chcą przeżyć mniej więcej tę samą przygodę co wcześniej, tylko z przerobioną grafiką, będą rozczarowani. Silent Hill 2, rocznik 2024, jest inną grą. Jednocześnie hojną, rozszerzoną wersją, starannym remakiem i solidną adaptacją, którą bardziej należy zaklasyfikować do tej kategorii co remake Final Fantasy VII niż Resident Evil 4. To raczej reinterpretacja oryginalnego dzieła niż kopia, nawet jeśli najważniejsze fragmenty z 2001 roku nadal tam są i są ułożone w tej samej kolejności. Tyle że tutaj nigdy wcześniej nie widziane sytuacje rozrastają się jak na drożdżach. Zniszczone ściany nie tylko odmalowano, ale odbudowano. Jednak bądźcie (nie)spokojni – pod tynkiem czarne serce Silent Hill bije z całych sił.
Można się było obawiać, że ten świat będzie rozmazany przez twórców drżących w obliczu rzekomo niewykonalnego zadania, jakim jest reinterpretacja tak wiekopomnego dzieła, jednak pióro zamieniło się w nóż, trzymany przez rękę zdecydowaną nie chybić celu. Studio dokonało kilku mądrych wyborów. Liczne dodatkowe dokumenty pozwalają wyjaśnić scenariusz bez podawania kluczy do zrozumienia na talerzu, jednocześnie mnożąc intrygujące ścieżki. Oryginalne dialogi zostały wyretuszowane, aby zapewnić czasem więcej subtelności, czasem więcej tajemniczości. Oczywiście nie wszystko jest idealne i w pewnych kluczowych momentach chciałbym jeszcze więcej zmian, ale ta ponowna wizyta w Silent Hill jest świadoma, że jest jedną z nich, ponieważ nawiązania do wielu odcinków serii są częste, a gra bawi się wspomnieniami zagorzałych fanów.
Ma na to zresztą mnóstwo czasu, będąc dobre dwa razy dłuższą historią. Czy wszystkie dodatkowe godziny gry są słusznie dodane? Niekoniecznie. Są sekwencje, które są zbyt długie i powtarzalne. Nowy Silent Hill 2 nieuchronnie zderza się z innymi przedstawicielami gatunku jak remakiem Resident Evil 4 i Alan Wake II. Grami ciekawszymi wizualnie, z lepiej kontrolowanym rytmem, bardziej zróżnicowanymi potworami, sytuacjami i miejscami, liczniejszą i lepiej naoliwioną mechaniką.
Ale Silent Hill żyje jak nigdy wcześniej. Po mieście porusza się prawie jak po otwartym świecie, bez ekranów ładowania i z wiedzą, że wrogowie mogą ścigać Jamesa wszędzie, nawet przedostając się za nim do budynków. Częściej spotykane są interakcje z wystrojem wnętrz. Wózek można przesunąć, ścianę rozbić, przez dziurę prześlizgnąć, a na półkę wspiąć. Aż trzeba zerknąć na mapę, której sprawdzenie nie powoduje wstrzymania gry – czysty relaks…
Walki są tak zaprojektowane, abyś czuł się niekomfortowo. Potwory są niebezpieczne, nieprzewidywalne, mają nowe ataki i nie jest łatwo je wyeliminować. Sunderland to nie Kennedy, a demony to nie zombie. Gra może być niekonwencjonalna dla graczy oczekujących horroru na wzór formuły zaproponowanej przez firmę Capcom w Resident Evil. Od początków sagi pragnieniem Keiichiro Toyamy i jego współpracowników było zdystansowanie się od tego kanonu i zaproponowanie czegoś innego, a ten remake nie jest odstępstwem od tego podejścia.
Remake utrudnia ucieczkę, zwłaszcza że wyłączenie latarki, by nie budzić zła, jest prawie niemożliwe, ponieważ gra jest tak ciemna. Zarazem broń palna jest ograniczona, a prawie zawsze lepiej jest unikać starć, niż w nie brnąć. Silent Hill 2 przeraża swoim mrokiem, niewytłumaczalnymi obrazami, niemożliwą geometrią i bolesnym rozkładem fizycznych przestrzeni.
Kolejny punkt różniący się od oryginalnego dzieła to jumpscare’y, których jest więcej. Silent Hill 2 doskonale potrafi przeplatać przerażające momenty z melancholijnymi i przejmującymi. Dużą rolę w budowaniu napięcia odgrywa radio, które trzeszczy, gdy tylko zbliża się chimera. Efekty dźwiękowe są zresztą mocno upiorne, a wspaniała muzyka Akiry Yamaoki zawsze towarzyszy nam w podróży. W zestawie są nowe utwory, niektóre z nich przypominają małe szaleństwa słyszane we włoskim kinie grozy. Mocna, mechaniczna, industrialna ścieżka wymiennie dobija się do uszu z eterycznymi, nadprzyrodzonymi dźwiękami, które zdają się dobiegać z Twin Peaks, niczym wiatr przemykający przez gałęzie sykomory, a potem przyprawia o dreszcze całą serią szeptów i głosów.
Ponowne zanurkowanie w Silent Hill 2 jest jak natrafienie na płomienną deklarację napisaną przez osobę, z którą zerwano więzi lata temu – wszystko tam jest tak jak we wspomnieniach, ale też wszystko jest inne. James Sunderland powraca w towarzystwie swoich wiecznych demonów. Jeśli nasz bohater ma jakiekolwiek wątpliwości co do konieczności przybycia do serca przeklętego miasta, to ja już ich nie mam. Ta wyczerpująca podróż jest marzeniem fanów, a dla innych koszmarem, który jest dopiero przed nimi i na który czekają. Ta znacząca historia w głąb ciemności pozostawia na poboczu tylko niezainteresowanych turystów. Dla nich może to i lepiej.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Silent Hill 2 to wciąż gra wideo, która może niepokoić i fascynować każdego człowieka dzięki moralnemu światłocieniowi, tragicznej historii miłosnej i badaniu głębi ludzkiej duszy.
Plusy
Budowanie klimatu. Balansowanie pomiędzy oryginałem a nowinkami. Genialne udźwiękowienie.
Minusy
Wizualnie nie jest w stanie odtworzyć magii oryginału. Część modeli postaci. Trochę nieeleganckiej mechaniki eksploracyjnej.