Istnieją gry, które na długo pozostawiają ślad w zbiorowej wyobraźni. Te jednak, jak każde medium oparte na technologii, skazane są na techniczną dezaktualizację, przynajmniej jeśli chodzi o stale ewoluujące elementy, począwszy od jakości tekstur i animacji, aż po mechanikę rozgrywki. Wracając do niektórych gier z przeszłości, łatwo zauważyć, jak pewne rzeczy są prymitywne, nierafinowane lub niepotrzebnie skomplikowane.
To, co jednak się nie zmienia i pozostaje trwałe w pamięci gracza, to aspekt narracyjny, szczególnie w doświadczeniach opartych na fabule. Dobrze napisani bohaterowie i fachowo opowiedziane historie to elementy ponadczasowe i niezwiązane z technologią. Co więc by się stało, gdyby jedna z najlepszych historii z początku XXI wieku została oczyszczona ze wszystkich surowości i ograniczeń technologicznych okresu, do którego należała, i została odświeżona, zachowując jednocześnie styl, muzykę i narrację z przeszłości? Oto pytanie, na które próbuje odpowiedzieć Persona 3 Reload.
Choć seria Persona narodziła się w erze PSX, większość użytkowników dowiedziała się o niej dopiero w piątym rozdziale, będącym prawdziwym kamieniem milowym gatunku JRPG. Jednak prawdziwym przestępstwem byłoby zignorowanie wkładu, jaki poprzednie tytuły z serii włożyły w powstanie prawdziwego giganta japońskich gier RPG. Zwłaszcza trzeci rozdział prezentuje swój własny styl: w momencie premiery Persona nadal była uważana za spin-off Shin Megami Tensei, głównej sagi z mrocznymi i apokaliptycznymi postaciami. Dlatego Persona 3 nadal zachowuje horror i mroczne elementy swojego „starszego brata”.
Już pierwsze minuty gry pokazują ten aspekt, bez większych wyjaśnień ukazując kilka trumien i scenę, w której Yukari, jedna z głównych bohaterek opowieści, celuje sobie pistoletem w głowę. Nieco później odkryjemy, że to, czego byliśmy świadkami, nie jest prawdziwą próbą samobójczą, ale niewątpliwie wprowadzeniem do przygody z całkowitym kontrastem w stosunku do kolejnych części Persony. Piąty i trzeci odcinek nie mogłyby się bardziej różnić pod względem narracji i budowania świata.
Każdy tytuł w sadze ma dominujący kolor. Głównym kolorem Persony 3 jest niebieski, który reprezentuje smutek, udrękę i depresję. To dzieło, które nie boi się poruszać takich tematów jak śmierć, strata bliskiej osoby i koniec świata. Bohater, Makoto Yuki według kanonu, to młody mężczyzna o niebieskich włosach, który musiał uporać się z przedwczesną śmiercią rodziców, co wprawiło go w głęboką apatię. Tego rodzaju traumy, czy to ogromne poczucie winy w związku z konkretnym wydarzeniem czy trudną sytuację rodzinną, są elementem konstytutywnym każdego z bohaterów. Każdy lokator akademika Iwatodai będzie musiał stawić czoła własnym demonom i znaleźć sposób na ich pokonanie, aby dokończyć swój heglowski proces łączenia tezy i antytezy.
Nic dziwnego, że jest to rozdział serii Persona z największą psychologiczną introspekcją. Cechą wyróżniającą tytuł na tle pozostałych rozdziałów jest wyraźna ewolucja każdego ucznia, do tego stopnia, że pod koniec wydarzeń niektórzy z nich zostaną całkowicie zrewolucjonizowani. Szczegół, który z pewnością zasługuje na uwagę i który dodaje narracji ogromnej głębi.
Persona 3 Reload to moim zdaniem dzieło, które szanuje oryginalny materiał, nawet jeśli fanatyczni miłośnicy oryginału mogą temu zaprzeczać. Zespołowi programistów udało się doskonale zachować atmosferę i ton historii, dodając nowe sceny, które wzbogacą narrację i charakterystykę różnych postaci.
Przez cały okres grania miałem wrażenie, że oto tytuł z początku XXI wieku, ale w nowoczesnej oprawie. Emocje, jakie niewiele współczesnych produkcji potrafi przekazać. Grafika i kierunek artystyczny są absolutnie doskonałe. Rozgrywka jest niezwykle płynna, postępy są bardziej stopniowe niż w oryginale, a niektóre szczególnie uciążliwe procesy zostały usprawnione. Oczywiście cały sektor estetyczny został zrewidowany we wspaniały sposób, przewyższający nawet rozdział piąty.
W pozycjach sagi Atlus szczególnie ważną rolę obok oprawy graficznej odgrywa ścieżka dźwiękowa. Praca wykonana w tym zakresie jest godna pochwały. Nowe utwory są z pewnością efektowne i przyjemne w odsłuchu, z niewielką domieszką jazzu, która przywodzi na myśl klimat Persony 5. Zaangażowanie rapera Lotusa Juice (powrót z klasycznej Persony 3) pomoże fanom tytułu poczuć się jak w domu. Mniej przekonujący jest występ Azumi Takahashi, która zastępuje w Reload oryginalną wokalistkę Yumi Kawamurę. Jej głosowi, niezwykle czystemu i dostrojonemu, czasami brakuje typowego dla oryginału rockowego pazura, gdy wykonuje klasyczne kawałki. Nowe, swobodniejsze kompozycje lepiej pasują do jej skali wokalnej. Powiedziawszy to, sektor audiowizualny gry należy do najbardziej satysfakcjonujących i przemyślanych we współczesnej panoramie JRPG.
Jak dotąd dwoma głównymi wcieleniami gry były Persona 3 FES i Persona 3 Portable. Pierwsza zawierała przerywniki filmowe w stylu anime i eksplorację świata z perspektywy trzeciej osoby, a zarządzanie towarzyszami oddelegowano grze (w ramach głębszej filozofii, że nie wszystko można robić samemu, a trzeba polegać na przyjaciołach). Oprócz głównej kampanii FES ma kontynuację „The Answer”. W Persona 3 Portable znikają filmiki w stylu anime, dodatkowa fabuła nie jest dostępna, a eksploracja odbywa się za pomocą statycznych menu, prawie jak w powieści wizualnej. Z drugiej strony istnieje możliwość kontrolowania towarzyszy i dostępna jest alternatywna kampania, w której można wykorzystać kobiece alter ego, z częściowo inną historią i „powiązaniami społecznościowymi”. Łatwo zrozumieć, dlaczego żadna z wersji nie jest idealna dla każdego.
Pod względem zawartości Persona 3 Reload jest… jeszcze inna. Przerywniki filmowe w stylu anime zostały poprawione, eksploracja świata odbywa się tak jak w FES, ale ze znacznie lepszą wydajnością graficzną i można kontrolować wszystkich swoich towarzyszy podczas walk. Nie ma natomiast „The Answer”, co jest dużą stratą, która mam nadzieję zostanie naprawiona przez DLC. Nie ma też kobiecej bohaterki, ale z drugiej strony niektóre linki społecznościowe z wersji przenośnej zostały „wchłonięte” przez główną kampanię. Ukończenie głównej przygody zajmuje około 60 godzin, ale spędzić można w niej co najmniej 100.
Doświadczenie jest mocno dwustronne: dzień spędzimy na części bardziej społecznej i związanej z dialogami. Większość linków społecznościowych, dialogów, wydarzeń i walk odbywa się dokładnie tak jak w klasyku. Jednakże w akademiku dostępnych jest wiele nowych dialogów, wydarzeń i sposobów interakcji. Na przykład możliwe jest gotowanie z innymi członkami drużyny, aby zdobyć specjalne przedmioty lub spędzać z nimi czas na wyjściach lub oglądaniu DVD.
Druga część to nocna eksploracja Tartaru, który stanowi serce rozgrywki RPG. Ważnym krokiem na rzecz szybkości eksploracji jest obecność przycisku Sprint. Drobnym dodatkiem, który z pewnością doceni wielu użytkowników, są nowe zaklęcia światła i ciemności – bardziej niezawodne niż w przeszłości. Gra jest też ogólnie łatwiejsza, ale dzięki różnym poziomom trudności można ustawić sobie wyzwanie zgodne ze swoim podejściem. Tartar ze swoimi walkami wciąż jest bardzo powtarzalnym miejscem. Istnieje kilka elementów, które mają urozmaicić go, jednak wierność oryginałowi powoduje, że Persona 3 Reload jest daleka od wyjątkowej różnorodności Pałaców Persony 5, prawdziwych pereł projektowania poziomów.
Persona 3 Reload nie jest tytułem dla każdego – gracze przyzwyczajeni do szybkiego tempa i różnorodności rozgrywki mogą na nią kręcić nosem. Jak każdy tytuł z serii, Reload należy cieszyć się powoli, doceniając jego doskonałą narrację i spokojnie ciesząc się grindem JRPG w „starym stylu”. Ta interpretacja to niewątpliwie świetny sposób na poznanie arcydzieła stworzonego przez Atlus. Doskonały kierunek artystyczny i zachowana głębia bohaterów historii plasują remake wysoko wśród przedstawicieli sagi. Czy jest to jednak edycja definitywna? To byłoby bardzo kontrowersyjne stwierdzenie. Mnogość niuansów, których może brakować fanatykom poprzednich wydań jest na tyle duża, że chyba tylko łączne wydanie wszystkich trzech wersji usatysfakcjonowałoby wszystkich.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Trochę remake, trochę reinterpretacja – nie wykreśla legendy, ale robi wiele, by stać z nią ramię w ramię.
Plusy
Mnóstwo pozytywnych drobnych zmian w porównaniu do oryginału. Bardzo płynny system walki. Świetna fabuła i bohaterowie. Dziesiątki godzin rozrywki.
Minusy
Tartar odczuwa ciężar swoich lat. Brak „The Answer”. Można było uwzględnić poprzednie wersje w pakiecie.