Remaki starszych gier zawsze wiążą się z ryzykiem. Zwłaszcza jeśli chodzi o produkty z innej epoki. Większość przygodówek sprzed 2000 roku, kategorii obecnie uważanej za niszową, jest dość trudna do grania dla współczesnej publiczności, nie tylko z powodu przestarzałej grafiki, ale przede wszystkim mechaniki. Szkoda, ponieważ pozostawia to wiele „perełek” poza zasięgiem młodych graczy.
Dlatego konieczna jest „redefinicja”, oczywiście pod warunkiem, że pierwotna wizja twórcy nie zostanie zniszczona. Broken Sword – Shadow of the Templars: Reforged to doskonały przykład tego, jak powinny być tworzone remaki, pozostając całkowicie wiernymi oryginałowi, ale jednocześnie prezentując zmiany godne współczesnej ery.
Jeśli chodzi o samą grę, nie ma wiele do powiedzenia, co nie zostało już napisane. Wydana w 1996 roku, jest jedną z najbardziej klasycznych przygodówek point’n’click wszech czasów. Zajmowała się templariuszami i ich mitycznym (?) statusem, zanim stali się „modni” (przed Assassin’s Creed i Danem Brownem), i stworzyła jeden z najbardziej pamiętnych duetów bohaterów w gatunku, George’a Stobbarta i Nicole Collard. Ogromny sukces gry zaowocował kilkoma znaczącymi sequelami, choć moim zdaniem tylko pierwsze dwie części są absolutnie esencjonalne.
W 2010 roku ukazała się nawet edycja Director’s Cut, która wprowadziła pewne dodatki do istniejącej historii (z Nicole odgrywającą znacznie większą rolę niż tylko dyskusje z nią w jej mieszkaniu), jednak ten remake w ogóle nie zajmuje się tą wersją.
Warto zauważyć, że Reforged nie jest budowany całkowicie od podstaw na nowym silniku graficznym, zamiast tego nowa grafika jest oparta na oryginalnej grze, co można łatwo zobaczyć, naciskając przycisk pada, który przełącza między oryginalną a nową grafiką. Nie trzeba dodawać, że różnica jest gigantyczna, do tego stopnia, że zastanawiałem się, czy pierwszy Broken Sword naprawdę wyglądał tak „źle”.
Praca wykonana przez Revolution Software jest niesamowita, zarówno w implementacji tła, jak i postaci (projekt, klatki animacji, kolorowanie), a gra jest z łatwością jedną z najbardziej dopracowanych wizualnie przygodówek ostatnich lat. Ścieżka dźwiękowa przeszła również niezwykły remaster, podnosząc ją do współczesnych standardów, pozostając po tylu latach cudownie nastrojową i melancholijną. Jednak to samo nie dotyczy dialogów, które poza małymi cięciami zostały przeniesione z 1996 roku – czasami głosy postaci brzmią cicho, a czasami głośno.
Częściowo logiczne, ponieważ nagrania należałoby zrealizować od zera, ale jest to coś, o czym należy wspomnieć i co jest jedną z niewielu rzeczy, które przypominają nam, że gramy w grę z ubiegłego wieku.
Inną z nich jest z pewnością sterowanie, które i tak doczekało się kilku ulepszeń. Ogólnie interfejs pozostaje taki sam, jednak możliwość podglądania punktów aktywnych, podpowiedzi czy wyłączania niepotrzebnych do progresu linii dialogowych, pomoże współczesnym graczom. Celem jest oczywiście, aby ten nigdy nie utknął w żadnym miejscu, ale cieszył się historią.
Broken Sword po raz kolejny udowadnia zresztą, że jest to ponadczasowa przygoda, w którą prawie trzydzieści lat później gra się równie przyjemnie, dzięki świetnej narracji, inteligentnemu humorowi, dobrze napisanym postaciom i oczywiście tajemnicy otaczającej Templariuszy.
Wersja Reforged ma powód, by istnieć i warto w nią zagrać zarówno starym, jak i nowym graczom. Nie mogłem sobie wyobrazić lepszej „przystawki” przed premierą Broken Sword 6, która ma się pojawić w przyszłym roku.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Doskonały remake klasycznej gry przygodowej, który przyciągnie uwagę zarówno nowicjuszy gatunku, jak i fanów oryginału.
Plusy
Odświeżona oprawa. Świetna fabuła i klimat.
Minusy
Brak choćby polskich napisów. Momentami typowe dla gatunku, wymuszanie metody prób i błędów.