FromSoftware to producent, który na przestrzeni poprzedniej i bieżącej dekady kojarzy się dość jednoznacznie z gatunkiem gier soulslike. Jego historia zaczęła się jednak dungeon crawlerem King’s Field w roku 1994, a trzy lata później wprowadził on na rynek pierwszą grę z mechami w roli głównej, opartej na walce – Armored Core. Choć tytułów z mechami powstało w historii medium całkiem sporo, tych, w których zasiadało się za sterami potężnych robotów było już znacznie mniej. Współcześnie, jeśli ktoś chce to zrobić, dobrych opcji ma jak na lekarstwo. Najlepszymi z nich były Titanfall 2 (2016) i Zone of the Enders: The 2nd Runner M∀RS (2018, choć jest to wznowienie pozycji z 2003 roku). Kluczowy jednak jest tutaj czas przeszły, bo teraźniejszość jawi się miłośnikom gatunku znacznie jaśniej. Oto szósta odsłona Armored Core VI Fires of Rubicon.
Wydany w 2023 roku, Armored Core VI odstaje od oczekiwań, jakie mogłoby mieć wiele osób znających producenta i dzisiejsze realia powstawania gier. Stworzona pomiędzy Elden Ring a Elden Ring: Shadow of the Erdtree nie należy do gatunku, z którego słynne stało się FromSoftware i którym ekskluzywnie zajmowało się przez ostatnich kilkanaście lat. Nie ma też w niej otwartego świata, który tak często staje się bronią, którą autorzy danego tytułu zadają sobie śmiertelny cios.
I tak, jest coś wyzwalającego i nieomalże relaksującego w fakcie otrzymania w pewien sposób liniowej historii, bez dziesiątek zadań pobocznych i innych bzdur do sprawdzenia. Zamiast tego misje są przydzielane na ekranie menu i zawierają krótką odprawę techniczną prowadzoną przez opiekuna, który przedstawia twoje cele i nawiązuje do wyzwań, przed którymi staniesz.
To właściwie powrót do przeszłości, w którym misje mogą dosłownie polegać na zebraniu kilku elementów z niedawno poturbowanych mechów, a zadanie może zakończyć się w ciągu zaledwie pięciu minut, praktycznie bez walki. Może to być też epicka 40-minutowa batalia z mecha-pająkiem strzelającym do ciebie artylerią z odległości wielu kilometrów, a za nim podążać będzie chwalebny buldożer z dziesiątkami rakiet i przyczepioną do niego bazooką. Istnieje także ruchoma skala trudności misji. Niektóre frustrują, inne można skończyć w mgnieniu oka. Nigdy nie wie się, na co się trafi i jak przebiegnie starcie, mające doprowadzić do finału, co powinno zająć około 18 godzin, 50, jeśli zamierza się odkryć wszystko, co przygotowało dodatkowo FromSoftware w ramach powtórzenia rozgrywki na specjalnych warunkach…
W podtytule już zaznaczyłem, że Armored Core VI Fires of Rubicon zawieranajlepsze walki w historii swojego gatunku. Faktycznie, nieważne gdzie będziemy szukali punktu początkowego, żadne wrażenia z przeszłości z tytułów wcześniej przeze mnie wymienionych, ani nostalgia związana z serią MechWarrior, nie są w stanie przebić rewelacyjnych starć, jakie funduje nam tutaj FromSoftware. Zacznijmy jednak od zbudowania mecha. W hangarze, przed wyruszeniem na wyprawę, możesz kupić niezliczone opcje dostosowywania za swoje ciężko zarobione kredyty.
Może to być wszystko, od ciężkich elementów zbroi wzmacniających statystyki obronne twojego robota po masywne lasery. Istnieją nawet miecze mocy, które zadają niszczycielskie obrażenia w walce wręcz, kosztem niebezpiecznego odsłonięcia, jeśli spudłujesz. Budowanie jest ostrożną żonglerką. Umiejętności gracza nie wystarczą do ukończenia misji i szybko okaże się, że zbyt ciężka zbroja za bardzo ogranicza mobilność mecha, a za słaby generator sprawi, że być może lasery nawet nie zostaną wypróbowane w bitwie. Kombinować po prostu trzeba, żeby uzyskać choćby marginalne korzyści w rozgrywce. Sam zdasz sobie sprawę z tego, kiedy warto wziąć udział w starciu bezpośrednim, a kiedy kluczowe będzie unoszenie się nad ogniem rakietowym i zwinne wykonywanie uników. Tak, pod tym względem w pewnym sensie czuć dziedzictwo FromSoftware i czerpanie z Soulsów – by zwyciężać, należy opracować unikalną strategię dla każdego bossa w grze.
Pętla rozgrywki jest bardzo satysfakcjonująca, nawet jeśli precyzja działań jest niezbędna, ale też akceptacja, że za pierwszym razem dasz się upokorzyć trudnemu przeciwnikowi, by stać się lepszym. W pewnym sensie szósty Armored Core jest dziełem hybrydowym, pomiędzy gatunkami – inny rodzaj bestii, która nie tylko jest lepsza od wszystkich poprzedników, ale redefiniuje gatunek i wyznacza w nim nowe standardy.
Armored Core VI: Fires of Rubicon to orzeźwiające doświadczenie, zachwycające odejście od normy w świecie gier wypełnionych rozległymi otwartymi światami i niekończącymi się zadaniami. Paradoksalne podejście w sytuacji, w której producent w swoim podstawowym kursie w Elden Ring zaproponował odwrotny kierunek.
Gra zaprasza do liniowego, opartego na misji doświadczenia, szanującego twój czas, ale oczekującego skupienia. Nie daj się więc zwieść prostocie. Hangar to kreatywne płótno dla twojego stylu gry, umożliwiające stworzenie mecha odpowiadającego twojemu stylowi i potrzebom, wymagającego stworzenia dowolnej konstrukcji potrzebnej do pokonania napotykanych przeszkód. To symfonia rakiet, laserów i ataków wręcz, a wszystko to po to, by utrzymać mecha przy życiu.
Armored Core VI: Fires of Rubicon to gra, która jeszcze na wiele lat powinna pozostać w panteonie sławy walk mechów. Choć momentami chciałoby się bardziej arcade’owej rozrywki, ta obecna odwdzięcza się za zaangażowanie w sposób, jaki nie robił tego żaden z jego poprzedników.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Najlepsza gra o walkach gigantycznych robotów, jaką kiedykolwiek stworzono.
Plusy
Ekscytująca walka. Wciągające dostosowywanie mechów. Zaskakująco dobra historia.
Minusy
Kilka niezwykle irytujących misji. Kamera momentami wariuje.