Nothing to zupełnie nowa marka w świecie technologii, ale stoi za nią znane nazwisko – Carl Pei, założyciel OnePlus. Pierwszym sygnowanym przez nią produktem są bezprzewodowe słuchawki Ear (1), które przed premierą wywołały spore zamieszanie w mediach społecznościowych. Postanowiłem je osobiście przetestować i sprawdzić, czy warto było na nie czekać.
Design słuchawek nawiązuje do AirPodsów, jednak wkładki są przezroczyste… no, przynajmniej częściowo. Transparentna obudowa pozwoliła mi obejrzeć wnętrze charakterystycznych „ogonków”, ale same części douszne zostały wykonane z białego, nieprzeziernego plastiku. Mimo tego urządzenie prezentuje się oldskulowo, przywodząc na myśl wzornictwo popularne pod koniec ubiegłego wieku.
Pojedyncza słuchawka waży 4,7 g; są one tak leciutkie, że czasami musiałem sprawdzać, czy aby nie wypadły mi one z uszu. Na szczęście aplikacja mobilna ear (1) otrzymała przydatną funkcję lokalizacji wkładek; gdy zgubimy jedną z nich w domu, zlokalizujemy ją za pomocą głośnego sygnału dźwiękowego.
Do sterowania Ear (1) służą dotykowe panele. Obłożenie gestów możemy zmienić w aplikacji, ale nie korzystałem z tej funkcji, ponieważ domyślne ustawienia okazały się naprawdę wygodne. Dwa szybkie dotknięcia wznawiają lub zatrzymują odtwarzanie muzyki, a prześlizgiwanie palcem w górę i w dół zmienia poziom głośności. Panele są precyzyjne; w trakcie testu ani razu nie zdarzyło mi się aktywować ich przez przypadek. Ear (1) otrzymały także funkcję detekcji uszu, automatycznie wstrzymującą pracę, gdy jedna ze słuchawek wypadnie z ucha lub ją wyciągniemy.
Nothing Ear (1) zostały wyposażone w duże, 11,6-milimetrowe przetworniki, które grały wesoło i dynamicznie. Co prawda słuchawki nie mogą pochwalić się najbardziej przejrzystym dźwiękiem, a w niektórych utworach soprany zdają się zostawać gdzieś w tyle, ale w większości utworów spodobało mi się ich ciepłe, głębokie brzmienie. Ich charakterystykę możemy zmienić w aplikacji mobilnej, gdzie do wyboru otrzymamy cztery profile dźwiękowe; szkoda, że nie możemy stworzyć własnego.
Na pochwałę zasługuje również funkcja aktywnej redukcji hałasu. Tutaj otrzymujemy trzy tryby pracy: ten najwyższy bardzo dobrze radzi sobie z wytłumianiem uciążliwych odgłosów remontu lub ruchu drogowego, zaś ten niższy przydawał mi się głównie w biurze. Do dyspozycji otrzymujemy także tryb pełnej transparentności.
Gdy ANC było włączone, jedno ładowanie Ear (1) starczało mi na przeciętne 4 godziny słuchania muzyki. Honoru słuchawek broni etui ładujące, które wydłuża czas pracy o dodatkowe 24 godziny, jednak i ono nie ustrzegło się kilku niedociągnięć. Całkowite uzupełnienie zamkniętej w nim baterii trwa niemal sześć godzin, a ładowanie Qi dłuży się jeszcze bardziej. Z bezprzewodowego uzupełniania akumulatora korzystałem tylko pomocniczo, w samochodzie; w domu i w biurze wolałem ładować je przewodowo.
Pierwsze słuchawki od Nothing są funkcjonalne, stylowe i nieźle wycenione. Co prawda nie wywołają one rewolucji na rynku urządzeń true wireless, ale jeśli szukasz niedrogiego sprzętu o intrygującym designie, nie mogłeś trafić lepiej.
SPECYFIKACJA
- CENA 470 PLN
- PRZETWORNIKI 11,6 mm
- PASMO PRZENOSZENIA 20 Hz – 20 kHz
- ŁĄCZNOŚĆ Bluetooth 5.2, USB-C, Qi
- ANC tak
- WAGA SŁUCHAWKI 4,7 g
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Nothing Ear (1) to efektowny i nieźle grający gadżet, który nie uszczupli twojego domowego budżetu.
Plusy
Efektowne wzornictwo z przezroczystymi elementami. Intuicyjne sterowanie. Funkcjonalna aplikacja. Niezłe ANC.
Minusy
Stosunkowo krótki czas pracy na baterii. Etui ładuje się całe wieki.