Na przestrzeni 45 lat istnienia Pac-Mana ta jedna z najpopularniejszych postaci w historii gier wideo doczekała się wielu interpretacji – od dziwacznych, ale nieudanych, po całkiem niezłe. Spośród około 50 tytułów, które ujrzały światło dzienne, logicznym i bezpiecznym krokiem byłoby odświeżenie najlepszej odsłony serii, czyli Pac-Man Championship Edition. Bandai Namco zdecydowało się jednak na ruch znacznie odważniejszy.
Gra, o której dziś mowa – Shadow Labyrinth – bez wątpienia bije rekord osobliwości. To dwuwymiarowa metroidvania, przedstawiciel jednego z najmodniejszych obecnie gatunków, wzbogacona o elementy zaczerpnięte z soulslike’ów.
Metroidvanie w ostatnich latach przeżywają prawdziwy rozkwit, a nawet lekkie przesycenie. Już na wstępie warto więc zaznaczyć – Shadow Labyrinth nie wybija się niczym szczególnym. Ale jeśli jesteś prawdziwym fanem gatunku, możesz odnaleźć się w tej produkcji, w której dominuje klimat mrocznego sci-fi. Zamaskowany wojownik, prowadzony przez złotą kulę o imieniu Puck, przemierza postapokaliptyczny labirynt pełen mutantów i subtelnych odniesień do legendarnej gry o żółtym pożeraczu kropek.
Produkcja Bandai Namco Studios zaskakuje już na starcie – przede wszystkim surową oprawą graficzną, zarówno pod względem artystycznym, jak i technicznym, oraz osobliwą historią balansującą na granicy sci-fi i fantasy. Niestety, fabuła jest dość nudna i słabo opowiedziana.
Pod względem wizualnym gra przypomina wczesne produkcje indie z czasów Xboxa 360 i PS3. Sama rozgrywka inspirowana jest nowszymi metroidvaniami – sterowanie nie zachwyca, ale spełnia minimalne standardy roku 2025.
Momentami gra sprawia wrażenie debiutu niewielkiego studia indie, a nie tytułu stworzonego przez dużą wewnętrzną ekipę Bandai Namco. Znajdziemy tu klasyczne składniki gatunku: skakanie, eksplorację i bardzo podstawowy system walki mieczem. Niestety, pierwsze godziny rozgrywki są monotonne – gra nie popełnia rażących błędów, ale też nie zachwyca w żadnym aspekcie.




Sekcje platformowe są zbyt proste, projekt poziomów mało wyrazisty, a przez brak wizualnej tożsamości lokacji łatwo się zgubić. Walka szybko nuży – do dyspozycji mamy trójciosowe combo, unik i dwie specjalne umiejętności. Przeciwników jest niewielu, a ich schematy ataku są banalne. Przesadzono też z liczbą aren, a starcia z bossami nie stanowią wyzwania. Widać projektowe potknięcia charakterystyczne dla debiutantów – na przykład niefortunne rozmieszczenie punktów kontrolnych.
Dopiero z czasem – zdecydowanie zbyt późno – Shadow Labyrinth zaczyna się rozkręcać. Nowe elementy wzbogacają walkę, eksplorację i platformowanie. Gra staje się ciekawsza, momentami nawet wymagająca. Po około ośmiu godzinach pojawia się pierwsze solidne urozmaicenie – hak, który znacząco usprawnia poruszanie się po mapie. Na klasyczny, upragniony, podwójny skok trzeba czekać jeszcze dłużej – co nie jest niczym nowym w tym gatunku.
To właśnie jeden z największych grzechów produkcji – zbyt powolny start
W tym momencie odblokowujemy również nowe umiejętności bojowe, możliwość zakupu licznych ulepszeń, a także najciekawszy element gry – labirynty. To świetnie zaprojektowane, kreatywne etapy, które reinterpretują klasyczną rozgrywkę z Pac-Mana, dodając do niej skoki, bossów i inne szaleństwa. Szkoda tylko, że pojawiają się dopiero w drugiej połowie gry – podobnie jak wiele innych mechanik, które mogłyby uratować pierwsze godziny.
Gra osadzona jest w uniwersum UGSF (United Galaxy Space Force) – wspólnym świecie sci-fi stworzonym przez Namco. Nie brakuje odniesień do innych gier japońskiego giganta. Przez całą przygodę towarzyszy nam Puck – żółta, lewitująca kula, pełniąca funkcję narratora i pomocnika gracza. Puck pozwala m.in. przyklejać się do szyn i poruszać niczym Pac-Man, a po pokonaniu bossów „pożera” ich, odblokowując nowe zdolności. Jego rola w gameplayu jest jednak raczej symboliczna.



Więcej dzieje się dopiero po połowie gry. Gdy wreszcie trafiamy do wspomnianych labiryntów, tytuł nabiera rumieńców. To zdecydowanie najbardziej oryginalny, świeży i udany element gry – dynamiczny, pomysłowy i wizualnie znacznie ciekawszy. Ale trzeba naprawdę sporo cierpliwości, by do tego momentu dotrwać.
To właśnie jeden z największych grzechów produkcji – zbyt powolny start. Trudno nie odnieść wrażenia, że był tu potencjał na coś znacznie lepszego.
Końcówka jednak pozytywnie zaskakuje. Gra staje się całkiem przyjemna i momentami nawet wymagająca – zarówno pod względem starć z bossami, jak i eksploracji. Trzeba jednak zaznaczyć, że tytuł nie prowadzi gracza za rękę, nie podpowiada, gdzie iść dalej, a przez labiryntową strukturę mapy można się solidnie zgubić.
Czas rozgrywki to około 15-20 godzin, w zależności od tego, ile razy się zagubisz, jak długo będziesz walczył z bossami i czy zdecydujesz się na realizację zadań pobocznych. Zdobycie 100% może być satysfakcjonującym wyzwaniem dla fanów gatunku.
Ostatecznie – mimo surowej oprawy wizualnej (gra wygląda po prostu brzydko) i dziwacznej, niepotrzebnej fabuły – Shadow Labyrinth okazuje się lepszy, niż można sądzić na pierwszy rzut oka. Trzeba jednak sporej cierpliwości, bo jego największe atuty ujawniają się dopiero po dłuższym czasie.
„Dziwny” – to chyba najlepsze słowo, którym można określić Shadow Labyrinth: klasyczną metroidvanię 2D z nieciekawą grafiką, pokręconą fabułą i gameplayem, który długo nie oferuje nic godnego uwagi. A jednak, mimo bardzo przeciętnego początku, gra potrafi zaskoczyć. Są tu lepsze momenty – a jeśli jesteś zapalonym fanem metroidvanii i masz już wszystkie ważniejsze pozycje zaliczone, prawdopodobnie znajdziesz tu coś dla siebie.
Shadow Labyrinth to gra, która – mimo niedociągnięć i braku silnej tożsamości – ma w sobie pewien dziwaczny urok. I właśnie to „coś” może okazać się wystarczającym powodem, by dać jej szansę.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Pac-Man powraca w jednej ze swoich najdziwniejszych odsłon – dwuwymiarowej metroidvanii, która nie imponuje niczym szczególnym, ale najbardziej zagorzali fani gatunku powinni w niej odnaleźć coś dla siebie.
Plusy
Bardzo oryginalny sposób na reinterpretację Pac-Mana. Pomysłowe labirynty inspirowane klasyką serii. Po wielu godzinach wstępu wciągająca metroidvania.
Minusy
Okropnie wolno się rozkręca. Nie wyróżnia się niczym na tle konkurencji w gatunku. Bardzo przeciętna oprawa audiowizualna.