Layers of Fear nie jest nowym rozdziałem w serii, ani remasterem czy remakiem. Najbardziej: sprytnym podejściem, które zbliża się do tego, co w żargonie moglibyśmy nazwać „edycją ostateczną”.
Dotychczasowe doświadczenie serii Bloober Team, choć bogate w wiele interesujących pomysłów, kulało w aspektach dotyczących budzenia prawdziwego strachu, nie wspominając o problemach ze zidentyfikowaniem siebie, co przenosiło się na samego gracza, bardziej czującego się jak obserwator wydarzeń niż postać zaangażowaną w historię.
Siłą rzeczy Layers of Fear (2023) nie jest znacząco lepsze, ale zrobiono tyle, ile można było, zgrabnie łącząc trzy doświadczenia w spójne i „przepuszczając” dodatkowo przez silnik graficzny Unreal Engine 5. Gdy nowe wydanie konsumuje się bez kontekstu historycznego, daje to wiarygodny feeling obcowania z 10 godzinami historii, których wspólnym mianownikiem jest sztuka i złudzenia umysłu.
Bohater pierwszego Layers of Fear jest przytłoczony udręczonym poszukiwaniem własnego doskonałego arcydzieła, które miesza się z poczuciem winy, pojawiającym się w rzadkich momentach, w których szaleństwo wycofuje się, by zrobić miejsce ostatnim resztkom świadomości.
Uroczysty dwór, w którym rozgrywa się akcja przygody, wydaje się idealnym miejscem dla literatury gotyckiej przełomu XIX i XX wieku, niemal oddychającym ciężko i trzeszczącym pod nieznośnym ciężarem ludzkiej niegodziwości. Rozwija się, wykrzywia, buntuje przeciwko rozgrywającemu się w jego murach dramatowi, żyje i cierpi jak prawdziwy bohater. To jeden z najlepszych przykładów tego, jak symulator chodzenia – bo taka jest natura serii – potrafi najlepiej opisać poważne choroby psychiczne, takie jak schizofrenia.
Z drugiej strony Layers of Fear 2 opowiada historię aktora, którego osobowość jest całkowicie zagubiona, podczas gdy on radzi sobie w poszukiwaniu siebie i tego, co kryje się w jego najgłębszej jaźni. Struktura opowiadania nie odbiega zbytnio od protoplasty – a więc przebiega według ugruntowanego już schematu, który zakłada budowanie opowiadania fragment po fragmencie.
Udźwiękowienie jest dobre i na słuchawkach robi szczególne wrażenie w momentach, gdy w codzienne życie wlewają się koszmarne urojenia, którym bohaterowie na próżno próbują się oprzeć, a które stały się integralną częścią ich życia.
Postrzeganie zmienione przez traumę, stratę, obsesję, przemoc i umysł, który na zawsze stracił kontakt z rzeczywistością – biorąc pod uwagę tę tematykę, łatwiej jest zrozumieć, dlaczego Bloober Team zostało wybrane do stworzenia remake’u Silent Hill 2. Jednak biorąc pod uwagę, jak bardzo niedoskonałym dziełem jest Layers of Fear, znacznie większy horror niż w trakcie gry będą przeżywać fani japońskiego klasyka, drżąc nad tym, czy polskie studio dojrzało do spoczywającej na nim odpowiedzialności.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Najlepsza i być może ostatnia okazja, aby poznać serię Layers of Fear.
Plusy
Cała seria zgrabnie połączona w jedno doświadczenie. Słuszna cena.
Minusy
To wciąż jest po prostu trochę przypudrowany, średni horror.