Jest piątek rano, znacznie wcześniej niż standardowa pora wstawania. Podjeżdżamy pod dom naszej bohaterki, zgarniamy ją do samochodu i zakładamy jej opaskę na oczy. Auto pokonuje kolejne kilometry, aż w końcu nagle hamuje. Słońce powoli wychyla się zza horyzontu. Zostawiamy nasz obiekt w nieznanym miejscu, po czym odjeżdżamy. Nie, to nie jest fragment scenariusza thrillera ani przyznanie się do zbrodni, ale przygotowanie do wielkiego testu terenowych gadżetów.
Nasza bohaterka otrzymała proste zadanie: korzystając jedynie ze zdobyczy technologii, będzie musiała odnaleźć się w nieznanym terenie i trafić do punktu kontrolnego. Jedyna droga wiedzie przez szczyt najwyższej góry w okolicy. Towarzyszyć jej będzie fotograf uzbrojony w aparat Fujifilm X-E3, który zainterweniuje jedynie w przypadku niebezpieczeństwa rodem z filmu 127 godzin. Po włożeniu ubrania odpowiedniego na terenowe wycieczki – butów Salomon X Ultra Trek GTX, kurtki Arc’Teryx Beta AR oraz ciepłego polaru Icebreaker Cool-Lite Mira, nasza bohaterka była gotowa do drogi. Zanim ruszyła na spotkanie z naturą, postanowiła sprawdzić, jakie gadżety dla niej przygotowaliśmy. Oddajmy głos samej zainteresowanej…
PACZKA NA DROGĘ
Dokładnie przeszukałam plecak Patagonia Stormfront – wodoodporny, co wywołuje we mnie nieprzyjemne przeczucie, że podczas tej wycieczki mam szansę porządnie zmoknąć. Wyciągnęłam z niego czołówkę Black Diamond Revolt. Słońce jeszcze nie wzeszło w pełni, a ja nie mam ochoty poślizgnąć się w ciemności na kamieniu czy błocie. Zamontowane w Revolt diody LED odpowiadają różnym poziomom oświetlenia. Włączyłam te przeznaczone do nawigacji w trudnych warunkach dziennych.
W plecaku znalazł się również przenośny ekspres Handpresso Auto Capsule, czyli podstawa survivalu dla miłośników kawy. Podłączyłam go do gniazdka 12 wolt w redakcyjnym aucie, dodałam odrobinę wody i włożyłam do środka kapsułkę z kawą. Po kilku minutach mogłam cieszyć się smakowitym espresso na drogę. W plecaku znalazłam również drona DJI Mavic Air. Reszta drużyny cierpliwie wyjaśniła, że to nie do robienia selfie, ale ułatwienia szczególnie trudnych podejść.
NA GÓRSKIM SZLAKU
Wypiłam kawkę i obejrzałam drona, ale nie zmieniło to faktu, że wciąż nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Wśród gadżetów znalazłam spory telefon w terenowej obudowie. To Land Rover Explore Outdoor, który został skonstruowany specjalnie dla miłośników wypadów w nieznane. Po jego włączeniu (na szczęście bateria była w pełni naładowana), odpaliłam GPS-a. Okazało się, że jestem w Parku Narodowym Snowdonia w Walii, a moim celem jest znalezienie drogi na szczyt masywu Snowdon. Początkowo chciałam oszukać system i pójść za innymi wspinaczami, ale niestety byłoby to łamanie zasad. Zresztą, kto wspinałby się o tak wczesnej porze? Rozejrzałam się dookoła; rzeczywiście, poza nami nie było tu nikogo.
Samotna wycieczka to żaden problem z telefonem od Land Rovera. Włączyłam aplikację ViewRanger, w której zapisane są szlaki spacerowe i górskie z całego świata. Po wyszukaniu Snowdonii, na ekranie pojawiło się kilka dróg o różnym stopniu trudności. Zdecydowałam się na wejście na Snowdon szlakiem oznaczonym symbolem PGY – o zejściu pomyślę na szczycie. Na wszelki wypadek wrzuciłam do plecaka walkie-talkie od Binatone. Góry bywają zdradliwe, dlatego warto mieć przy sobie taki gadżet bezpieczeństwa.
Z LOTU DRONA
Na początku nie miałam pojęcia, po co mi dron Mavic Air, który przeznaczony jest przede wszystkim do robienia zdjęć – w końcu towarzyszył mi fotograf, nie? Szybko okazało się, że mogę wykorzystać go do przeprowadzenia rekonesansu i sprawdzenia ścieżki, za pomocą której wejdę na główny szlak. Krótka analiza nagrania 4K wystarczyła, żebym zrezygnowała z najbliższej drogi – była ona zbyt skalista i stroma jak na mój gust, a niedaleko znajdowało się znacznie łagodniejsze podejście. Złożyłam drona i umieściłam go w plecaku.
Słońce wspinało się coraz wyżej, więc ruszyłam dalej. Jakieś pół godziny później przypomniałam sobie o pewnym bardzo istotnym szczególe – w plecaku nie było butelki z wodą! Zamiast tego redakcja wyposażyła mnie w bidon z filtrem LifeStraw Go. Dwufazowy proces oczyszczania wody usuwa bakterie i pierwotniaki, dzięki czemu mogłam napełnić butlę także w zbiornikach i ciekach wodnych. Zatrzymałam się przy najbliższym wodospadzie i zaczerpnęłam życiodajnego płynu. Taka ilość spokojnie wystarczyła mi w drodze na szczyt.
PRZEZ SKAŁY I WĄWOZY
Kilka godzin później znalazłam się tuż pod szczytem. Niestety, na tym etapie pogoda przestała mi sprzyjać. Szybko owinęłam się kurtką Arc’Teryx i schowałam wszystkie gadżety do plecaka. Do kieszeni włożyłam tylko wodoodporny telefon. Po dotarciu do celu, zdecydowałam się na chwilę odpoczynku. Do kontaktu z redakcją posłużyła mi krótkofalówka Binatone Terrain 850. Ma ona zasięg 8 km, który w zupełności wystarczył – nie oddaliłam się od reszty o więcej niż 7 km.
Relaks na szczycie Snowdon byłby przyjemniejszy, gdyby nie coraz zimniejszy wiatr i deszcz. Land Rover Explore Outdoor jeszcze raz znalazł dla mnie obiecujący szlak, ale tym razem miałam poważne problemy ze znalezieniem drogi. Na szczęście po kilkunastu minutach podążania za wskazaniami GPS-a, jak za kompasem trafiłam na ścieżkę. Po drodze napełniłam LifeStraw Go wodą ze strumienia i poinformowałam, którędy schodzę.
Szlak stawał się coraz mniej przyjazny. Mokre kamienie to poważne zagrożenie dla wspinaczy, ale przyczepne buty turystyczne Salomon chroniły mnie przed upadkiem. Wodoodporna kurtka i plecak również spełniły swoją rolę. U podnóża góry czekał na mnie komitet powitalny i kolejny kubek kawy zaparzonej w Handpresso. Byłam całkiem dumna ze swojego osiągnięcia – może nie był to najbardziej zaawansowany survival pod słońcem, ale dzięki technologii udało mi się przeżyć kolejną niezapomnianą przygodę.