Odkurzacze bezworkowe, wentylatory bezłopatkowe i suszarki do włosów przypominające różdżkę to tylko niektóre z produktów, które brytyjska marka technologiczna Dyson projektuje w swojej bazie w Malmesbury, małym miasteczku w południowo-zachodniej Anglii.
Marka jest głównym pracodawcą w mieście i zatrudnia ponad 3 500 pracowników. Populacja Malmesbury wynosi 5 380 osób. Wynalazca Sir James Dyson, posiadający na swoim koncie wiele patentów, od 30 lat znajduje się na szczycie swojego imperium i nie zamierza zwalniać tempa, zarazem wystrzegając się częstych ruchów konkurencji, jak sprzedaży innym podmiotom czy wejścia na giełdę. Jedno i drugie miałoby oznaczać koniec niezależności i stawiania przede wszystkim na innowację w poszczególnych działaniach. Kiedy bliżej pozna się jego filozofię, nabiera to wiele sensu. By jednak dokładnie ją zrozumieć, musiałem wybrać się właśnie do Malmesbury.
Podczas dwóch dni zwiedzania dziesiątek laboratoriów w niemal wojskowym ośrodku, w którym pracują tysiące inżynierów, poznałem ludzi o niezwykle skomplikowanych zawodach, przedstawiających się i zaczynających opisywać swoją specyficzną rolę w tworzeniu urządzeń Dysona. Każdy z nich zdaje się reprezentować nieco inną naturę, ale wszyscy wypowiadają też pewne wariacje stwierdzeń o tym, że nie ma czegoś takiego jak zły pomysł i nie lubi myśleć o Dysonie jako o marce. Pracownicy wydają się całym sercem wierzyć w taki styl życia.
W tym wszystkim brakowałoby tylko pomników Sir Jamesa Dysona, by potwierdzić jego deifikację. I chociaż tych w klasycznym rozumieniu się nie uświadczy, w wielu miejscach porozsiewane są inżynieryjne memorabilia, oczywiście rozmiarem adekwatne do aspiracji firmy. Chociażby w firmowej kawiarni nad moją głową wisiał 6,5-tonowy samolot BAC Lightning F.1A.
Każdy centymetr kampusu w Malmesbury jest nasycony DNA założyciela, właściciela i lidera. Myli się jednak ten, kto plasuje Jamesa Dysona w kategorii takich postaci jak Elon Musk czy Steve Jobs, którzy swoimi zachowaniami przypominali kogoś pomiędzy przywódcą sekty a dyktatorem. To znacznie bardziej utopia dla wolnomyślicieli i twórców w środku Wiltshire, a pamiątkowe elementy, jak chociażby prototypowy model samochodu Dysona, to nie jak elementy jego świątyni, a raczej hołd dla inżynierii i ducha przekraczania granic tego, co uważa się za możliwe.
Odwiedzone przeze mnie miejsce to futurystyczna fabryka, w której ludzie spędzają całe dnie, wymyślając i projektując produkty science fiction przyszłości, opierające się na tysiącach zgłoszonych patentów, z których niewiadoma liczba faktycznie będzie wykorzystana.
Godna podziwu cierpliwość twórcy jest odzwierciedleniem jego myślenia, które przewija się chociażby w jego biografii, którą otrzymałem w Malmesbury. Choć praktycznie każde przedsiębiorstwo mówi o tym, że tworzy produkty, by zmieniać świat, James Dyson bez wątpienia naprawdę w to wierzy, a zarabiane pieniądze są tylko tego, często nieoczywistą, pochodną.
Wielu inżynierów pracujących w Dyson ma najwyższe, jakie można sobie wyobrazić, kwalifikacje. Sam jej lider budował statki desantowe, zanim zaczął opracowywać odkurzacze z przezroczystymi pojemnikami. Dla laika przejście od projektowania myśliwców do oczyszczaczy powietrza może wydawać się krokiem w dół, ale inżynierowie firmy entuzjastycznie by się z tym nie zgodzili. Ich radość łatwiej można zrozumieć, gdy dowiaduję się, że na wszystkie próby związane z rozwojem suszarki do włosów, James Dyson przeznaczył 50 milionów funtów – do momentu, gdy jego ludzie powiedzieli, że produkt został ukończony. Jeśli będąc twórcą, możesz poświęcić takie pieniądze na produkt o niemożliwej do przewidzenia przyszłości, znaczy, że lubisz prowadzić firmę na wysokiej adrenalinie.
Co istotne, nad projektami pracują nie tylko doświadczeni pracownicy Dysona (niektórzy, których poznałem, od dekad!), ale także młoda krew. Co roku tutejszy Instytut Inżynierii i Technologii przyjmuje kilkudziesięciu studentów, zapewniając im zakwaterowanie na terenie kampusu i możliwość zaangażowania się w rozwój pomysłów. Każdy student otrzymuje także wynagrodzenie, a następnie ofertę pracy w globalnym zespole inżynierów Dyson.
Nic nie jest jednak idealne i gdy widzę na smyczkach pracowników firmy motto o tym, żeby nigdy nie pozwalać sobie na satysfakcję, tylko szukać kolejnego celu, wiem, że ambicja ludzi pracujących nad produktami firmy musi być momentami chorobliwa. Samemu jednak żyjąc pasją, mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że w oczach inżynierów, których poznałem, płonął prawdziwy żar i pragnienie tego, by faktycznie tworzyć rzeczy odważne, niespotykane u innych firm i próbujące w inny sposób zmienić codzienność ludzi.
W trakcie swojej podróży do centrum Dysona wiedziałem, że będę miał do czynienia z mistrzami inżynierii. Duże wrażenie zrobiły na mnie techniczne aspekty wielu prezentowanych rozwiązań, choć jeszcze większe (wybaczcie naukowcy!) dotykało mnie, gdy w kolejnych laboratoriach dowiadywałem się ciekawostek z ich pracy i anegdot. Nie wątpcie więc: w odpowiedniej sali do testów odkurzaczy wykorzystuje się tak japońskie tatami, jak i, dekady temu tak kojarzone z naszym krajem, gobelinowe dywany. Obserwowanie roztoczy pod mikroskopem czy badanie głośności urządzeń w „bunkrze” o idealnej ciszy, naznaczyły mój trip do Malmesbury, choć dla gospodarzy były tylko kolejnym dniem w biurze.
Tak, Dyson jest owiany tajemnicą. Firma nie jest publiczna, pracownicy są powściągliwi, w tym samym czasie realizowanych jest kilka projektów, a jedno spojrzenie na siedzibę, gdzie prototypy są chronione, dostęp jest niezwykle ograniczony, a maszyny, które mijałem, pozasłaniane przed moimi oczami czarnymi płachtami, sprawia, że uwierzyłem, że jestem w środku całkowicie nowego świata.
W tym technologicznym zamęcie najważniejszy okazał się jednak człowiek, każdy z osobna, tworzący społeczność centrum Dysona. Wszyscy wierzą w to, co zostało im przekazane przez jego twórcę, podkreślającego znaczenie podejmowania ryzyka, bycia odważnym i nie bania się porażki w trakcie prób. W końcu nawet one to tylko kolejny krok i szansa na stworzenie czegoś naprawdę wyjątkowego.
Historia Jamesa Dysona
Firma Dyson rozwinęła się wykładniczo, począwszy od testowania ponad pięciu tysięcy (!) prototypów odkurzaczy, aż do swojej pozycji producenta sprzętu premium, oferującego innowacyjne, nowoczesne i wysoce funkcjonalne produkty do domu. Przyjrzyjmy się niezwykłej podróży Jamesa Dysona, który założył firmę samodzielnie, bez żadnego formalnego wykształcenia ani doświadczenia biznesowego.
Urodzony w 1947 roku na wschodnim wybrzeżu Anglii, James Dyson uczył się sztuki, języków, projektowania wnętrz i mebli, by w końcu natknąć się na inżynierię, która go zafascynowała. Wraz z brytyjskim przedsiębiorcą, Jeremym Frym, współpracował m.in. przy Dyson Sea Truck – amfibii, szybkiej łodzi desantowej z gładkim kadłubem z włókna szklanego. Dyson wykorzystał ten projekt nawet jako projekt swojej pracy dyplomowej w 1970 r., a po uzyskaniu dyplomu z projektowania wnętrz został zatrudniony do sprzedaży pojazdów w firmie, na której czele stał Fry. Sea Truck odniosły sukces, a wśród klientów byli szkoccy lordowie, którzy wykorzystywali je do transportu towarów, a nawet armia egipska, która miała je użytkować podczas wojny z Izraelem w latach 70. Dyson nie poprzestał jednak tylko na projektowaniu pojazdów i ruszył dalej w stronę pomysłu, który umieścił go na mapie świata: odkurzacza bezworkowego.
Frustrujące doświadczenie Dysona z odkurzaczem Hoovera sprawiło, że rozebrał go na części i zrozumiał naturę jego problemu – zalegającego kurzu, który obniżał moc ssania przez ograniczenie przepływu powietrza. Jego pomysłem na ten problem było rozwiązanie obecne w tartakach, wyposażonych w coś na kształt wentylatorów przemysłowych odciągowych, do usuwania pyłu z powietrza. Wystarczyło teraz „tylko” zmniejszyć i zastosować taki element w odkurzaczu, eliminując potrzebę używania worków i zapewniając, że całość nie straci siły ssącej.
sięcy prototypów, Dyson i jego rodzina przeżywali trudny finansowo okres, nie wspominając o tym, że sam twórca był niejednokrotnie uważany za szaleńca. Ten jednak nie poddawał się i dzięki iteracyjnym udoskonaleniom oraz latom testowania ukończył swoje dzieło.
Choć myślał, że udzielenie licencji na pomysł będzie łatwe, a producenci chętnie nawiążą z nim współpracę, jego prototyp był odrzucany przez firmy, które postrzegały go jako zagrożenie dla swoich ugruntowanych przedsiębiorstw. Hoover chciał, by zrzekł się praw do wynalazku, Electrolux stwierdził wprost, że nie można sprzedawać odkurzaczy bez worków. Choć w połowie lat 80-tych Dysonowi udało się sprzedawać swoje odkurzacze, udzielając licencji japońskiemu Apexowi, różowy, pionowy odkurzacz cyklonowy G-Force o zawrotnej cenie nie spełniał ambicji inżynieryjnych Brytyjczyka.
Dyson zdał sobie sprawę, że będzie musiał założyć swoją własną firmę, co ostatecznie zrobił w 1991 roku, biorąc pożyczkę w kwocie ponad pół miliona funtów, ustanawiając swój dom jako zabezpieczenie i inwestując wszystkie oszczędności, aby tchnąć życie w swoją wizję. Założył nie tylko fabrykę, ale także ośrodek badawczy, ponieważ od samego początku było dla niego ważne opracowywanie nowych sposobów budowania lepszych produktów.
W 1993 roku odkurzacz Dual Cyclone DC01 faktycznie zdobył rozgłos i został przyjęty przez klientów jako interesująca nowość. W kolejnych latach wiele firm zaczęło kopiować ten pomysł.
Błędem byłoby myślenie, że od tej chwili wszystko w karierze Jamesa Dysona i jego firmy szło jak z płatka. Gdy zechciał opracować pralkę o doskonałej mocy czyszczenia, zauważył, że ta tradycyjna jest w stanie usunąć w ciągu dwóch godzin te same zabrudzenia, których ręczne pozbycie się zajęłoby 15 minut. To skłoniło go do zastanowienia się, jak zrobić to szybciej. ContraRotator była rozwiązaniem tego problemu, dzięki dwóm bębnom obracającym się w przeciwnych kierunkach, aby symulować mycie rękami. Maszyna było skuteczniejsza, bardzo energooszczędna i ładowna. W 2000 roku kosztując jednak w okolicach 1 000 funtów, była dwukrotnie droższa niż produkty konkurencji i nie udało jej się zdobyć szturmem rynku pomimo świetnych recenzji, przez co po kilku latach została wycofana z dalszej sprzedaży.
Dyson uznał to za porażkę, ale taką, która ma uczyć, a nie budzić strach przed dalszymi, odważnymi pomysłami i podejmowaniem ryzyka. Wynalazczość jest kluczem i dlatego Dyson przeznacza około 15 procent rocznych przychodów firmy na badania i rozwój.
Dzięki obsesyjnemu podejściu do precyzyjnej inżynierii, estetycznego wzornictwa przemysłowego i najnowocześniejszej technologii firma wyrobiła sobie markę na rynku najwyższej klasy sprzętu gospodarstwa domowego i biznesowego. Przy okazji udowodniono, że najwyższej jakości gadżety konsumenckie mogą przynieść firmom zyski, jeśli sprawią tylko, że ich życie stanie się wygodniejsze i lepsze.
Kimkolwiek jesteś, cokolwiek robisz i gdziekolwiek się znajdujesz, z pewnością będziesz musiał stawić czoła wyzwaniom. Od odrzucenia przez wiele firm, które nie zgodziły się na współpracę z Dysonem, po konkurencję próbującą ukraść technologię i zdyskredytować go, Dyson musiał stawić czoła szeregowi wyzwań, które go nie powstrzymały. Patrząc na jego sukces, warto z tego zaczerpnąć lekcję, nawet jeśli niewielu z nas trafi tropem inżyniera na listę najbogatszych miliarderów.