Smartwatche, opaski fitness i inne osobiste gadżety zaczęły zyskiwać popularność jakieś dziesięć lat temu: pierwsze produkty od Fitbita i Pebble zdawały się zapowiadać początek epoki, w której nareszcie będziemy mogli zostawić ciężkie i niepraktyczne telefony komórkowe w domach. Odważne koncepty rozbudzały wyobraźnię branży technologicznej: chcieliśmy nosić inteligentne soczewki kontaktowe, opaski śledzące nasze ruchy dłoni i kolczyki z wbudowanymi mikrofonami.
Nikogo nie powinno zatem dziwić, że gdy Google zapowiedziało stworzenie inteligentnych okularów, wiele osób oszalało na ich punkcie. Niczym w filmie science fiction, nagle każdy chciał mieć własny wyświetlacz head-up. Trzeba zresztą przyznać, że Google Glass na papierze robiły spore wrażenie: wskazówki nawigacyjne wyświetlane w polu widzenia oznaczały, że już nigdy nie mielibyśmy problemów ze znalezieniem odpowiedniego adresu, a możliwość nakładania informacji na obserwowane obiekty dodawałaby głębi naszym codziennym podróżom. Co mogło pójść nie tak?
Cóż, jak się okazało, wszystko. Przede wszystkim Google Glass wcale nie przypominały szpanerskich wizjerów à la Gordon Freeman z Half-Life, ale raczej tani rekwizyt z kiczowatego filmu z lat 80. Zamiast korzystania z czytelnego wyświetlacza, użytkownik musiał wpatrywać się w malutki ekranik LCD, umieszczony gdzieś w kąciku oka; momentami okulary bardziej przeszkadzały, niż pomagały. Na dodatek większość osób nie chciała chodzić po ulicach w gadżecie kosztującym półtora tysiąca dolarów (czyli prawie 6 000 złotych), a przymocowana do Google Glass kamerka budziła obawy o to, co z takim sprzętem mogą zrobić przestępcy i podglądacze.
Okulary zostały bezlitośnie obśmiane w sieci i skrytykowane przez branżowych dziennikarzy, co skłoniło Google do zrezygnowania z promowania Glass jako produktu dla konsumentów już w 2015 roku. Zamiast tego firma skupiła się na ich zastosowaniach biznesowych: zaprezentowane w 2017 i 2019 r. wersje Enterprise zostały przyjęte znacznie bardziej entuzjastycznie.
Negatywna reakcja na inteligentne okulary była po części rezultatem szeroko zakrojonej kampanii marketingowej, dlatego wyobraźmy sobie, jak wyglądałaby ich historia bez niepotrzebnego nakręcania „hype’u”. Pierwsze Google Glass byłyby właściwie urządzeniem koncepcyjnym; owszem, niezbyt pięknym i funkcjonalnym, ale intrygującym. Producent wziąłby sobie do serca krytykę, na przykład rezygnując z budzącej wątpliwości kamerki, a zamiast tego skupiając się na rzeczywistości rozszerzonej.
Nad inteligentnymi okularami nie wisiałoby widmo porażki, co zachęciłoby do eksperymentów również innych producentów. Wśród pretendentów na pewno znalazłby się Samsung. Koreański producent miałby zresztą asa w rękawie: budowę giętkich ekranów. Giganci w pocie czoła pracowaliby nad swoimi okularami, w międzyczasie wykorzystując również podpatrzoną u LG technologię półprzezroczystych wyświetlaczy; w okolicach roku 2021 inteligentne okulary byłyby na podobnym poziomie co składane smartfony. Na dodatek w mediach pojawiałyby się informacje o tym, że podczas następnej konferencji Apple zobaczymy coś naprawdę ekstra…
Sukces Google Glass wpłynąłby także na inne gałęzie osobistych gadżetów. Na prawie każdym nadgarstku znajdowałby się smartwatch, oferujący pełen przegląd funkcji fitnessowych i zdrowotnych, ale to nie koniec. Nike i Fitbit połączyliby siły w pracy nad butami do biegania, analizującymi tempo i technikę sportowca, zaś luksusowe marki pokroju Gucci i Chanel zaczęłyby eksperymenty nad trackerami umieszczonymi w luksusowej biżuterii. Wszystkie te nowości byłyby zasługą pioniera inteligentnych gadżetów osobistych, legendarnego Google Glass.