Firma Dyson kojarzy nam się przede wszystkim ze sprzętem AGD, ale jej założyciel, James Dyson, miał także ambicje zostania potentatem motoryzacyjnym. Plany te nie zostały zrealizowane, a projekt skończył się na etapie prototypu. Jedyny gotowy egzemplarz został właśnie zaprezentowany całemu światu.
Dyson N526, taki bowiem kryptonim został nadany samochodowi, miał przewozić do siedmiu osób. Elektryczny SUV mierzył ponad 5 m długości i 1,7 m wysokości, a jego wnętrze utrzymane było w futurystycznym stylu, z holograficznym, unoszącym się na wysokości twarzy kierowcy wyświetlaczem head-up na czele. Samochód był wyposażony w napęd elektryczny o mocy 536 KM i momencie obrotowym 650 Nm, co pozwalało mu rozwijać prędkość maksymalną 201 km/h i ruszać od zera do setki w 4,8 sekundy. Największe wrażenie robił jednak jego zasięg – na jednym ładowaniu auto mogło pokonać do 970 km. Było to zasługą akumulatora wykonanego w technologii półprzewodnikowej, który zapewniał rozsądne zużycie energii nawet w trudnych warunkach.
Brzmi ciekawie, dlaczego zatem Dyson zdecydował się na zakończenie prac nad samochodem? Problem leżał w kosztach produkcji pojazdu – aby firma nie była stratna, pojedynczy egzemplarz musiałby kosztować około 150 000 GBP (767 150 PLN), co dla wielu konsumentów jest kosmiczną ceną. Dyson zapewnia jednak, że technologia baterii półprzewodnikowych będzie dalej rozwijana, a w przyszłości być może nawet udostępniona innym producentom samochodów.