Simogo to szwedzki deweloper, który w 2019 roku wszedł na orbitę Annapurny, z którą wydał na świat Sayonara Wild Hearts – grę rytmiczną z elementami akcji, która w fantasmagorycznym triumfie obrazu i muzyki inscenizuje podróż autoterapeutyczną młodej kobiety ze złamanym sercem. Oprócz widowiska estetycznego, gra oferowała interesującą mieszankę elementów pozornie przeciwstawnych sobie, zarysowując świat wirtualny i science fiction zdominowany przez ezoteryczne siły ucieleśnione przez arkana kart tarota.
Lorelei and the Laser Eyes pojawia się pięć lat po tej próbie artystycznej siły i w porównaniu do swojej poprzedniczki, która wciągała gracza w wir bodźców zmysłowych, obejmuje znacznie bardziej kontemplacyjny wymiar doświadczenia – niemal całkowicie pozbawiając się jasnych kolorów i dynamiki działania, prezentuje się niemal jak wirtualna, muzealna wystawa w skali szarości, przedstawiająca idee, inspiracje i historię jej autorów.
Młoda kobieta zostaje zaproszona przez ekscentrycznego włoskiego reżysera do udziału w jego nowym, rewolucyjnym projekcie artystycznym. Miejscem spotkania jest stary, pozornie opuszczony, hotel Letztes Jahr, położony w bliżej nieokreślonym miejscu w Europie Środkowej. Czy to za sprawą sugestii czerni i bieli, nietrudno od razu doszukać się w groźnej obecności budynku i otaczającego go lasu nawiązania do willi Spencerów z pierwszego Resident Evil.
Poczucie déjà vu staje się jeszcze silniejsze, gdy uświadomimy sobie, że również tutaj, podobnie jak w klasyku Shinjiego Mikamiego, wszystkie drzwi są zamknięte i należy je otworzyć, układając nieskończoną serię łamigłówek (niektóre o charakterze tradycyjnym, inne zdecydowanie bardziej innowacyjne), które dotyczą praktycznie każdego aspektu rozgrywki – musisz rozwiązywać zagadki, aby znaleźć mapy pięter do odwiedzenia, uniknąć śmierci w określonych momentach historii czy znaleźć skróty.
Wskazówki do rozwiązania są w większości rozproszone na długich stronach notatek, listów i dokumentów odnalezionych w głębi hotelu, które również mają na celu nadanie kształtu kontekstowi, w którym porusza się nasza cicha bohaterka. Choć aby dotrzeć do napisów końcowych, konieczne jest pokonanie każdego pojedynczego wyzwania – w grze nie ma nic wtórnego, a każdy element jest niezbędny, aby zbliżyć się do prawdy. W każdej chwili też możliwe jest równoległe szukanie większej liczby rozwiązań. W nierzadkiej sytuacji, w której utkniemy w konkretnej zagadce, zawsze istnieje możliwość chwilowego poświęcenia się czemuś innemu, aby później wrócić do myślenia o tym z czystą głową, także dlatego, że w grze nie ma systemu pomocy.
Jest rzeczą oczywistą, że nawet opowiadana historia sama w sobie jest zdezorganizowana i proponowana jako zagadka, którą należy ułożyć na nowo. Simogo buduje solidny płot logiki, który można podważyć racjonalnością, by ukryć za nim fragmenty ulotnej prawdy o wartości sztuki i kruchości pamięci. Podobnie jak w Sayonara Wild Hearts, również i tutaj szwedzkie studio potrafi w naturalny sposób łączyć przeciwstawne formy wyrazu, aby zarysować wieloaspektowy i złożony obraz. Jeśli jednak tam zostaliśmy wrzuceni w samo serce opowiadanej historii, to tutaj jesteśmy zaproszeni do pogoni za nieuchwytną przeszłością, która pod okiem obserwatora ma tendencję do deformacji i w tym sensie nawet namiętności i uczucia bohaterów wydają się być zaledwie odległym echem.
Z drugiej strony urok tego gatunku gier polega głównie na intelektualnym wyzwaniu. Zarazem Lorelei and the Laser Eyes nie ma awanturniczego powołania Myst ani nienagannej metodycznej natury The Witness, zdecydowanie skupia się na intymnej i nieuchwytnej osobistej historii i czyni to w sposób wieloaspektowy, czasem nawet rapsodyczny, pozwalając sobie jednocześnie na luksus wzbogacenia skrystalizowanej formuły gatunku o nieoczekiwane urozmaicenia, które zapewniają krótkie przerywniki napięcia, a nawet momenty zadumy. To nie przypadek. Jedną z głównych inspiracji gry jest film Zeszłego roku w Marienbadzie (Letztes Jahr oznacza „zeszły rok”), kontrowersyjne dzieło Alaina Resnaisa z 1961 roku, który wywołał sensację właśnie przez to, w jaki sposób zrywał z ówczesnymi filmowymi konwencjami narracyjnymi.
Równie skutecznie skandynawski duet decyduje się na przekazanie tych samych koncepcji poprzez bardzo oryginalne odniesienia wizualne, do tego stopnia, że na fasadach hotelu i w pokojach widzimy wyświetlane zdjęcia niektórych prawdziwych miejsc, takich jak szwedzki zamek Kronovall. Równie zaskakujące są częste zmiany stylu, nawiązujące do gier wideo z przeszłości, w ciągłej przemianie dźwiękowych, przestrzennych, czasowych, a przede wszystkim semantycznych nakładań. W wyboistym labiryncie pamięci ścieżki zbiegają się, a perspektywy łączą w iluzorycznej syntezie nierozerwalnej złożoności istnienia. Sztuka z kolei – zwłaszcza performatywna, reprezentowana tutaj poprzez ciągłe użycie metalepsji – staje się nie do odróżnienia od prawdziwego życia i ostatecznie zamieszkuje te same przestrzenie we wspomnieniach.
Jedynym sposobem na zorientowanie się w takim labiryncie jest podążanie czerwoną nitką logicznego ciągu wytyczonego przez zagadki, których rozwiązywanie wymaga nieustannej pomocy pióra i papieru (tak, jak w rzeczywistym życiu!), wywołując porównanie z wymiarem materialno-konkretnym, który jest jednocześnie w tym przypadku w sprzeczności z cyfrowym charakterem badanego obiektu. Podobnie decyzja Simogo o ograniczeniu wszystkich interakcji do jednego przycisku jest podyktowana chęcią uproszczenia interaktywnego aspektu doświadczenia, co jednak paradoksalnie komplikuje życie osobom przyzwyczajonym do poruszania się po wirtualnych interfejsach wideo gry, wykorzystującym automatyzacje.
Lorelei and the Laser Eyes jest obiektem tajemniczym i polimorficznym, konkretnym i jednocześnie nieuchwytnym. To intrygująca egzystencjalna zagadka ukryta za rytuałem liczb, symboli, obrazów i słów. Opiera się na konwencjach gatunku, ale nie boi rzucać im wyzwań, aby opowiedzieć intensywną i melancholijną podróż po wyboistych ścieżkach pamięci.
Lorelai and the Laser Eyes jest nie tylko łamigłówką opakowaną z niezwykłą starannością, która zachwyci entuzjastów zagadek, ale przede wszystkim głęboką i złożoną historią, która podnosi ją do pozycji jednego z najlepszych i najbardziej oryginalnych przedstawicieli gatunku.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Niewiele doświadczeń zabierze cię na emocjonalny rollercoaster w taki sposób, przy okazji w jednej chwili budząc uczucie, że jesteś niewiarygodnie głupi, a w drugiej jak niezrównany geniusz.
Plusy
Wymagające, wciągające łamigłówki. Mroczny i tajemniczy ton z pokręconą narracją. Zachwycająca czarno-biała estetyka. Nieskończenie satysfakcjonująca.
Minusy
CAŁKOWITY brak systemu podpowiedzi.