Garmin Forerunner 255S robi wszystko, czego 99,9% biegaczy będzie potrzebowało lub chciało mieć w zegarku do biegania. Poza tym ma w zanadrzu DUŻO więcej i… tutaj zaczyna się problem.
Forerunner pokrywa wszystkie ważne pola dotyczące treningu lub wyścigów i pokazuje dane z dowolnego czujnika, czy to w postaci ładnej grafiki czy prostej liczby. Otrzymujesz alerty dotyczące zwiększenia tempa, jeśli twoja pozycja w rywalizacji tego wymaga, albo propozycję „odpuszczenia”, w trakcie przebieżki przy ulubionej muzyce.
Po zakończeniu biegania, podsumowania treningów na zegarku są ładnie prezentowane, a w stale ulepszanej aplikacji można przeglądać więcej szczegółów. Jeśli potrzebujesz jeszcze głębszych informacji, zawsze możesz wykorzystać kultową Stravę.
Możesz też postępować zgodnie z planem cyfrowym lub stworzyć własny, tak czy inaczej otrzymując automatyczne sugestie treningowe, dodające pewności siebie i upewniające, że trenujesz odpowiednio. Wszystkie te funkcje zrealizowane są bardzo dobrze, ale czy są warte 1 650 PLN? Zdecydowanie nie.
Istnieje sporo na rynku konkurencyjnych produktów, które za połowę tej ceny oferują tylko nieznacznie gorsze doświadczenia związane z monitorowaniem biegania. By uzasadnić różnicę, Garmin proponuje więc dodatkowe funkcje, które jednak albo są niepotrzebne, albo nie działają tak dobrze. Dodatki przekształcają Forerunnera w smartwatch, który może pokazywać powiadomienia, monitorować sen, śledzić cykl menstruacyjny, czy dać możliwość płacenia wirtualną kartą. Wkraczamy tym samym do królestwa, w którym potrzeba aktywnie nosić ten zegarek przez cały dzień i noc, aby czerpać korzyści z jego inteligentnych funkcji — a to już sfera, w której Apple Watch wykona znacznie lepiej swoje zadanie.
Należy przy tym pamiętać, że oszałamiająco wnikliwe informacje zwrotne, wymagają prawdziwie mocnego zaangażowania w podawanie urządzeniu dodatkowych informacji, poza samymi odczytami związanymi z poruszaniem się. Sprytne algorytmy firmy Garmin wymagają dokładnych danych dotyczących stylu życia, a ze swoją prezencją wiele osób nie będzie chciało przez całą dobę nosić zegarka, który choć jest funkcjonalnym narzędziem do biegania, jest tylko przyzwoitym np. dla triathlonistów i przeciętnym w kontekście bycia smartwatchem. Ma on też krótszy czas pracy na baterii w porównaniu z modelem Instinct 2 (około tygodnia czasu pracy), a wodoodporność 5ATM nie jest najlepszą w ofercie producenta.
Z jakiegoś powodu nie udało mi się również poprawnie analizować zmienności tętna (HRV). Aplikacja mówi, że do tego celu należy nosić zegarek co noc przez około trzy tygodnie. Niestety u mnie nie spowodowało to wyświetlenia rezultatów. Równie zagadkowa była niespójność wyników przy wysokich obciążeniach.
Forerunner 255S to mało przystępny cenowo zegarek do biegania dla tych, którzy chcą hardkorowych statystyk. Problem w tym, że jest za drogi jak na tylko tę funkcję, a we wszystkich innych od zdrowia po lifestyle rozczarowuje, stając się rozwiązaniem dla ekstremalnie małej liczby potencjalnych użytkowników.
Specyfikacja
- CENA 1 650 PLN
- ROZMIAR KOPERTY 41/46 mm
- MATERIAŁ SOCZEWKI szkło Corning Gorilla Glass 3
- ROZMIAR KOPERTY 41 x 41 x 12,4 mm
- WYMIAR WYŚWIETLACZA 1,1”
- ROZDZIELCZOŚĆ WYŚWIETLACZA 218×218 px
- WAGA 39 g
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Forerunner 255S to bardzo dziwny zegarek dla biegaczy, dla którego lepsze alternatywy znajdziemy i w świecie opasek i smartwatchy.
Plusy
Prawie kompletna oferta dla biegacza. Rozsądne opcje rozmiaru dla wszystkich rozmiarów nadgarstka. Bardzo dobry ekosystem wsparcia szkoleniowego.
Minusy
Trudny do stargetowania. Inteligentne funkcje wymagają niezwykle precyzyjnych danych. Plastikowa estetyka nie pasuje do całodziennego używania.