Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego skandynawskie wzornictwo zdobyło tak dużą popularność na rynku meblowym, architektonicznym i technologicznym? Moim skromnym zdaniem wynika to ze zgrabnego łączenia minimalizmu z przepychem. Ten pierwszy widoczny jest w prostym i uniwersalnym designie, a drugi – w wysokiej jakości wykonania i dbałości o każdy szczegół. Soundbar Beosound Stage to podręcznikowy przykład skandynawskiego podejścia do tworzenia sprzętu audio: kunsztownie wykonanego i oszałamiająco grającego.
Urządzenie efektownie prezentuje się na zdjęciach, ale pełnię jego uroku doceniłem dopiero w rzeczywistości. Kontrastowa maskownica z miękkiej tkaniny otoczona jest aluminiową ramą, idealnie gładką za wyjątkiem wkomponowanych w nią przycisków sterowania. Płaska konstrukcja Beosound Stage umożliwia ustawienie urządzenia pod telewizorem, bez ryzyka, że zasłoni ono część ekranu, a na dodatek fantastycznie prezentuje się po zawieszeniu na ścianie.
Złącza umieszczone zostały w tylnej części soundbara za niewielką klapką. Do wyboru otrzymujemy wyjście HDMI 2.0 z obsługą ARC i EARC, wejście HDMI 4K HDR (szkoda, że tylko jedno), minijacka 3,5 mm oraz dwa złącza Ethernet. Te ostatnie pełnią głównie funkcję pomocniczą, urządzenie może bowiem korzystać z łączności Wi-Fi i Bluetooth, jak również strumieniować zawartość za pomocą Chromecasta i Apple AirPlay 2.
Do sterowania pracą Beosound Stage służą wspomniane już przyciski na krawędzi soundbara oraz aplikacja mobilna Bang & Olufsen. Jest ona właściwie niezbędna, pozwala bowiem ustawić orientację przestrzenną urządzenia; sposób przetwarzania dźwięku zmienia się w zależności od tego, czy soundbar leży płasko, czy też został zawieszony na ścianie. Apka daje również dostęp do fabrycznych trybów odtwarzania i konfiguracji własnych ustawień. Jeśli posiadamy w domu inne głośniki od B&O, możemy połączyć je z soundbarem w system multiroom.
Od strony technicznej Beosound Stage otrzymał łącznie 11 przetworników przypisanych do trzech kanałów. Każdy z nich ma dedykowany wzmacniacz o mocy 50 W, co oznacza, że soundbar spokojnie wypełni dźwiękiem nawet spore pomieszczenie. Przetworniki prawego i lewego kanału umieszczone są pod kątem 45° w stosunku do pozostałych głośników, zapewniając realistyczny efekt dźwięku, dobiegającego znad głów widzów.
OK, ale jak ta konfiguracja wypada w praktyce? Na początek odpaliłem Wikinga i wybrałem domyślne ustawienia filmowe. Dialogi mające miejsce w ciszy czy dramatyczne okrzyki miały odpowiedni dla siebie ciężar. Do tego wyrazista, szorstka i niepokojąca ścieżka dźwiękowa brzmiała tak, że na dobre przestałem tęsknić za kinowymi uniesieniami. Urzekła mnie scena dźwiękowa, szeroka i wyrazista, ale jednocześnie precyzyjna. Mimo braku dedykowanego subwoofera, nie mogłem narzekać na niedobór niskich tonów: głębia i dynamika basów wspaniale współgrały z tym, co działo się na ekranie. Na dodatek soundbar wzorowo dbał o to, żeby ścieżka dźwiękowa nie przesłaniała dialogów, dzięki czemu napisy właściwie nie były mi potrzebne.
Równie dobre odczucia wywołał we mnie seans serialu Dark, gdzie oprawa dźwiękowa jest nieodłącznym elementem budującym napięcie. Beosound Stage wspaniale oddawał zarówno klaustrofobiczne odgłosy rozbrzmiewające w ciasnych pomieszczeniach, jak i rozległe, przestrzenne echa niosące się po jaskiniach i lasach – tak właśnie powinny brzmieć filmy z Dolby Atmos!
Dzięki wsparciu dla Bluetooth, Apple AirPlay 2 i Chromecasta, na soundbarze możemy również słuchać ulubionych utworów. W trybie muzycznym Beosound Stage charakteryzuje się przyjemną transparentnością i naturalnością; średnica brzmi pełnie, soczyście, a tony wysokie zachwycają precyzją i czystością. Po raz kolejny soundbar zaskoczył mnie pod względem reprodukcji basów: mocnych, dynamicznych, lecz jednocześnie perfekcyjnie dokładnych. Scena dźwiękowa jest przestronna i kolorowa, z wyraźnie rozdzielonymi kanałami stereo.
Do dyspozycji mamy także specjalne ustawienia dla programów telewizyjnych. Nie skorzystamy tutaj co prawda z dobrodziejstw Dolby Atmos (nadawcy nie inwestują raczej w przestrzenne brzmienie), ale po raz kolejny możemy cieszyć się przejrzystymi dialogami i szeroką, barwną sceną dźwiękową.
Gdybym nie wiedział, że Beosound Stage to pierwszy soundbar w ofercie B&O, trudno by mi było w to uwierzyć. Sprzęt nie ma typowych błędów, jakimi często opatrzone są produkty pierwszej generacji, zamiast tego oferując najwyższą jakość wykonania, łatwą obsługę i porywające brzmienie. Włącz go i usiądź wygodnie – gwarantuję, że to będzie miłość od pierwszego dźwięku.
Specyfikacja
- CENA 9 900 PLN
- PRZETWORNIKI 4x głośniki niskotonowe, 4x głośniki średniotonowe, 3x głośniki wysokotonowe
- KODEKI Dolby Atmos, Dolby TrueHD
- ŁĄCZNOŚĆ Bluetooth 4.2, Wi-Fi, Chromecast, AirPlay 2, wejście HDMI 4K HDR, 3,5 mm i Ethernet, wyjście HDMI ARC/EARC
- WYMIARY 170 x 1100 x 77 mm
- WAGA 8 kg
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Honor skandynawskiego sprzętu audio po raz kolejny został obroniony – Beosound Stage wygląda i gra fenomenalnie.
Plusy
Realistyczne, pełne brzmienie zarówno podczas seansu filmowego, jak i słuchania muzyki. Połączenie kultowej, minimalistycznej stylistyki z high-endowymi materiałami wykończeniowymi.
Minusy
Tylko jedno wejście HDMI i brak złącz optycznych. W zestawie nie ma dedykowanego pilota.