Geralta z Rivii miałem okazję poznać wiele lat temu. W archaicznej już formie słowa pisanego na papierze, które wciąż zdobi moją półkę. Jako człowiek o zboczeniu ukierunkowanym na gry pomyślałem „Ile bym dał, by zarwać kilka nocek wcielając się w Geralta”. Jakiś czas później ekipa studia CD Projekt Red spełniła moje marzenia. Ba! Nawet je przerosła, bo nie musiałem rozgrywać przygód znanych mi z twórczości Mistrza Sapkowskiego. Niespełna 4 lata później otrzymałem możliwość dalszej realizacji marzeń. I zarwania kolejnych nocek.
Na bok grafika, system walki, fabuła i muzyka. Oprócz wspomnianego wcześniej zboczenia, mam jeszcze jedno, zupełnie normalne. Uwielbiam płeć piękną, dlatego od spraw związanych z kobietami chciałbym zacząć. A jest co opisywać ? panie nam wyraźnie wypiękniały, wyszczuplały, ale i przybrały kształtów w miejscach pożądanych. I chętnie te kształty eksponują. Graficy zadbali nie tylko o „wylewny” biust, ale także o zgrabne rzycie. W trakcie rozmów, przy których możemy obracać widokiem kamery, ciężko podjąć decyzję na czym zawiesić oko. Kobiety w grze są nadal czułe na nasze zaloty, jednak tych chętnych jest zdecydowanie mniej niż w poprzedniej części. Zrezygnowano z kolekcji kart prezentujących wdzięki naszych „zdobyczy”, jednak zastąpiono to elementem, którego zabrakło w pierwszej części. Mamy okazję obejrzeć kilka dosyć pikantnych jak na grę komputerową scen. Jednak aby nie było zbyt pięknie ? jest to dosyć szablonowe, tzn. gdy w alkowie zmienia się nam partnerka, oglądamy tę samą scenę ze zmienioną twarzą. Mimo wszystko jest to kolejny krok ku literackiemu wzorcowi.
Grafika prezentuje się naprawdę dobrze. Chciałbym krzyknąć, że jest powalająca, jednak oglądałem gameplay gry „Elder Scrolls V Skyrim” i krzyknąć tak nie mogę. Ważne jest, że grafika nie jest kanciasta, cieszy oko. Twórcy pokazali prawdziwy kunszt, gdyż udała im się nie lada sztuka ? połączyli „cukierkowość” z mrocznym klimatem. Ciepłe, a nawet jaskrawe, barwy nie psują klimatu, a wzmacniają efekt. W tym miejscu chciałbym przyklasnąć i podszepnąć ekipie pracującej przy „Diablo III”: tak to się robi, panienki!
W początkowej fazie gry pewną uciążliwością dla gracza jest tylko jeden widok kamery. Pierwsze kroki i potyczki mogą spowodować kilka salw mięsa z ust gracza, jednak wszystko to kwestia przyzwyczajenia i wprawy. A ta, wiadomo, przychodzi z czasem. Gwarantuję, że już w akcie I będziecie wywijać mieczami z kunsztem godnym prawdziwego szermierza. Nie jest nowością dostępny asortyment broni ? miecz stalowy, miecz srebrny, petardy i pułapki oraz smaczki typu młoty krasnoludzkie czy noże do rzucania. No i oczywiście znaki. W grze mamy do wyboru trzy ścieżki rozwoju: szermierz, alchemik i mag. Wybór umiejętności zależy wyłącznie od nas ? możemy mieszać „style”, możemy iść konsekwentnie jedną ścieżką. Uproszczono w stosunku do pierwszej części system walki oraz interfejs. Wciąż istnieje tryb ciosów szybkich lub silnych, jednak teraz wszystko zależy od tego, którym klawiszem myszy wyprowadzimy cios. Sporo do życzenia pozostawia celowanie w przeciwników w walkach grupowych. Kursor momentami zachowuje się jak żywy organizm (nie znaczy to że myślący!) i niezależnie od naszego ruchu albo wskazuje uparcie tego samego oponenta, albo przeskakuje na każdego innego niż ten, którego akurat chcemy zaatakować. Do tego trzeba dorzucić toporność sterowania pojawiającą się w trakcie walki przy ścianie budynku lub pod zadaszeniem. Kamera zaczyna wariować, a Geralt w tym czasie służy jako worek treningowy dla ostrza przeciwnika.
„Wiedźmin 2: Zabójcy królów” to gra nie tylko miła dla oka. Przede wszystkim to balsam dla uszu. Po pierwsze, mamy do czynienia ze znakomitym dubbingiem w wykonaniu polskich aktorów. W trakcie dialogów gracz ma ochotę wysłuchać każdej wypowiedzi do końca. Chylę czoło zarówno przed ludźmi odpowiedzialnymi za dobór aktorów, jak i przed samymi aktorami, którzy są w swoich rolach przekonujący. Po drugie ostatecznego szlifu nadaje wspaniała muzyka, która jest najmocniejszą częścią gry. Już w pierwszej odsłonie ten element był wisienką na torcie całej produkcji, i był dostępny na oddzielnej płycie. Nośnik dosłownie „zarżnąłem” w swoim odtwarzaczu. I ten sam los czeka płytę ze ścieżką dźwiękową do recenzowanej kontynuacji gry ? jest po prostu rewelacyjna.
W grze znajdziemy kilka mini-gierek. Pojawia się doskonale znany z poprzedniej części kościany poker, jest zmodyfikowana wersja walk pięściarskich. Moim zdaniem bijatyka poszła w lepszą stronę, gdyż nie ogranicza się do umiejętnego kliknięcia „garda-uderzenie”. Teraz system opiera się na spostrzegawczości i refleksie. Nowością jest siłowanie się na rękę, które jest najtrudniejszą z dyscyplin. Wymaga doskonałego opanowania sztuki dopasowania ruchu myszą do uciekającego na ekranie paska. Niestety, z całą pewnością w tej konkurencji nie poradzą sobie osoby z nadpobudliwością ruchową. Dodatkową konkurencją jest pojawiający się w II akcie turniej rycerski, jednak od zwykłej walki różni się on tym, że przeciwnik poddaje się przed naszym ostatecznym ciosem.
Dużym plusem jest mnogość ras przeciwników. Wszystkim czytelnikom chciałbym w tym miejscu przypomnieć, że jest to cRPG, nie hack’n’slash, więc ilość ta ogranicza się do niskiej liczby dwucyfrowej. Oprócz ludzi i elfów przyjdzie nam zmierzyć się m.in. z endriagami, harpiami, nekkerami czy zgnilcami, jak również znanymi z poprzedniej odsłony utopcami czy upiorami. Na naszej drodze staną również mniejsze ilości silniejszych potworów (jak golemy, trolle czy krabopająki), jak i pojedyncze potężne monstra: kejran, draug czy wreszcie smok. I tutaj moment smutnej refleksji ? o ile system walki i jego poziom są naprawdę bardzo dobre, to pojedynki z bossami są po prostu zbyt łatwe. Jedynym problematycznym przeciwnikiem był dla mnie kejran, i to tylko dlatego, że nie bardzo wiedziałem co zrobić po odcięciu mu macek…
Na koniec o czymś, co stanowi mocny punkt tytułu i ocala podstawowy element gatunku, jakim jest cRPG. Mowa o nieliniowej fabule. Na początku gry ciężko ją odczuć, jednak im dalej w las tym więcej drzew. Gra serwuje nam naprawdę sporą, jak na dzisiejsze standardy, ilość możliwych do odtworzenia dialogów. Jednak musimy uważnie dobierać nasze słowa. Rozmówca może wyjawić nam tajemnicę, dać cenną wskazówkę, stać się podejrzliwym lub po prostu się obrazić. W trakcie rozmów podejmujemy też decyzje dotyczące naszych działań, które mogą mieć wpływ na dalsze losy Geralta. Autorzy gry wyliczyli szesnaście możliwych zakończeń gry. Jestem po pierwszym, ale będąc zachwyconym arcydziełem rodaków z CD Projekt Red wszem i wobec przyrzekam przed światem ? niebawem poznam piętnaście pozostałych! A Wam gorąco polecam zapoznanie się z choć jednym z zakończeń. Ta gra to „must have” nie tylko dla fanów gatunku czy twórczości Mistrza Sapkowskiego.
PS. Długość aktu III to policzek wymierzony graczowi. Nie jest to spoiler, uczciwie uprzedzam – w akcie III w pierwszej kolejności wypełnijcie misje poboczne!