Najgorętsze telefony tego roku są wyposażone w genialne ekrany, innowacyjne aparaty fotograficzne i wsparcie dla 5G. To najbardziej futurystyczne gadżety, jakie mogliśmy sobie wymarzyć!
Złożona sprawa
O składanych telefonach słyszeliśmy od lat, ale dopiero teraz na rynku pojawią się modele warte uwagi. Podczas konferencji, która odbyła się pod koniec lutego, Samsung zapowiedział, że ich Galaxy Fold trafi do sprzedaży wiosną. Tak się niestety nie stało w związku z licznymi przypadkami awarii wyświetlacza w jednostkach recenzenckich wysłanych przed premierą. Na tą chwilę nie wiadomo kiedy oficjalnie poprawiona wersja tego urządzenia trafi do sprzedaży. Dla kontrastu, Huawei Mate X ma być dostępny latem tego roku. Najciekawsze jest jednak to, że obydwaj producenci podeszli do tematyki składanego telefonu w zupełnie inny sposób.
Samsung Galaxy Fold otrzymał dwa wyświetlacze. Gdy urządzenie jest złożone, do dyspozycji dostajemy 4,5-calowy ekran OLED o rozdzielczości 1960×840 px, z którego można korzystać jak ze standardowego ekranu smartfona.
Jeśli potrzebujemy więcej miejsca, wystarczy rozłożyć Galaxy Fold, a naszym oczom ukaże się 7,3-calowy składany OLED 2152×1536 px. Na pierwszy rzut oka to mało imponująca rozdzielczość, ale spokojnie – zagęszczenie pikseli 362 ppi zadba o to, aby wszystkie wyświetlane obiekty były wyraźne i pełne szczegółów.
Podczas rozkładania telefonu, to, co robiliśmy na małym wyświetlaczu, automatycznie przenoszone jest na większy ekran i odpowiednio skalowane. Smartfon ma tryb dzielenia obrazu, w którym można otwierać kilka aplikacji naraz.
Podczas prezentacji Galaxy Fold prezentował się bezbłędnie, ale tylko czas pokaże jak poprawiona wersja tego smartfona będzie się spisywała w codziennym użytkowaniu. Również ocena designu będzie wymagała głębszego spojrzenia – pokochaliśmy wykończenie i ekran główny, ale grube ramki pomocniczego wyświetlacza wyglądają jak sprzed wielu lat. Kto wie, może poprawią one wygodę korzystania z telefonu?
Huawei postawił na jeden ekran, który umieszczony został na zewnętrznej, a nie wewnętrznej stronie urządzenia. Gdy telefon jest złożony, możemy korzystać z 6,6-calowego wyświetlacza o rozdzielczości 2480×1148 px, dość typowego dla nowoczesnych flagowców. Reszta ekranu znajduje się z tyłu sprzętu i w teorii może być również wykorzystywana jako (bardzo wąski) ekran, z którego skorzystamy głównie podczas robienia selfie.
Aby przejść w tryb tabletu, należy przycisnąć mały guziczek umieszczony z prawej strony urządzenia, w grubszej i mniej zgrabnej krawędzi, w której znajduje się cała technologia zarządzająca Mate X. Następnie trzeba delikatnie rozłożyć urządzenie, a mniejsze ekrany płynnie połączą się w jeden wyświetlacz FullView o rozdzielczości 2480×2200 px. Ten zastosowany w Galaxy Fold ma format zbliżony do 4:3, charakterystycznego dla większości iPadów czy Galaxy Tab S4, ale ekran Huawei jest niemal kwadratowy (8:7,1). Jak wpłynie to na komfort korzystania z urządzenia? Trudno powiedzieć; nietypowe wymiary mogą niezbyt dobrze pasować do niektórych aplikacji.
Obydwa telefony to rasowe flagowce z potężnymi podzespołami i doskonałymi aparatami fotograficznymi, chociaż jedynie Huawei oferuje wsparcie dla 5G – być może Samsung rezerwuje ten honor dla S10 5G (więcej info w dalszej części artykułu).
Cóż, sprzęt w tak kosmicznej cenie musi być perfekcyjnie szybki i funkcjonalny. Za przyjemność składania ekranu Galaxy Fold zapłacimy minimum 2 000 EUR (ok. 8 600 PLN), a Huawei Mate X – 2 300 EUR (ok. 9 900 PLN). To zbyt dużo jak na telefon? Dla wielu użytkowników owszem, ale i tak przewidujemy, że smartfony znajdą szczęśliwych nabywców – w końcu technologia składanego ekranu brzmi niezwykle kusząco.
Podwójna radość
O telefonach LG zrobiło się ostatnimi czasy bardzo cicho – huczne premiery Apple i Samsunga przykryły skromniejsze eventy marki, a niskie ceny OnePlus czy Xiaomi zabierają jej klientów. Teraz LG chce wrócić na szczyt, a ten planowany na pierwszą połowę 2019 roku smartfon ma w sobie wszystko, co jest jej do tego potrzebne. Jak wskazuje na to sama nazwa, V50 ThinQ może działać w standardzie 5G, więc nie zdziwcie się, jeśli już wkrótce polscy operatorzy komórkowi zainteresują się jego wyłączną dystrybucją.
Najciekawszym dodatkiem do telefonu będzie etui z dodatkowym ekranem po wewnętrznej stronie – gdy je otworzymy, interfejs telefonu zostanie rozdzielony pomiędzy obydwa wyświetlacze. Główny ekran ma przekątną 6,4 cala i rozdzielczość 3120×1440 px, a ten dodatkowy 6,2 cala i 2160×1080 px – miejmy nadzieję, że różnica ta nie wpłynie na komfort korzystania z urządzenia.
Podejrzewamy, że ze względu na sporą przerwę między ekranami nie uda się tu uzyskać efektu składanego wyświetlacza (w szczególności czytanie pełnoekranowych dokumentów może okazać się mordęgą), ale takie rozwiązanie i tak może być korzystne – na jednym ekranie możemy na przykład otworzyć kalendarz, a na drugim aplikację mailową lub notatnik.
LG promuje swój telefon jako doskonały do grania, chociaż nie do końca jesteśmy przekonani, czy wirtualne przyciski V50 ThinQ dorównają tym fizycznym zamontowanym w Switchu czy innej przenośnej konsolce.
LG nie poskąpiło także nowości na technologicznym froncie. Procesor Snapdragon 855 to jeden z najpopularniejszych flagowych podzespołów bieżącego roku, a 6 GB pamięci RAM pozwoli mu się wykazać. Chipowi towarzyszy modem 5G Qualcomm X50 dostosowany do superszybkiego internetu mobilnego.
Potrójny aparat fotograficzny na tylnej ściance również zapowiada się obiecująco; jeśli końcowe zdjęcia okażą się tak jasne i kolorowe jak te reklamowe, na pewno zdobędzie on wielu zwolenników. Składają się na niego zwykły obiektyw, teleobiektyw 2x i obiektyw szerokokątny z matrycami 12 Mpix każdy. Mogą one także nagrywać filmy w jakości 4K i HDR. Ekran OLED ma wsparcie dla Dolby Vision, co powinno ucieszyć miłośników mobilnego Netfliksa. W ogóle wyświetlacz prezentował się, jak na sprzęt od LG przystało, całkiem imponująco.
Na froncie audio również jest dobrze. Współpraca pomiędzy LG a brytyjskim Meridian Audio ma wydać owoc w postaci głośników surround obsługujących DTS:X. Bateria o pojemności 4 000 mAh bije na głowę większość konkurencji i powinna zapewnić wiele godzin pracy nawet w trybie dwuekranowym. Niestety, cena V50 ThinQ pozostaje nieznana.
Czterech takich
Wiosna u Samsunga przebiegnie nie tylko pod znakiem Galaxy Fold – na rynek trafiła bowiem cała rodzinka Galaxy S10. Zacznijmy od tego podstawowego – S10 otrzymał 6,1-calowy ekran OLED z wydłużonym ekranem o rozdzielczości 3040×1440 px (czyli w formacie obrazu 19:9), która czyni go superostrym. Największą zmianę zobaczymy z przodu, gdzie aparat do selfie jest umieszczony w okrągłym wycięciu. Samsung nazywa je Infinity-O. Dzięki temu ramki wzdłuż górnej i dolnej krawędzi telefonu są niemal niewidoczne, co daje ten pożądany efekt ekranu rozciągającego się na całej przedniej ściance smartfona.
Pod wyświetlaczem kryje się ultrasoniczny czytnik linii papilarnych. Ponadto ekran obsługuje znany z telewizorów Samsunga standard HDR10+ – ba, możemy nawet nakręcić wideo 4K w tym formacie.
Potrójny aparat składa się z jednego zwykłego obiektywu 12 Mpix, jednego 12-megapikselowego zoomu 2x i pojedynczej, szerokokątnej soczewki 16 Mpix. Wewnątrz znajdziemy najnowszej generacji procesor Exynos i baterię o pojemności 3 400 mAh.
Specyfikacja S10+ jest niemal identyczna, co mniejszego modelu. Oczywiście ma on większy, 6,4-calowy wyświetlacz o tej samej rozdzielczości (spokojnie, prezentuje się on równie ostro, co w przypadku S10) i nieco pojemniejszą baterię 4 100 mAh. Istotną różnicą jest także podwójna przednia kamerka – jeden obiektyw odpowiedzialny jest za robienie zdjęcia, a drugi za wykrywanie głębi, co pozwala uzyskać uwielbiane przez entuzjastów Instagrama rozmycie typu bokeh.
Samsung Galaxy S10e to eksperyment naśladujący ten przeprowadzony w zeszłym roku przez Apple. Obok modeli iPhone’a Xs zaprezentowany został także Xr – tańszy, ze słabszym ekranem i aparatem fotograficznym. Ekran „budżetowego” flagowca Samsunga to wciąż OLED, ale mniejszy niż w przypadku S10 i S10+ – ma on przekątną jedynie 5,8 cala i rozdzielczość 2280×1080 px. Mimo tego wyświetlacz wciąż wygląda jak taki z produktu premium (i obsługuje HDR10+).
Do dyspozycji użytkownika oddano ten sam procesor Exynos co w wyższych modelach i mniejszą baterię 3 100 mAh. Zamiast potrójnego aparatu dostajemy podwójny, składający się z 12-megapikselowego obiektywu standardowego i ultraszerokiego 16 Mpix. Krawędzie ekranu nie są zakrzywione, dlatego telefon ma wąską ramkę, ale nie przeszkadza ona w korzystaniu z urządzenia.
Ceny S10e zaczynają się od 3 300 PLN, czyli dość typowego poziomu dla nowoczesnych flagowców. S10 został wyceniony znacznie wyżej, bo na minimum 3 950 PLN. Koszt podstawowej wersji S10+ to natomiast 5 500 PLN – cena naprawdę z wysokiej półki.
Dla osób zainteresowanych zakupem sprzętu obsługującego 5G, przygotowany został specjalny model, który pojawi się w sprzedaży w czerwcu tego roku. Co prawda S10 5G nie został oznaczony plusem, ale może pochwalić się największym ekranem spośród rodziny Galaxy S10 – 6,7-calowym OLED-em. Oczywiście w parze z wielkim wyświetlaczem musi iść także odpowiednio pojemna bateria – tutaj będzie to akumulator o pojemności 4 500 mAh.
Magia kina
Format obrazu 21:9 nie cieszył się do tej pory zbyt dużą popularnością wśród producentów gadżetów mobilnych. W sumie nie ma się czemu dziwić – jest on wykorzystywany przede wszystkim w kinie, więc logiczne, że spotkamy go raczej w telewizorach i monitorach niż smartfonach, nie? Ostatnimi czasy ekrany telefonów uległy jednak tak znaczącemu rozciągnięciu, że Sony postanowiło zrobić kolejny krok w tę stronę.
Tak powstała Xperia 1, wyposażona w przepiękny ekran 21:9 o przekątnej 6,5 cala i rozdzielczości 3840×1644 px. Oznacza to, że możemy oglądać na nim zawartość 4K z obsługą HDR i wsparciem dla dźwięku Dolby Atmos. Dzięki współpracy z Netfliksem, Amazonem i YouTubem producent zadbał o to, aby każdy film prezentował się na nim perfekcyjnie. Sam wyświetlacz – jasny, ostry i kontrastowy – również nie zawodzi oczekiwań.
Oczywiście telefon nie jest pozbawiony wad. Nietypowy format sprawia, że ekran wydaje się bardzo długi, gdy korzystamy z niego w trybie portretowym. Dzięki wąskiej konstrukcji jest on łatwy w obsłudze, ale spora część telefonu wystaje poza dłoń, co naraża urządzenie na uszkodzenia mechaniczne. Oznacza on również, że wideo w formacie 16:9 nie będzie wyświetlane w pełnej jakości 4K. Niektóre tytuły mobilne mogą przez to wyglądać nieco dziwnie. Miłośnicy Fortnite’a mogą jednak odetchnąć z ulgą – Sony i Epic Games wspólnie pracują nad wersją gry na Xperię 1.
Pod wieloma względami telefon Sony przypomina inne tegoroczne flagowce: ma w środku Snapdragona 855 i potrójny aparat fotograficzny. Przypomina on ten znany z opisywanych wcześniej V50 ThinQ czy Galaxy S10 – 12-megapikselowy obiektyw standardowy, dwukrotny teleobiektyw 12 Mpix (obydwa z pięcioosiową stabilizacją obrazu) i obiektyw szerokokątny o tej samej rozdzielczości. Za jego pomocą nakręcimy wideo w jakości 4K z HDR. Posiadacze PS4 będą mogli nawet wykorzystywać telefon do zdalnego grania w ulubione tytuły z konsoli.
Brakuje nam tutaj jedynie dwóch rzeczy: obsługi 5G i akumulatora mocniejszego niż 3 330 mAh. Xperia 1 będzie dostępna wiosną w cenie około 4 200 PLN – oficjalna polska cena dystrybutora pozostaje nieznana.
Chłodnym okiem
Kojarzycie te aparaty fotograficzne o rozdzielczości 40 Mpix? Od czasu do czasu pojawiają się one w niektórych smartfonach. Nokia robiła je jako pierwsza, jeszcze w 2012 roku, kiedy to ukazał się model 808 PureView. Tegoroczny telefon jest jego duchowym spadkobiercą, który zamiast jednego ogromnego aparatu otrzymał aż pięć mniejszych. Pojedyncze kamerki 12 Mpix współpracują ze sobą, tworząc naprawdę niesamowite zdjęcia.
Technologia łączenia obrazów podobna jest do tej znanej z 16-obiektywowego aparatu Light L16. Trzy czarno-białe matryce i dwie kolorowe łączą zarejestrowane przez siebie obrazy w jedno zdjęcie wyjściowe o rozdzielczości 12 Mpix. Dzięki temu aparat może poszczycić się niesamowitym zakresem HDR, umożliwiającym uchwycenie wielu detali w cieniu i świetle.
Ponadto kamerka zapisuje wiele danych głębi (aż 1 200 warstw). Po co aż tyle? Aby móc wybrać, który element na zdjęciu powinien być wyostrzony już po jego zrobieniu. Dzięki temu strzelanie perfekcyjnych fotek stanie się znacznie łatwiejsze, ponieważ nie będzie wymagało idealnego uchwycenia ostrości za pierwszym razem.
Nie mieliśmy okazji przetestować aparatu własnoręcznie, ale przykładowe zdjęcia prezentują się oszałamiająco. Edycja obrazów również nie jest skomplikowana i można wykorzystać do niej nawet aplikację Zdjęcia Google. Fotki w formacie RAW będą natomiast kompatybilne z Adobe Lightroom.
Cena PureView 9 w Polsce to 2 600 PLN. Całkiem rozsądnie jak za ekran OLED 6 cali 2880×1440 px ze wsparciem HDR, procesorem Snapdragon 845, 20 megapikselowym aparatem przednim i czytnikiem linii papilarnych w ekranie. Nokia oferuje swoje telefony w ramach programu Android One, dzięki czemu dostaniemy w niej prawie czystego Androida 9.