Obecnie mamy 2015 rok, ale nijak nie widać robotów, które pojawiały się w filmach science fiction powstałych w dwóch ostatnich dekadach ubiegłego wieku. Nie ma T-1000, C-3PO czy R2-D2 i pozornie nic nie wskazuje na to, by człowiek musiał w najbliższym czasie obcować z równie inteligentnymi maszynami. Nijak nie zmienia to jednak faktu, że na przestrzeni ostatnich lat robotyka rozwija się w zdumiewającym wręcz tempie.
„Uważam, że w naszym życiu będzie pojawiać się coraz więcej robotów” – mówi Snagbae Kim, profesor wykładający na Wydziale Inżynierii Mechanicznej w Instytucie Technologii w Massachusetts (MIT). „Nie będą one jednak przypominać tego, co mogliśmy oglądać w hollywoodzkich produkcjach. Bardziej będą stanowić bowiem wysoce wyspecjalizowane narzędzia niż kolejny „gatunek”funkcjonujący na naszej planecie. W chwili obecnej inteligencja robotów dobrze radzi sobie z wykonywaniem prostych zadań, gdyż te bardziej kompleksowe są dla niej zbyt trudne.”
Kim jak mało który naukowiec ma prawo do wygłaszania takich tez, gdyż jego uczelnia jest niedościgniona w temacie projektowania robotów, a jej studenci oraz wykładowcy odgrywają wiodącą rolę w tworzeniu futurystycznych rozwiązań dla wojska i gospodarstw domowych. Sam profesor udziela się zaś w tamtejszym laboratorium biomimetycznym, które ostatnio zaprezentowało światu najnowszą wersję robota Cheetah. Prace nad rozwojem tej maszyny trwały od 2009 roku, a ich efekty widać gołym okiem, gdyż to jedyny robot potrafiący autonomicznie przeskakiwać przez obiekty o wysokości 40 cm, poruszając się z prędkością do 8 km/h.
Według twórców tego sprzętu, jego możliwości pozwalają mu na zastępowanie człowieka w różnego rodzaju niebezpiecznych sytuacjach, a już zwłaszcza podczas działań prowadzonych przez wojsko. Nie może to dziwić jeśli weźmie się pod uwagę pewien „szczegół” – projekt Cheetah jest finansowany przez DARPA (Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności), stanowiącą część amerykańskiego Departamentu Obrony. Podmiot ten wspomaga pieniędzmi również firmę Boston Dynamics, czyli należące do Google przedsiębiorstwo mające na koncie robota Big Dog. Jego najnowszy model o nazwie Spot jest czworonożną maszyną z napędem elektrycznym, zdolną pokonywać duże nierówności terenu oraz potrafiącą oprzeć się działaniu całkiem sporej siły, mogącej być skutkiem np. fali uderzeniowej po eksplozji ładunku wybuchowego.
W czerwcu tego roku w Kalifornii odbył się organizowany przez DARPA konkurs Robotics Challenge, w trakcie którego 22 roboty starały się pokonać tor przeszkód odpowiadający swym wyglądem tereny zniszczone po awarii elektrowni atomowej w Fukushimie. O dziwo, pierwszej nagrody nie zdobył jednak ani Cheetah ani Spot. Przypadła ona natomiast koreańskiemu DRC-Hubo – robotowi potrafiącemu widzieć w trójwymiarze i posiadającego ruchome ramiona zdolne do przenoszenia niewielkich ładunków. Wynik konkursu dobitnie odzwierciedlił obecną tendencję w świecie robotyki, wedle której założeń współcześnie produkowane roboty nie mają być traktowane jako broń, tylko narzędzie pomocne człowiekowi w sytuacjach, gdzie narażanie życia ludzkiego byłoby zbyt ryzykowne.
PRZYJACIEL KAŻDEGO CZŁOWIEKA
Inteligentne maszyny odgrywają coraz większą rolę również w naszym codziennym życiu. Niedawno głośno zrobiło się o Jibo – robocie zaprojektowanym przez zatrudnioną w MIT Cynthię Breazeal. Projekt jego powstania został sfinansowany za pośrednictwem crowdfundingowej platformy Indiegogo, gdzie zebrał aż 25,3 mln USD. Kwota ta pozwoliła twórczyni Jibo zatrudnić ekipę wysokiej klasy specjalistów, a efektem ich pracy okazał się robot potrafiący m.in. przeszukiwać internet, robić zdjęcia czy pełnić rolę narzędzia edukacyjnego.
Od paru ładnych lat ogromnym polem do popisu dla specjalistów od robotyki jest branża medyczna.
Breazeal wierzy, że tego typu roboty przedostaną się niebawem do technologicznego mainstreamu, dzięki czemu być może będą mogły wpłynąć na zmianę charakteru relacji między człowiekiem a maszyną. „Spersonalizowany robot pełniący funkcję nauczyciela sztuki kulinarnej oferuje zupełnie inny poziom interakcji niż internetowa książka kucharska czy umieszczane w sieci filmiki pokazujące przyrządzanie potraw.” – mówi z entuzjazmem wynalazczyni.
Trudno się jej dziwić, bo Jibo już teraz wpadł w oko wielu zewnętrznym podmiotom z branży technologicznej. Najliczniejszą ich grupę stanowią oczywiście producenci oprogramowania, gdyż to właśnie oni mogą sprawić, że robot ten oferować będzie jeszcze większą wszechstronność w kontekście sposobu komunikacji i interakcji z jego użytkownikiem.
Jibo zaliczy swój komercyjny debiut w maju przyszłego roku.
KWESTIE ETYCZNE
Podczas gdy roboty pokroju stworzonego w MIT modelu Cheetach mają wyręczać ludzkość podczas niebezpiecznych zadań, celem Jibo jest pomoc człowiekowi w wykonywaniu powszednich czynności. Podobnych jemu maszyn zaczyna się zresztą pojawiać coraz więcej – efektem tego jest to, że z roku na rok dowiadujemy się o robotach z wyjątkowo wysoką sztuczną inteligencją, które są w stanie realizować zaskakująco kompleksowe zadania.
Wszystko zależy oczywiście od stopnia zaawansowania algorytmów odpowiedzialnych za „procesy poznawcze” robotów. Breazeal przewiduje, że na przestrzeni maksymalnie dziesięciu lat Jibo będzie mógł pomagać np. w wykonywaniu prac domowych, dzięki czemu zacznie pełnić rolę prawdziwego towarzysza człowieka i przestanie być traktowany jako zaawansowana technologicznie zabawka. Jednym z konkurentów Jibo jest koreański Musio, którego powstanie również było możliwe dzięki crowdfundingowej zbiórce. Musio posiada bardzo ciekawą umiejętność nauki nawyków i rozpoznawania aktualnego nastroju swojego właściciela, która znacząco wpływa na podniesienie stopnia interakcji między człowiekiem a maszyną.
Nawet jeśli w najbliższym czasie nie zamierzasz kupować sobie swojego własnego robota, to bardzo możliwe, że ty lub któryś z twoich znajomych i tak będziecie mieć z nim do czynienia. Od paru ładnych lat ogromnym polem do popisu dla specjalistów od robotyki jest bowiem branża medyczna, w której zabójczo precyzyjne w swym działaniu maszyny pomagają lekarzom w przeprowadzaniu różnego rodzaju zabiegów chirurgicznych.
„Tego typu maszyny nie są zaprojektowane do działania w trybie autonomicznym z uwagi na kwestie związane z bezpieczeństwem pacjentów.” – mówi Sanja Dogramadzi, pracująca na co dzień na uniwersytecie w Bristolu. Dogramadzi współtworzyła modularnego robota pomocnego przy operowaniu skomplikowanych złamań i uważa, że tego typu maszyny dzięki wysokiej precyzji swej pracy mogą przyczyniać się do przyspieszania procesu rekonwalescencji.
O ile nie można nie docenić pomocy, jaką niosą ludziom roboty, o tyle w kontekście ich dalszego rozwoju nie sposób nie wspomnieć o pewnych kwestiach związanych z etyką. Czy medyczne automaty powinny otrzymać kiedyś zdolność do samodzielnego operowania pacjentów?
Według Dogramadzi, działające autonomicznie chirurgiczne roboty wydają się mieć zarówno zalety, jak i wady. Plusem z pewnością jest szybkość wykonywania zabiegów i niższe długoterminowe koszta w porównaniu do kwot, jakie trzeba by było zapłacić wykwalifikowanemu personelowi. Do minusów zależy naliczy zaś fakt, że z uwagi na wysoką cenę, na zakup tych urządzeń nie mogłyby pozwolić sobie kraje rozwijające się. Potencjalną wadą może okazać się także proces stopniowego uzależniania chirurgów od technologii, co w skrajnym przypadku mogłoby doprowadzić do powstania grupy lekarzy nie będących w stanie wykonać poważnej operacji bez korzystania z pomocy robotów.
W dalszym ciągu trwa i trwać będzie gorąca debata nad tym, jak bardzo należy rozwijać sztuczną inteligencję i jak dużą autonomiczność może zaoferować człowiek tworzonym przez niego maszynom. Jak w każdej dziedzinie życia tak i tutaj niezbędne jest zachowanie złotego środka – miejmy nadzieję, że ostatecznie nie pozwolimy im na zbyt wiele, bo chyba nikt z nas nie chce urzeczywistnienia się tego, co mogliśmy oglądać w „Matrixie” lub „Terminatorze”…