Analizowanie remasterów, remake’ów i wszystkich innych form pomiędzy nimi wydaje się coraz bardziej skomplikowane. Pomimo licznych premier odnowionych gier, nadal nie jestem pewien, jakie jest właściwe do nich podejście. Oczywiście im dalej remake od oryginalnego doświadczenia, tym łatwiej go docenić, co udowodniły nowe podejścia do Resident Evil 2 czy Final Fantasy VII, wywracające strukturę gier do góry nogami i, przynajmniej dla mnie, mogące odtrąbić sukces. Sytuacja z The Last of Us: Part I jest dużo bardziej skomplikowana.
[Uwaga, recenzja może zawierać element spoilera]
The Last of Us to mocno emocjonalna gra, która zaskoczyła nas w 2013 roku jako AAA, skupiające się na wewnętrznych konfliktach bohaterów, spychając na dalszy plan konflikt zewnętrzny, związany z klasycznym „ratowaniem świata”. Sami twórcy mówili, że ich celem było narysowanie paraleli między emocjonalną ewolucją postaci i gracza. Dlatego sekwencje wideo uciekają od akcji, skupiając się na dialogu bohaterów i rozwoju ich relacji, stawiając na zamknięte sceny i bliskie ujęcia, które pozwalają nam docenić, jak to, co się wydarzyło, wpływa na każdą postać.
The Last of Us: Part I to remake dziewięcioletniego klasyka, który ma sprawić, że będziemy jeszcze bliżej tych wszystkich wydarzeń. Już przy nazwie, która w nowo dodanym podtytule nawiązuje do sequela z 2020 roku, autorzy jasno dali do zrozumienia, że planują ujednolicenie obu gier: graficznie, z interfejsem użytkownika i opcjami dostępności. Niektórzy jednak gracze (w tym ja) byli zaskoczeni tym pomysłem. W końcu oryginał The Last of Uspo latach nadal wygląda fantastycznie, zwłaszcza jeśli mówimy o zremasterowanej wersji z 2014 roku. Studio Naughty Dog twierdzi jednak, że nikt nie porówna remake’u z oryginalną grą, tylko do wspomnień z nią związaną. Jak się okazuje: mają rację.
Jeśli grałeś w wersję oryginalną, prawdopodobnie stwierdzisz, że The Last of Us: Part I wygląda ładnie, ale nie jest warte swojej ceny. Podczas grania nie czułem, że gra osiągnęła poziom, jakiego bym oczekiwał. Po jej skończeniu jednak, chciałem sprawdzić, jak bardzo te dwie gry się różnią. Zagrałem więc w oryginalny remaster i muszę przyznać, że faktycznie nostalgia ma tendencję do upiększania faktów, różnica między obiema wersjami jest ogromna, a filmy promocyjne nie oddają ewolucji w samej rozgrywce. Środowiska są teraz bardziej szczegółowe, pełne drobiazgów, które można przysiąc, że były już w oryginalnej grze, ale rzeczywistość jest inna. Nie mogę się nacieszyć soczystą zielenią w gęsto zarośniętej i zalanej słońcem części lasu. Z drugiej strony kiedy Joel przeciska się przez wąski, słabo oświetlony tunel w piwnicy z wirującymi drobinkami kurzu i zarodnikami, czujemy się naprawdę przytłoczeni i spięci.
Przerywniki filmowe nie zmieniły się w żaden sposób, ani w scenariuszu, ani pod względem montażu czy muzyki. Zmieniona została tylko grafika. Modele są przeprojektowane i na nowo animowane. Lepsze i znacznie bardziej szczegółowe animacje twarzy nadają wielu scenom silniejszy ładunek emocjonalny. W porównaniu z The Last of Us: Part II są tu różnice głównie w nieco innej stylistyce: tutaj stawiające na dramatyczne oświetlenie, w „dwójce” bardziej realistyczne.
Oprócz nowych modeli postacie otrzymały również ulepszone tekstury. Często wyglądają na starsze, poważniejsze i bardziej adekwatne niż ich poprzednicy w oryginalnej grze. Pod względem rozgrywki nie ma wielu zmian. Sekwencje skradania się i oszczędnego dysponowania amunicją nie zostały przeprojektowane. Ulepszeniu, ale nie rewolucji, uległa natomiast inteligencja przeciwników. Zmienił się balans trudności, który zależy głównie od modyfikacji broni i jej śmiertelności, który jest teraz bardziej realistyczny.
Oryginalna gra zawiera fragmenty, które kiepsko się zestarzały. Misja „samouczkowa” jest męcząca i pełna nudnych korytarzy. Irytują też fragmenty z przenoszeniem drabin — istny siódmy krąg piekła… Z oryginału brakuje natomiast trybu multiplayer.
The Last of Us: Part I wprowadza szereg ułatwień dostępu np. dla osób niedowidzących. Do tego audiodeskrypcje cutscenek czy wibracje pada w trakcie dialogów, do przekazywania tonu rozmowy. Automatyczne zbieranie przedmiotów ułatwiło mi życie już w drugiej grze, więc z radością włączyłem je również tutaj.
Technologia Pulse 3D pozwala z kolei, by na odpowiednich słuchawkach odbierać niuanse dźwiękowe, np. skalę rozmów prowadzonych w oddali. Do tego musimy dodać funkcje DualSense, takie jak subtelne wibracje w momentach napięcia.
Pod względem fabuły to wciąż ta sama gra. Poza jedną konkretną chwilą, która ma pomóc w utrzymaniu ciągłości między grami, historia The Last of Us jest nienaruszona. Również DLC Left Behind jest po prostu dostępne dodatkowo z menu. Dwadzieścia lat po stracie córki podczas wybuchu epidemii, która pogrąża świat w bandytyzmie i stanie wojennym, zgorzkniały i okradziony z empatii Joel przyjmuje zadanie eskortowania nastoletniej Ellie przez cały kraj. Rodząca się relacja jest wprowadzana z wielką delikatnością, dzięki dalekowzrocznemu scenariuszowi, który ma zaoferować bohaterowi drugie ojcostwo w sposób stopniowy, spójny i wiarygodny. Grając ponownie i już wiedząc, dokąd zmierza fabuła, możesz bardzo docenić małe niuanse ukryte w pozornie nieistotnych dialogach. Owocem przygody jest jedno z najbardziej pamiętnych zakończeń w historii naszego medium. Joel to polaryzująca postać, nieświadomie szukająca odkupienia, by ostatecznie poświęcić ludzkość na ołtarzu miłości, która może być również samolubna. Bo pewnych dramatów w życiu nie da się przeżyć po raz drugi.
Tak, mogę sobie wyobrazić nieco lepszy remake niż to, co zaserwowało nam Naughty Dog, gdyby deweloper nie bał się sięgnąć do projektu poziomów i naprawić niektóre z drobnych dolegliwości oryginalnej gry. Dałbym wtedy The Last of Us: Part I najwyższą ocenę bez zastanowienia. Cena gry jest wysoka, więc nie dla każdego będzie warto po nią sięgnąć w dniu premiery, ale dla każdego powinna być na jakimś etapie obowiązkową i definitywną wersją do poznania.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Nie daj się zwieść romantycznym wspomnieniom, a jeśli nigdy nie grałeś w The Last of Us, musisz spróbować natychmiast.
Plusy
Znaczniejsze zmiany w grafice niż można przypuszczać. Ulepszona sztuczna inteligencja. Wykorzystanie DualSense i Tempest 3D Audio.
Minusy
Przydałaby się dodatkowa zawartość fabularna łącząca z resztą historii. Brak pewnych korekt w rozgrywce.