Nazywanie The Last of Us Part 2 grą wywołującą podziały byłoby niedopowiedzeniem stulecia. To bez wątpienia jeden z najbardziej ryzykownych i odważnych hitów gamingowych, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Przytłaczający tytuł, który zamiast kłaniać się pragnieniom i gustom graczy, priorytetowo traktuje wizję studia, aby zaoferować nam coś wyjątkowego i transgresyjnego. Nie ma on na celu sprawiać przyjemność, ani zadowalać, ale raczej opowiadać historię, która podejmuje niekonwencjonalne decyzje i która odważa się podążać określonymi ścieżkami, nawet wiedząc, że ze sporym prawdopodobieństwem nie zostaną one dobrze przyjęte przez dużą część fanów. To kontynuacja, która może spodobać się mniej lub bardziej, ale która bez wątpienia może pochwalić się tym, że nie pozostawi nikogo obojętnym.
Na tle pandemii opowiedziana została historia o utracie człowieczeństwa, bezsensowności zemsty, potrzebie zaufania ludziom i szukania światła nawet w okolicznościach, gdy wokół roztacza się tylko ciemność. Internetowi organizatorzy wypraw krzyżowych podzielili się na obozy tych, którzy byli wściekli na działania bohaterów, to, jak żyją w wirtualnym świecie, a dla wielu sam ich wygląd był wystarczającym powodem, aby dać sobie spokój z grą i przegapić to rozdzierające serce doświadczenie. Bez wątpienia jest coś niezwykle odświeżającego w absolutnej szczerości, z jaką The Last of Us Part 2 opowiada swoją wstrząsającą historię i sposobie, w jaki całkowicie i bez wyjątku przestrzega zasad swojego brutalnego świata. Byłem pod wrażeniem, kiedy po raz pierwszy zagrałem w nią w 2020 roku, a z biegiem czasu pokochałem ją jeszcze bardziej.
Naturalnie wobec tego przyjąłem wymówkę w postaci remastera do ponownego zanurzenia się w jej świecie. Oprócz wyjątkowej kampanii gry podstawowej, wersja ta wprowadza także nowy tryb przetrwania roguelike Bez powrotu. To ciekawy dodatek, biorąc pod uwagę, że The Last of Us Part 2 oferuje solidne mechaniki walki i skradania, a nowy tryb pozwala im rozwijać się w sposób, jakiego seria nie osiągnęła w przeszłości.
Każda potyczka w Bez powrotu składa się z pięciu wyzwań, z których każde ma unikalne i losowe cele, wrogów, lokalizacje i nie tylko. Każdą próbę rozpoczynasz, wybierając drogę spośród gałęzi na planszy, a jeśli uda ci się przejść przez pięć z nich bez umierania, stoczysz pełną napięcia walkę z bossem. Pomiędzy każdą próbą wracasz do swojego centrum, gdzie możesz kupić broń, amunicję i przepisy rzemieślnicze, a także ulepszyć swój arsenał i odblokować nowe umiejętności.
Strukturalnie tryb ten nie wymyśla koła na nowo, jeśli chodzi o doświadczenia typu roguelike. Każda pełna rozgrywka trwa zazwyczaj około godziny-półtorej, co oznacza, że nie ma zbyt dużo czasu na wytchnienie. Bez powrotu jest zróżnicowane choćby przez modyfikatory, które mogą mieć szalone efekty, od zwiększania prędkości po przeskoczeniu obiektów, po konieczność radzenia sobie z dosłownie wysypem przeciwników. Modyfikacje są stosowane losowo, a te trudniejsze gwarantują lepsze premie.
W Bez powrotu dostępnych jest dziesięć grywalnych postaci, a każda z nich zachęca do unikalnego stylu gry. Do tego dochodzi kwestia broni czy umiejętności, co może radykalnie wpłynąć na doświadczenie. Wraz z postępami w trybie odkrywa się kolejnych bohaterów, skórki itp. Nie jest to może rewelacja gatunku na miarę oddzielnej gry (a przecież Naughty Dog przez lata chodził taki pomysł po głowach), ale jako ukłon w stronę fanów sprawdza się całkiem dobrze w przeciwieństwie do takich paszkwili jak Resident Evil Re:Verse.
Poza tym w The Last of Us Part 2 Remastered znajduje się kilka innych ciekawostek, o których również warto wspomnieć. Najważniejsze z nich to fragmenty trzech poziomów wyciętych z gry na wczesnym etapie rozwoju. Prezentowane w stanie niedokończonym (choć w różnym stopniu) i z opcjonalnym komentarzem dewelopera, zapewniają fascynujący wgląd w proces tworzenia gry w Naughty Dog i pozwalają na interakcję z grą w sposób, który bardzo rzadko spotykamy w tytułach AAA, jeśli w ogóle.
Dostępny jest także tryb gry na gitarze, czyli swobodny dostęp do minigry z The Last of Us Part 2, który zawiera wiele grywalnych postaci, w tym kompozytora Gustavo Santaolallę i różne instrumenty – banjo, gitarę elektryczną i nie tylko.
Mimo wszystko to jednak bardziej Definitive Edition niż remaster, bo samych poprawek względem oryginału jest niewiele. Z wizualnego punktu widzenia nie można powiedzieć, że gra bardzo się postarzała w ciągu 3,5 roku. Na PlayStation 5 możesz liczyć na natywną rozdzielczość 4K. Na telewizorach obsługujących VRR można korzystać z odblokowanej liczby klatek na sekundę. Gra wygląda nieco ostrzej dzięki lepszej widoczności odległych elementów, a tekstury w wyższej rozdzielczości mają więcej szczegółów, które zauważysz np. na śniegu czy trawie. Poprawiła się także jakość cieni i animacji. Wrażenia z gry będą nieco bardziej intensywne dzięki kolejnemu atutowi PS5, jakim jest kontroler DualSense. Dotykowe sprzężenie zwrotne sprawi, że poczujesz różnicę w strzelaniu z różnych broni, zintensyfikujesz ciosy wrogów, a nawet dodasz atmosfery spadającym kroplom deszczu w Seattle. Pod względem brzmieniowym nic się nie zmieniło, a minimalistyczna ścieżka dźwiękowa z chwytliwymi melodiami na instrumentach smyczkowych dopełnia, skądinąd uciążliwą, ciszę zakłócaną dźwiękami zakażonych.
Cena w momencie premiery wynosi 219 PLN, a dla posiadaczy wersji gry na PS4 dostępna jest aktualizacja za 50 PLN, co stanowi bardzo dobry stosunek jakości do ceny. Jako lepsza i rozszerzona wersja pamiętnego doświadczenia, The Last of Us Part 2 Remastered jest niezwykle łatwe do polecenia.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Wydanie remastera tak szybko w stosunku do oryginału jest kontrowersyjne, ale Naughty Dog nie popełniło błędów przy tym wydaniu.
Plusy
Dalej doskonała kampania. Bez powrotu to solidny dodatkowy tryb. Dobra wycena.
Minusy
Wiele osób chciałoby tylko tańszego update’u grafiki i haptyki bez dodatków.