Z serią Mortal Kombat jestem od samego początku, kiedy pojawiła się na rynku ponad 30 lat temu. Bijatyka przeszła przez kilka trudnych dla gatunku i samej siebie okresów, jednak teraz wraca w czasie, gdy konkurencja jest naprawdę potężna. W ubiegłym roku The King of Fighters XV, w tym genialny Street Fighter 6, a tuż za rogiem czyha już Tekken 8. W tych okolicznościach NetherRealm Studios wkracza na arenę z Mortal Kombat 1, odsłoną o dość dziwnym tytule, zawierającą nową mechanikę tag-team. Czy ma wystarczająco wiele, by dokonać fatality na rywalach?
Mortal Kombat zawsze oferował własne, unikalne podejście do gatunku, a najnowsza odsłona bijatyki nie odbiega zbytnio od tego schematu. MK1 ma proste podstawy dzięki tylko czterem przyciskom ataku oraz łatwym do zapamiętania atakom specjalnym. Najbardziej oczywistym dodatkiem jest wojownik Kameo, wybieralny partner, którego możesz wezwać jednym naciśnięciem prawego spustu. To fajny pomysł, który z powodzeniem wykorzystano w wielu grach walki, ale ich wprowadzenie do świata Mortal Kombat nie jest zbyt ekscytujące. Po wezwaniu wojownik Kameo wykonuje pojedynczy cios, a następnie ucieka, a liczba jego wezwań jest ograniczona. Nawet jeśli partner jest dostępny, nie możesz przywołać go zawsze. Choć wyobrażałem sobie, że może być pomocny, np. do przerwania combo przeciwnika, w rzeczywistości można go wybrać tylko w określonych sytuacjach. Mając w sumie 15 zawodników Kameo, rozwiązanie w pewien sposób urozmaica rozgrywkę, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że po jakimś czasie będzie nużyć.
Zarazem prawie wszystko inne w odnowionej walce w MK1 trafia w sedno. Gra jest znacznie szybsza i bardziej swobodna niż Mortal Kombat 11, co popchnęło akcję w bardziej przemyślanym kierunku. Jest o wiele więcej okazji do połączenia własnego podejścia ofensywnego i unikalnych łańcuchów ataków, ponieważ kombinacje powietrzne i inne mechaniki zaprojektowano tak, aby zabawa była bardziej płynna. Niektóre elementy zostały usunięte lub uproszczone, na przykład wskaźniki ofensywne i defensywne zostały połączone w jeden pasek. Fatal Blow powracają, ale nie są tak silne i łatwiejsze do uniknięcia. Wszystko wydaje się być odrobinę bardziej przemyślane.
Ostatecznie jednak tym, co najbardziej zmieniło się w MK1, są sami wojownicy. Tak, w grze nie ma zupełnie premierowych postaci, ale wiele z nich zmieniło się tak bardzo, że sprawiają wrażenie nowych. Nawet Liu Kang, Sub-Zero i Raiden znacznie zmienili swoje zestawy ruchów. Te mogą na początku nieco dziwić, ale wszelkie obawy, jakie możesz mieć, zostaną rozwiane, gdy zdasz sobie sprawę, jak fajnie zbalansowane są postaci. Tradycyjnie w grach NetherRealm istniała dość duża przepaść pomiędzy różnymi wojownikami, ale tym razem prawie każda postać czymś urzeka. Osobiście jestem wierny Kitanie, ale doskonale bawię się innymi bohaterami.
Oprócz rozgrywki MK1 wygląda fantastycznie. Sceny są pełne szczegółów, a imponująca technologia animacji twarzy z MK11 została przeniesiona na zupełnie nowy poziom. Być może wolisz styl wizualny Street Fighter 6, ale na poziomie technicznym MK1 robi naprawdę mocne wrażenie. Wszystko to jest dostępne przy solidnych 60 klatkach na sekundę na PS5, jednak przerywniki filmowe mają nadal 30 klatek i te przeskoki są bardzo zauważalne i bolesne.
A skoro mowa o przerywnikach, podobnie jak kilka ostatnich odsłon serii, MK1 błyszczy, oferując bardzo fajny spektakl fabularny i jest to obecnie najlepszy jakie NetherRealm wysmażyło do tej pory. Pomimo tytułu, MK1 nie jest rebootem, miękkim czy innym. Akcja gry rozpoczyna się po wydarzeniach z opowieści o podróżach w czasie z Mortal Kombat 11, gdy Liu Kang odtwarza cały wszechświat, wychodząc z założenia, że zmiana losu niektórych postaci pozwoli uniknąć pewnych konfliktów. Oznacza to, że możemy zobaczyć wiele klasycznych postaci w nowym, interesującym świetle – Raiden to tylko skromny stażysta, a Mileena jest teraz honorową spadkobierczynią tronu Outworld. Po dziesięcioleciach robienia mniej więcej tego samego, fajnie jest widzieć, jak postacie zostały odświeżone, a niektóre z tych nowych charakteryzacji podobają mi się bardziej niż oryginalne.
Poza fabułą, inną podstawową opcją dla pojedynczego gracza jest tryb Inwazji. Przedstawia on poboczne historie (pierwsza skupia się na Scorpionie próbującym ocalić swoją żonę Harumi na wielu osiach czasu) poprzez serię prostych gier planszowych, w trakcie których pola na mapie reprezentują walki klasyczne, z różnymi modyfikatorami i mini gry. Można tutaj awansować wojowników, zbierać sprzęt i przedmioty eksploatacyjne, niczym w Krypcie z MK11.
Oprócz tego MK1 oferuje kilka klasycznych Wież do pokonania oraz wachlarz trybów sieciowych, w tym turnieje i ligę rankingową. Gra zawiera ten sam solidny kod sieciowy co inne najnowsze gry NetherRealm i wypadła dobrze podczas testów.
Jedyną rzeczą, której MK1 nie oferuje, jest głęboka personalizacja. Zamiast tego gra proponuje standardową konfigurację usług na żywo, obiecując regularne dopływy sezonowej zawartości i elementów kosmetycznych związanych z Inwazją. Wszystko w dodatku upstrzone przedmiotami, które można zdobyć w ramach grindu lub za prawdziwe, słone pieniądze. Tego typu monetyzacja w pełnopłatnych bijatykach jest obecnie często spotykana, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że znów na pełne doświadczenie MK1 będziemy musieli poczekać jakieś półtora roku do odpowiednika wersji Ultimate w MK11.
MK1 to jedna z najbardziej krwawych i zabawnych odsłon serii w dotychczasowej historii, oferująca wyrafinowaną akcję, sprytnie odnowionych wojowników i tryb fabularny, który zapewnia zaskakująco spójną historię. Brak szczególnie atrakcyjnych trybów i znaczącego dostosowywania postaci może szkodzić grze przez jakiś czas, ale ta na pewno nie rozedrze serc fanów głodnych brutalnej rozgrywki.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Plusy
Nowe spojrzenie na klasyczne postacie. Strona graficzna. Wciągająca zabawa.
Minusy