Łatwo dziś popaść w cynizm, patrząc na kondycję współczesnego gamingu. Podwyżki cen, mikropłatności, elementy live-service… Nawet prosty tytuł akcji i przygody, oparty na franczyzie jak Indiana Jones, może budzić sceptycyzm. Biorąc pod uwagę ostatnie lata w historii filmów o Indianie – całkiem słusznie. Dodajmy do tego fakt, że ostatnim tytułem MachineGames był nieudany Wolfenstein: Youngblood, i obawy rosną.
A jednak Indiana Jones and the Great Circle to coś więcej niż tylko próba Bethesdy i MachineGames „zrozumienia”, co czyni tego bohatera tak wyjątkowym. To także świetna gra akcji i przygody sama w sobie – płynnie łącząca klasykę gatunku z elementami immersive sim, wzbogacona dopracowaną, filmową narracją.
Charyzmatyczne postacie? Zdecydowanie. Nawet jeśli Harrison Ford nie podkłada głosu Indianie, to Troy Baker radzi sobie doskonale – jego interpretacja jest niemal nie do odróżnienia, z tą samą szelmowską, ale uroczą charyzmą. A do tego naturalnie brzmiący monolog wewnętrzny postaci – coś, co rzadko się udaje.
Płynne tempo rozgrywki? Tak – bez względu na to, czy właśnie walczysz z oddziałem nazistów, czy skradasz się przez mroczne ruiny, robiąc zdjęcia otoczenia i szukając rozwiązania zagadki. Wszystko płynnie i organicznie się zazębia.
Intuicyjne sterowanie i naturalne animacje? Check. Przełączanie widoku z trzeciej osoby na pierwszą działa znakomicie. Interfejs także wspiera immersję – przeglądanie mapy czy dziennika Indy’ego nie wybija z rytmu, tylko pogłębia zaangażowanie w świat gry.
Świetne projekty poziomów, ciekawe zadania poboczne, zagadki i kolekcjonerskie przedmioty? Zdecydowanie tak. Ścieżka dźwiękowa idealnie wpisująca się w klimat Indiany, nawet jeśli nie słyszysz motywu Johna Williamsa? Wszystko się zgadza.
Można by długo wymieniać. Indiana Jones and the Great Circle to po prostu świetna gra. Produkcja oddaje ducha filmowej serii, jednocześnie sprawnie „gamifikując” walkę, eksplorację, rozwiązywanie zagadek i platformowanie. Jest tylko jedno pytanie – jak sprawuje się wersja na PlayStation 5, która pojawia się kilka miesięcy po swojej premierze na Xboxa i PC-ty? Odpowiedź – znakomicie.



Już od pierwszych minut gra prezentuje się oszałamiająco. Prolog – będący hołdem dla Poszukiwaczy zaginionej Arki, ale bez przesadnej nostalgii. Zachwyca detalami – roślinność, światło, cienie i płynność animacji trzymają bardzo wysoki poziom. Późniejsze lokacje? Jeszcze lepsze – od dopracowanych animacji NPC-ów po biegające po ruinach stworzonka.
To trochę jak spotkanie dawnego przyjaciela – przypominasz sobie, za co go kochałeś, a jednocześnie odkrywasz go na nowo
MachineGames stale podnosi poprzeczkę, pozwalając ray tracingowi (zwłaszcza ambient occlusion) błyszczeć na postaciach i otoczeniu. Cutscenki z kolei zachwycają mimiką, gestami i ekspresją oczu. Nie przytłacza to jednak – choć niektóre ciemniejsze lokacje wymagały podbicia jasności HDR, szczególnie gdy nie miałem pochodni.
Największa wada wizualna? Delikatne doczytywanie tekstur w trakcie poruszania się – zwłaszcza cieni. Przy tej ilości detali i stabilnej wydajności to łatwe do wybaczenia, bo rzadko rzuca się w oczy.



A jak to się ma do serii Uncharted? Porównanie jest oczywiste – Drake od początku porównywany był do Indiany. Ale różnice są istotne, zwłaszcza w kwestii rozgrywki. Tam, gdzie Nathan toczy setki strzelanin, Great Circle zachęca do skradania się i używania broni tylko w ostateczności – amunicja jest rzadka. Zagadki też mają inny wymiar – robienie zdjęć jest równie ważne co używanie bicza czy przełączników. Zdjęcia dają punkty przygody, które inwestujemy w rozwój postaci.
Czy fani Uncharted odnajdą się tu? Jasne – ale mimo podobieństw, to inny typ doświadczenia. Warto spróbować, nawet jeśli nie oglądałeś żadnego filmu z Indianą Jonesem. A spektakularnych scen akcji też nie brakuje.
Słabsze strony? Walka wręcz potrafi być zbyt „masherska”. Gdy już opanujesz blok, kontrę, uniki i ciosy specjalne, bijatyki stają się intuicyjne. Przeciwnicy też potrafią wystrzegać się ciosów, a możliwość podniesienia przedmiotów z otoczenia i użycia ich w walce daje frajdę. Ale mimo wszystko, starcia czasem sprowadzają się do bezmyślnego wciskania przycisków, a na średnim poziomie trudności grupy przeciwników nie stanowią większego wyzwania.
Jednak sama fizyka ciosów robi wrażenie – nokautujący hak w szczękę i widok przeciwnika osuwającego się na ziemię nie nudzi się z czasem. Strzelanie również jest satysfakcjonujące. A bicz – choć czasem zapominany w ferworze walki – sprawdza się i daje sporo zabawy.
Skradanie się? Przyjemne – eksplorowanie tras, odwracanie uwagi przeciwników butelkami czy eliminowanie ich różnymi przedmiotami ma sens. Niestety, SI potrafi być zbyt pobłażliwa – przeciwnik może długo nie zauważać, że jego kolega właśnie padł tuż obok. To chwilowo wybija z immersji.
Jednym zdaniem – drobne minusy nie przesłaniają całości. Świetna przygodowa gra akcji to zawsze dobra rzecz, choć dziś nie jest to już rzadkością. Dobra adaptacja znanej marki – też niekoniecznie. Ale Indiana Jones and the Great Circle idzie o krok dalej – oferując zapadającą w pamięć i zaskakująco znajomą przygodę, która po kilku miesiącach od premiery oryginału jest już również w dużej mierze „połatana”.
To trochę jak spotkanie dawnego przyjaciela – przypominasz sobie, za co go kochałeś, a jednocześnie odkrywasz go na nowo. MachineGames znakomicie uchwyciło i przełożyło esencję Indiany Jonesa na język gry. Przygoda ma dziś wiele twarzy, ale jeśli chodzi o gry akcji z elementami przygody – Indiana Jones and the Great Circle to absolutna czołówka.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Indiana Jones and the Great Circle to obowiązkowa pozycja dla każdego fana przygodowych gier akcji – teraz niezależnie od platformy.
Plusy
Genialne oddanie ducha postaci i filmów. Olśniewająca oprawa wizualna i animacja. Organiczny design poziomów, świetne tempo i detale. Przyjemna mechanika skradania się i efektowna walka.
Minusy
Walka wręcz bywa zbyt schematyczna. SI przeciwników czasem zawodzi. Sporadyczny pop-in.