Pakiet DLC Burning Shores robi dla Horizon: Forbidden West to, co powinien robić każdy dobry dodatek do gry, dając nową broń, wrogów, bibeloty i sekrety, a co najważniejsze, kontynuując i uzupełniając główną historię. Aby zagrać w DLC, trzeba ukończyć podstawowy wątek. A co dalej?
Podróż zaczyna się od wiadomości od Sylensa – granego przez zmarłego niedawno Lance’a Reddicka – który kieruje Aloy na tytułowy Płonący Brzeg, ruiny Los Angeles. Tam główna bohaterka poznaje Seykę, członkinię plemienia Quen, która towarzyszy jej we wszystkich głównych misjach.
Dodatek to około siedmiu godzin fabuły w nowej lokalizacji, ale jest to też kolejny duży teren, który do zakończenia narracji zostanie odkryty może do połowy. Samo Miasto Aniołów jest prawie nie do poznania, ponieważ dzieli się na wulkaniczne archipelagi z rozległymi kanionami, przez które można latać, i morzami, po których można żeglować w nowej łodzi motorowej. Istnieje kilka współczesnych punktów orientacyjnych, takich jak Obserwatorium Griffitha i znak Hollywood, ale reszta terenu to lasy tropikalne, strumienie lawy lub zrujnowane drapacze chmur.
Czarny bohater DLC to egoistyczny, próżny i naprawdę okropny gość – gdyby nie data premiery, można by przypuszczać, że to ktoś, na kim wzoruje się Elon Musk. Początkowo jawiący się niemal jako komediowy złoczyńca, ujawnia coraz ciemniejszą stronę. Nowa towarzyszka Aloy, grana przez Kylie Liya Page, jest równie zadziorna jak nasza protagonistka i bardzo dobrze sprawdza się jako towarzyszka ze sztuczną inteligencją, która pomaga odwracać uwagę wrogów. Nowe stworzenia też robią pozytywne wrażenie.
Misje fabularne to więcej tego, co już doświadczyliśmy, czyli wielkie bitwy, trochę skradania się i raptem dwie proste łamigłówki. Ostatnia misja to natomiast w zasadzie jedna ogromna walka z bossem z wieloma etapami i dużą różnorodnością, podczas której przechodzi się przez kolejne sekwencje, aż nagle okazuje się, że Burning Shores to raczej przedsmak trzeciej części Horizon niż dopełnienie drugiej.
Gra nadal wygląda niesamowicie, a tła w niektórych przerywnikach prezentują się prawie jak obrazy olejne, podczas gdy nowe efekty chmur są również dość spektakularne.
Burning Shores to również więcej tego samego z drobnych negatywów, które rozpraszały mnie w głównej grze, w szczególności zbyt długie sekwencje ekspozycyjne i to, że Aloy cały czas rozmawia ze sobą, aby przypomnieć graczowi, co trzeba zrobić dalej. Jest też jeden wątek fabularny, który moim zdaniem był zupełnie niepotrzebny dla postaci.
DLC jest zatem dokładnie tym, czego można się było spodziewać po profesjonalnym i doświadczonym w gatunku deweloperze. Jeśli kochałeś Horizon: Forbidden West, to dodatek będzie dla ciebie pozycją obowiązkową.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
DLC warte czasu każdego fana serii Horizon.
Plusy
Dużo treści za dobrą cenę. Fajna historia. Pomysły na nowych wrogów.
Minusy
Brak nowych mechanik i zaskoczeń.