Cloud Strife powraca i ponownie bierze na ramiona opancerzony miecz, aby chronić swoich przyjaciół i wyruszyć do walki z chciwą korporacją Shinra, jej nowym prezydentem Rufusem oraz niebezpiecznym, choć uważanym za martwego, Sephirothem. Po poprzedniczce fabularnej sprzed czterech lat, Final Fantasy VII Rebirth zabiera Tifę, Barreta, Aerith i spółkę do wielkiego świata poza przygnębiającym miastem Midgar. Fani po 27 latach doczekali się całkowicie odnowionych wersji Costa del Sol, Gold Saucer, Cait Sith i Tiny Bronco.
Gra jest logiczną kontynuacją Final Fantasy VII Remake i bez poznania jej, praktycznie nie ma żadnego sensu. Tak, otrzymasz przegląd tego, co wydarzyło się w pierwszej części, w formie filmów i objaśnień postaci, ale jeśli chcesz zrozumieć historię gry ze wszystkimi jej zawiłościami i motywacjami bohaterów, musisz poświęcić tych 40 godzin na poprzednika.
Jeśli jeszcze nie znasz Final Fantasy VII, powinieneś wiedzieć, że oryginał z 1997 roku uznawany jest do dzisiaj za jedną z najlepszych gier wideo wszech czasów – pierwszy tytuł z serii, który ukazał się oficjalnie w Europie i sprawił, że gatunek JRPG stał się popularny w zachodnim świecie. Remake i Rebirth to dwie z trzech części, które nie są jednak wbrew nazwie jedynie odświeżeniem produkcji, a zmieniają w znaczący sposób dla fanów część wydarzeń fabularnych, co zbliża tę historię bardziej do tego, co Hideaki Anno zrobił w przypadku serii anime Rebuild of Evangelion.
Rok 2020 był początkiem nowej trylogii, która nadała grze więcej niż tylko totalną metamorfozę wizualną, zmieniając taktycznego, turowego RPG-a, w bardziej współczesną odmianę akcji. Zmiana ze względu na absolutną toporność oryginalnego gatunku w latach 90-tych była potrzebna, choć jej forma oczywiście nie zadowoli wszystkich.
Akcja pierwszej części remake’u toczyła się wyłącznie w mieście Midgar. Mimo że byliśmy w wielu różnych pod względem nastroju dystryktach, świat gry wydawał się dość mały. W FFVII Rebirth po sekwencji retrospekcji i pobycie w małym miasteczku Kalm, od razu rozpoczynamy przygodę na dużym, otwartym terenie, który możemy swobodnie eksplorować. Stopniowo dotrzemy także do innych regionów świata, które są równie imponujące wizualnie, jak i różnorodne i w których możemy poświęcić dużo czasu na walki i zadania poboczne.
Co ciekawe, swojego wyposażenia z pierwszej części nie da się przenieść, ale oczywiście nie zaczyna się też od zera. Od samego początku jesteś członkiem większej grupy bojowej – oprócz głównego bohatera Clouda Strife’a są to jego przyjaciele z dzieciństwa Tifa Lockhart i Barret Wallace – oboje członkowie grupy ekoterrorystycznej Avalanche – oraz kwiaciarka Aerith Gainsborough, a także wielki kotopodobny Red XIII, obiekt badań Shinry. Później do grupy dołączają wojowniczka ninja Yuffie Kisaragi i tajemniczy kot Cait Sith.
Choć tak w wersji z 1997 roku, jak i w Remake postacie sprawiają dość proste wrażenie pod względem charakterologicznym, czynnik ten uległ zmianie w Rebirth. Bohaterowie nadal są klasycznymi stereotypami JRPG, ale nadano im odrobinę głębi. Cloud wychodzi nieco ze swojej introwertycznej strefy komfortu, nawet opowiadając o swojej przeszłości, Barret tu i ówdzie żartuje, a Aerith zmienia się z naiwnego niewiniątka w prawdziwą, poważną kobietę. Tifa schodzi na dalszy plan na długie odcinki historii, ale wizualnie nadal jest dziewczyną z plakatu gry, której anatomicznie wątpliwe kobiece atuty są czasami eksponowane nieco zbyt wyraźnie.
Każdy, kto grał w FFVII Remake, szybko odnajdzie się w systemie walki. Na otwartym terenie zwykle można uniknąć konfrontacji, ale w węższych przejściach jest ona często nieunikniona. Twoja grupa bojowa zawsze składa się z trzech osób, których obsadę możesz dobrać indywidualnie i które opierają się na różnych stylach, od ataków dystansowych po magię. Do tego dochodzą klasyczne rozwiązania pokroju ładowalnego paska ATB, dającego specjalne zdolności. Nie zabrakło też potężnych pomocników, na czele z kultowymi Ifrit i Shivą.
Momentami charakter RPG jest bardzo mocno porzucony na rzecz czegoś w stylu hack and slasha, jednak w dłuższych walkach wymagane jest rozważne podejście do taktyki, w tym oparcie się na poznaniu słabych punktów przeciwnika i obserwowanie członków grupy. Konfigurowalny poziom trudności będzie pod tym względem dla wielu przyjemną opcją. Zwłaszcza, że ten wyższy wymaga więcej typowego dla RPG rozwijania umiejętności czy zaklęć.
Nowością są ataki synchroniczne, w których dwie postacie łączą się, aby stworzyć potężny atak lub zaklęcie. Aktywności z członkami grupy podczas pobytu w miastach oraz niektóre zadania poboczne pozwalają na zintensyfikowanie relacji z towarzyszami. To z kolei powoduje, że ataki synchroniczne stają się silniejsze. Ponadto możesz oczywiście stale wyposażać swoje postacie w nową broń i sprzęt. Nowością jest moduł syntezy, który pozwala na tworzenie przedmiotów z surowców.
Jeśli chcesz odpocząć od fabuły, dziesiątki godzin możesz spędzić na aktywnościach pobocznych, odkrywając świat zadań i rozrywek. Podróżować możesz, korzystając z kochanych Chocobosów, ale także pojazdu typu buggy, śmigając na segwayu czy nawet używając samolotu. Chociaż na mapie znajduje się znacznik zadania, a na górze ekranu kompas, nie ma tu świecącego szlaku, jak w wielu grach w otwartym świecie, co w fajny sposób pobudza do eksploracji. Nigdy nie jesteś zmuszony do pozostania w jednym miejscu przez tak długi czas, że staje się to nudne. Jeżeli będziesz podążał jedynie za głównym wątkiem fabularnym, duża część regionu pozostanie dla ciebie niezbadana.
Mini gier jest prawdziwe zatrzęsienie. Część z nich jest zintegrowanych z fabułą, inne całkowicie opcjonalne. Nie jest to może poziom Yakuzy, ale jazda na delfinie czy układanie choreografii do spektaklu na paradzie to fajna zabawa. W wielu miejscach możesz usiąść przy pianinie i za pomocą drążków analogowych na kontrolerze zagrać dobrze znane melodie ze ścieżki dźwiękowej gry. Królową (dosłownie) jest jednak karcianka Queen’s Blood. Na pierwszy rzut oka przypomina trochę Gwinta z Wiedźmina 3: Dziki Gon. Łatwa do nauczenia, trudna do opanowania: bardzo taktyczna i wymagająca dużo praktyki.
Wizualnie tereny wyglądają naprawdę imponująco. Wiatraki i młyny wodne są rozsiane po bujnych, zielonych równinach regionu początkowego, a Kalm to urocze, małe, ale ruchliwe miasteczko w stylu średniowiecznym. Gigantyczny budynek Shinry góruje złowieszczo nad regionem Junon, a na Costa del Sol budzi się tęsknota za kolejnymi wakacjami na plaży. Nawet ruiny starych reaktorów Mako czy wszystkie dawne budynki fabryczne dobrze wpisują się w otoczenie.
Wysoki poziom immersji osiąga się nie tylko dzięki wiarygodnemu otoczeniu, ale także nastrojowemu oświetleniu i realistycznym cieniom. O ile w Midgar z FFVII Remake na bocznych ścieżkach było jeszcze mnóstwo wypranych tekstur, o tyle detale w sequelu są znacznie lepiej dopracowane, zarówno w miastach, jak i na otwartym terenie. Podobnie, jak w przypadku wielu dużych tytułów obecnie, masz możliwość przełączania pomiędzy trybem graficznym (rozdzielczość 4K) a wydajności (60 fps). Różnice są jednak marginalne. Projekty NPC-ów są z kolei mało różnorodne, ale już przeciwników bardzo szczegółowe.
Na co jeszcze raz warto zwrócić uwagę, to wspaniała ścieżka dźwiękowa, która na nowo interpretuje oryginalne kawałki z Final Fantasy VII autorstwa Nobuo Uematsu i dodaje, podobnie jak w poprzedniczce, kilka nowych utworów autorstwa Mitsuto Suzuki i Masashi Hamauzu.
FFVII Rebirth jest tak rozbudowane i różnorodne, że FFVII Remake z perspektywy czasu sprawia wrażenie drobnej rozgrzewki. Druga część trylogii oddaje sprawiedliwość dziedzictwu jednej z najbardziej wpływowych gier wideo w historii. Pomimo hype’u nie jest to jednak gra dla wszystkich. Fanatycy oryginału mogą psioczyć na zmiany fabularne, które są kontrowersyjne. Mając do czynienia z legendarną grą – albo robisz remake, albo decydujesz się na zmiany i nie nazywasz jej w ten sposób. Nowi gracze z kolei muszą wiedzieć, że biorą udział w historii absolutnie epickiej. O ile przejście protoplasty zajmowało 40-50 godzin, nowe obie części łącznie pochłoną ich jakieś 70-100 i to przed zawiązaniem fabuły, które zapewne nastąpi za następnych kilka lat. Razem te dwa tytuły zajmują też na konsoli 250 GB miejsca. Trzeba więc powiedzieć, że w Final Fantasy trzeba się zaangażować nieomalże tak bardzo, jak poświęcają się bohaterowie jego historii w swojej misji.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Dzięki większej swobodzie ruchu i różnorodności niż jej poprzedniczka, gra przenosi fascynację Final Fantasy VII, która trwała ponad ćwierć wieku, na obecną generację konsol.
Plusy
Zróżnicowany świat gry i wiele do odkrycia. Urokliwość postaci. Dużo możliwości rozwoju bohaterów. Porywająca ścieżka dźwiękowa. Fajne mini gry, w tym doskonała karcianka. Podstawy historii, która obrosła kultem…
Minusy
…ale czy takie gmeranie przy niej było potrzebne? Wnioski w trakcie historii nie zawsze są do końca zrozumiałe. Część walk jest nieco zagmatwanych lub przeciążonych.