Gdy w 2003 roku premierę miała pierwsza część Call of Duty, nikt nie mógł przewidzieć, że ten nowatorski tytuł od Infinity Ward zapoczątkuje tak kasową i popularną serię, przedstawiającą działania wojenne przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Teraz CoD powraca w realia II Wojny Światowej, stanowiące również tło fabularne pierwszych części cyklu. Sprawdźmy, czy produkcja Sledgehammer Games obroni się na tle poprzedników, czy też odejdzie w niepamięć tak szybko, że będziemy musieli złożyć jej hołd, wciskając F.
W Vanguard możemy bawić się na trzy sposoby: w kampanii fabularnej, rozgrywkach wieloosobowych i trybie Zombies. Ta pierwsza opowiada o próbach przejęcia i zneutralizowania tajnego projektu III Rzeszy pod kryptonimem „Feniks”. Jego celem jest – a jakże – stworzenie IV Rzeszy. Aby pokrzyżować te plany, Alianci wysyłają do Berlina elitarny, wielonarodowościowy oddział komandosów. W jego skład wchodzą weterani różnych frontów, których wspomnienia stają się kanwą większości misji fabularnych. Ich oczami zobaczymy niektóre z najważniejszych starć II Wojny Światowej: oblężenie Stalingradu, bitwę pod El Alamein czy zmagania na Pacyfiku, zakończone bitwą przy atolu Midway.
Kampania Vanguard składa się z dziewięciu misji, utrzymujących szybkie tempo akcji. Odbywają się one na wielu frontach: na Atlantyku zasiądziemy za sterami bombowca, ścierając się z japońską marynarką i siłami powietrznymi, by po zestrzeleniu przedzierać się przez pełną nieprzyjaciół dżunglę, a następnie przenieść na pustynne umocnienia pod Tobrukiem. Grę dodatkowo urozmaica fakt, że każdy z bohaterów lubuje się w nieco innym stylu walki; przykładowo, radziecka snajperka Polina preferuje zdejmowanie wrogów z bezpiecznej odległości, zaś Australijczyk Riggs to spec od materiałów wybuchowych. Szkoda tylko, że kampanię da się ukończyć w zaledwie 6 godzin, i to bez specjalnego pośpiechu.
Największa siła CoD leży jednak w trybach dla wielu graczy. Tutaj do wyboru mamy kilka opcji: klasyczny drużynowy deathmatch, dominację, czy też znajdź i zniszcz. Vanguard dodaje także zupełną nowość, czyli Wzgórze Mistrzów. Zmierzą się w nim drużyny złożone z dwóch lub trzech graczy, wyposażone w określoną liczbę żyć; pomiędzy rundami gracze mogą dokupywać nowe bronie i ulepszenia, dzięki którym łatwiej pokonają przeciwników. Gra kończy się w momencie, gdy pozostanie tylko jeden zespół.
Co prawda Vanguard umożliwia nam grę w teamie z losowym sojusznikiem, ale szczerze mówiąc, nie polecamy tego rozwiązania. W ogniu walki szybko okazało się, że jedynym sposobem na przetrwanie była bliska współpraca z członkami drużyny, najlepiej przez czat głosowy, więc bez kumpli się nie obejdzie. Kolejną „świeżynką” jest Patrol, czyli przejmowanie punktów z lekkim zwrotem akcji – przejmowana strefa pozostaje cały czas w ruchu.
Rozgrywki dla wielu graczy odbywają się na 20 mapach; 4 spośród nich dedykowane są Wzgórzu Mistrzów. Jak to z CoD-em bywa, znajdziemy wśród nich zarówno te fantastyczne (Gavutu, Berlin, Red Star) i te… cóż, średnie. Szczególnie słabe wrażenie zrobił na nas Das Haus, w teorii odwzorowanie Białego Domu, a w praktyce kompletny chaos, wąziutkie korytarze i mało miejsca na wdrożenie jakiejkolwiek taktyki. Mapy w trybie Wzgórza Mistrzów są niewielkie, ale to akurat zrozumiałe – podczas rozgrywki liczy się przede wszystkim dobra znajomość terenu, a małe lokacje ułatwiają nauczenie się wszystkich najważniejszych punktów.
Na koniec zostawiliśmy najsłabsze ogniwo, czyli Zombies. W Vanguard tryb ten został potraktowany nieco po macoszemu: ot, mamy lokację centralną gdzieś w Stalingradzie, z której przenosimy się do różnych miejsc i wykonujemy proste, powtarzające się zadania. Nie ma ani trybu fabularnego (ten podobno ma pojawić się pod koniec roku), ani easter eggów, przez co starcia z nieumarłymi pozostają najmniej interesującą częścią gry.
Najnowsze Call of Duty to… cóż, Call of Duty pełną gębą. Gra nie rewolucjonizuje serii, zamiast tego obiecując przyjemną rozgrywkę w wielu trybach multiplayer i pełną akcji, acz krótką kampanię. Jeśli kochasz serię, nie odbijesz się od jej kolejnej odsłony. W innym przypadku może być ci trudno zrozumieć jej fenomen.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Plusy
Duże zróżnicowanie trybów multiplayer. Większość map jest zaprojektowana naprawdę nieźle. Efektowna oprawa audiowizualna, w szczególności w grze dla jednego gracza.
Minusy
Kampania jest bardzo krótka. „Zombiaki” to na chwilę obecną niewypał.