Nawet „Ulicę Sezamkową” co tydzień sponsorowały cyferki takie jak D i literki pokroju 5. Reklamodawcy od lat wiedzą, że bez cyferek nie ma zysku.
Jak wiedzą wszyscy kreatywni ludzie związani z reklamą, najlepszym sposobem na zadowolenie klienta jest zrobienie takiej kampanii, którą będzie można zaprezentować w formie ładnych wykresów. Jakość reklamy nie ma żadnego znaczenia, bo liczą się tylko cyferki. Przecież każdy wie, ze reklama nie ma zarabiać, ale służy tylko do zrobienia kolorowych wykresów.
Reklama przykrywająca cały ekran może i jest skuteczna, ale nie da się ukryć, że użytkownicy kochają ją tak bardzo jak ospę. Wchodząc na stronę gazeta.pl chcę dowiedzieć się czy Weronika zdradziła Czarka i kogo w tym tygodniu kopiuje Rihanna.
Zamiast tych niezmiernie ważnych dla kraju informacji widzę jednak banner zasłaniający cały ekran. Myśl, że gdybym chciał poczytać o promocji na prostownice do włosów wszedłbym na stronę reklamowanego marketu. I tak dobrze, że mam Flasha, bo drugi komputer wyświetla po prostu beżowy prostokąt, którego nie da się zamknąć. O, przepraszam. Da się: przyciskiem zamykającym kartę przeglądarki. Tak właśnie robię.
Kilku reklamodawców wpadło na to samo, bo wymyślili skuteczniejszy sposób. Nie, nie chodzi o reklamy kontekstowe, bo tym daleko do ideału. Mają co prawda przemawiające do reklamodawców cyferki, ale są po prostu głupie. Wg nich sprawdzenie daty mojej śmierci jest tematycznie dopasowane do artykułu o laptopach. Niby w jaki sposób? Chyba tylko przez drugą reklamę o treści „sprawdź jakie masz IQ”. Podejrzewam, że kliknięcie w tę reklamę skutkuje pokazaniem wartości jednocyfrowej.
To co wymyślili marketingowcy to reklama, której w ogóle nie widać, a liczba kliknięć w banner jest bliska zera. Być może dlatego, że bannera po prostu nie ma. Zamiast niego jest artykuł sponsorowany, tekst na forum z dyskretnym linkiem albo opinia o produkcie na niezależnym blogu.
Idea niezła, ale z wykonaniem gorzej. Zwykły banner albo flashową animację można zablokować używając rozszerzenia do przeglądarki. Podobno korzysta z nich tylko 1-3% internautów, ale kto zagwarantuje, że nie zablokowali oni skryptu zliczającego ukrycie reklamy?
Zablokowanie artykułów sponsorowanych wymagałoby albo olbrzymiej bazy danych uaktualnianej przez użytkowników albo sztucznej inteligencji. Gdyby jednak udało się zrobić SI, to reklama byłaby najmniej ważnym problemem. Dużo bardziej interesowałoby mnie to, że mikser właśnie próbuje przejąć kontrolę nad światem albo zjeść moje dziecko.
Firmy emitujące artykuły sponsorowane mogą więc spać spokojnie i serwować nam nowe treści. Może nie będą mogły policzyć liczby kliknięć, a wykresy na prezentacjach nie będą tak ładne, ale świadomość marki zwiększy się z pewnością. O ile tylko teksty będą choć trochę autentyczne i nie wysyłane z komputera w firmie…
Takie zachowanie jest na tyle popularne, że każdy tekst zawierający jakąkolwiek opinię uznawany jest za sponsorowane, nawet jeśli wcale taki nie jest. To dobrze, bo oznacza to, że czytelnicy są w stanie samodzielnie analizować dane i wiedzą, że nie tylko prasa, ale również Internet, kłamie.
Szkoda tylko, że nie możemy powiedzieć, które artykuły są sponsorowane. Wtedy można by opisać to cyferkami. Dział reklamy byłby zachwycony!