Z profesorem Ryszardem Zielińskim z Politechniki Wrocławskiej, jednym z twórców pytań na olimpiadę DialNet Masters, rozmawia Piotr Perka.
Co pan profesor sądzi o pomyśle i formule olimpiady DialNet Masters?
Pomysł jest doskonały. Nareszcie ktoś upowszechnia wiedzę o internecie, czyli o czymś, czym posługują się miliony ludzi. W zamierzeniu konkurs jest skierowany do ludzi młodych, choć po sukcesie pierwszej edycji pojawiły się pomysły, by zorganizować podobny konkurs dla ludzi starszych. Oczywiście w innej konwencji.
Jako wykładowcy, liczymy na młodzież, która być może w przyszłości podejmie studia na Politechnice Wrocławskiej. Mamy nadzieję, że będą wiedzieć więcej i nie będziemy zmuszeni kształcić ich od podstaw, w niektórych przypadkach wręcz wyręczać nauczycieli ze szkoły średniej… Głównie mam tu na myśli matematykę i fizykę.
Czy to znaczy, że z wiedzą z przedmiotów ścisłych jest źle?
Niestety, nie jest najlepiej. To już jest chyba pięta Achillesa naszej młodzieży.
Jak to się ma do potocznej opinii, że młodzi dużo lepiej orientują się w nowoczesnych technologiach?
To zależy, czy oceniamy umiejętność posługiwania się czy znajomość zasad działania. W praktycznym posługiwaniu się internetem są lepsi ode mnie. Bardzo zręcznie korzystają z internetu, nie bardzo się zastanawiając, czy to co robią jest bezpieczne czy nie; bez świadomości, jakie warunki muszą być spełnione, by mogli korzystać z danej usługi.
Natomiast zdecydowanie kuleje znajomość teorii. Później jest to przeszkoda w pełnym zrozumieniu materiału, który usiłujemy im przekazać na Politechnice. To bardzo restrykcyjny materiał. Można powiedzieć, że nauczamy z dokładnością do bitu. Jeśli więc ktoś nie opanował podstaw, musimy cofać się do materiału z liceum i wyjaśniać podstawy.
Z czego to wynika?
Czytałem, że niewielu maturzystów decyduje się na zdawanie matematyki na maturze, a jeśli już się decydują, to większość jej nie zdaje. Jeśli jest to prawda, to sytuacja jest tragiczna. Przeglądałem ranking przedstawiający liczbę kandydatów na poszczególne kierunki studiów, i jeśli dane były prawdziwe, to kształcimy bezrobotnych. Menedżerów jest już pod dostatkiem, prawników niewiele mniej, oblegana jest pedagogika i kierunki na których nie wymaga się znajomości matematyki ani fizyki. Później ci ludzie mają trudności ze znajdowaniem pracy. Z drugiej strony trudno się dziwić młodzieży, że chcieliby przyjemnie żyć. Jednak coraz bardziej będą się liczyć umiejętności techniczne, i to w Europie już dostrzeżono: zaczyna brakować osób z wykształceniem technicznym.
Czy polska młodzież różni się na tle młodzieży z innych krajów europejskich?
Mamy uzdolnioną młodzież, która często radzi sobie lepiej niż ich zagraniczni rówieśnicy. Obserwujemy studentów w ramach wymiany – nasi studenci naprawdę dobrze dają sobie radę, i to na renomowanych uczelniach europejskich. Jednak pomimo tego, że, jak podkreślam, mamy bardzo uzdolnioną młodzież, gdzieś te talenty młodych tracimy. Może to się już zaczyna w szkolnictwie podstawowym, ale na pewno tracimy je w szkołach średnich. Można nauczać przedmiotów w sposób interesujący i zrozumiały – wówczas z pewnością odsetek młodzieży decydującej się na zdawanie matury z matematyki będzie wyższy. Choć nie można zbytnio generalizować – są przecież bardzo dobre szkoły, w których matematykę wykłada się na wysokim poziomie. Jednak procentowo nie wygląda to dobrze. Myślę, że dużym błędem naszego systemu edukacyjnego jest dopuszczenie do sytuacji, że matematyki na maturze nie trzeba zdawać. Można by się z tym zgodzić pod warunkiem, że na maturze nie musielibyśmy zdawać też języka polskiego. Czyli nie musimy umieć liczyć i mówić po polsku. Co prawda matematyka na maturze ma znowu być obowiązkowa, jednak to będzie procentować dopiero za 5-6 lat. Obecnie matematykę wybiera niewielki procent licealistów.
Jakie rady dałby pan profesor młodym ludziom, którzy chcieliby się kształcić w kierunku technicznym?
Starać się polubić matematykę. Zdaję sobie sprawę, że może to być trudne zadanie, zwłaszcza jeśli mamy nauczycieli, którzy w nauczanie nie wkładają zbyt dużo serca. Oczywiście są też nauczyciele z powołania, których za ich wysiłek w nauczania należałoby nosić na rękach. Ale tak jak powiedziałem, procentowo całość nie wygląda dobrze.
Ile osób układało pytania na potrzeby konkursu?
Trzy osoby. Prócz mnie, moi dwaj koledzy – dr inż. Waldemar Grzebyk i mgr inż. Jarosław Janukiewicz – obaj z ogromnym doświadczeniem dydaktycznym i co szczególnie ważne praktycznym.
Jak to się stało, że zajęli się panowie konkursem?
Dwa lata temu na Dolnośląskim Festiwalu Nauki zaproponowano nam poprowadzenie wykładu na temat sieci komputerowych i internetu. Cieszył się dużym zainteresowaniem, pomimo tego, że informacja o jego zorganizowaniu ukazała się dość późno. Mówiliśmy nie tylko o blaskach, ale także o cieniach internetu, o czym nie zawsze się wspomina. W technice zawsze tak jest, że nowinki wprowadzają dużo dobrego, ale pociągają za sobą bądź duże koszty, bądź niosą jakieś zagrożenia. My, inżynierowie, staramy się uczyć oceniać rozwiązania techniczne, doceniać zalety, ale jednocześnie uświadamiamy ich ciemne strony – dotyczy to także internetu.
Czego jest więcej?
Dobrego.
Gdzie są zagrożenia?
Na wielu płaszczyznach. I to już na poziomie technicznym. W reklamach dowiadujemy się, że to wszystko działa wspaniale, podczas gdy tak nie jest. Dzisiaj dodzwonił się Pan do mnie od razu (wywiad był przeprowadzany telefonicznie – przyp. red.). Jednak do internetu nie zawsze mamy dostęp. Ostatnio jest z tą dostępnością lepiej, ale nadal nie mamy takiej gwarancji, jak w systemach telefonicznych. I tak jest z szeregiem innych parametrów, np. jakością. Rozmawiając przez komunikatory nie mamy zagwarantowanej jakości. Na przykład w Skypie, gdy sieć jest przeciążona, w obrazie zaczynają się pojawiać duże kwadraty, głos ulega zniekształceniu, zmienia się liczba klatek na sekundę. To samo dotyczy innych komunikatorów, gdyż są to systemy działające bez gwarancji.
Oczywiście są też inne kwestie. Mówiłem tutaj o płaszczyźnie technicznej, a przecież mamy jeszcze inne problemy. Wiele osób, w tym mnie, męczy czytanie tekstu na ekranie, wolę tradycyjny druk. Nie wiem, jak młodzież sobie z tym radzi, w końcu dużo więcej czyta na monitorze niż na papierze, może wynika to z przyzwyczajenia. Być może problem zostanie rozwiązany wraz z pojawieniem się nowych wyświetlaczy w e-książkach. Będzie to na tyle duża jakościowa zmiana, że bariery o których mówię znikną.
Inną kwestią są względy zdrowotne. Młodzież zdecydowanie zbyt długo siedzi przed komputerami. Być może uczy się zręczności manualnej i kojarzenia, ale odbywa się to kosztem zdrowia. Warto podkreślić łatwość i szybkość, z jaką młodzi ludzie opanowują posługiwanie się komputerem. Już małe dzieci nie mają żadnych blokad przed korzystaniem z komputerów, dzięki czemu zyskują dostęp do informacji w internecie. Ważne jest to, by potrafiły znajdować te właściwe. My, nauczyciele akademiccy z brakami tego rodzaju umiejętności borykamy się na studiach. Przykładowo, gdy studenci mają przygotować seminaria, udostępniam listę niezbędnych publikacji. Wówczas otrzymuję pytania, czy mam te publikacje. Tłumaczę, że udostępniłem listę, wszystko jest w internecie, a jej odszukanie zajmuje 30 sekund. Pytanie brzmi: dlaczego tego nie robią? Okazuje się, że studenci znakomicie potrafią dotrzeć do różnych informacji, jednak znalezienie informacji naukowej stanowi już pewien problem.
Zanika zwyczaj korzystania z papierowych wersji słowników czy encyklopedii. Sięgnięcie po tom encyklopedii i przekartkowanie jej w poszukiwaniu hasła jest wysiłkiem w porównaniu z łatwością wyszukania hasła w elektronicznej encyklopedii czy też Wikipedii. W przypadku tego ostatniego przykładu dochodzi jeszcze jeden problem, mianowicie zamieszczone w niej informacje nie zawsze są prawdziwe. Wiarygodność informacji w Wikipedii jest taka, jaka jest wiarygodność piszących w niej osób. Zamieszczane w niej informacje nie przechodzą przez proces recenzowania, a na błędne informacje z Wikipedii powołują się studenci. W przypadku każdej encyklopedii papierowej nie ma tego rodzaju problemu, tam informacja zastała zweryfikowana. Także korzystając z internetu musimy pamiętać o wiarygodności źródeł. Często te, w których znajdujemy wiarygodne informacje, są płatne.
Na szczęście widzimy poprawę. Nawet, jeśli w polskiej Wikipedii znajdziemy jakąś bzdurną informację, to w Wikipedii angielskiej jest już ona poprawiona, tak że przydaje się tutaj znajomość języków, no i oczywiście myślenie.
Wróćmy do Olimpiady…
Rok po wykładzie zwrócił się do nas Dialog z propozycją zorganizowania turnieju. Sieciami i technikami bezprzewodowymi zajmujemy się niemalże od narodzin, praktycznie cała sieć politechniczna została zaplanowana w naszym Instytucie. Także z takim zapleczem podjęliśmy się współpracy przy organizacji konkursu, nie bardzo wiedząc na co się decydujemy…
Co się okazało?
Okazało się, że jest dużo pracy, ale też dużo satysfakcji. Spotkaliśmy młodzież, która rozwiązuje skomplikowane zadania, jest w stanie mierzyć się z problemami. Serca nam urosły. Okazuje się, że tym wszystkim młodym, zdolnym ludziom wystarczy zagwarantować warunki, dać pole do popisu i są efekty. Zresztą te konkursy pokazały, że zdolna młodzież to nie tylko duże miasta, ale też małe miejscowości.
Jaki był charakter pytań, co miały sprawdzić?
W pierwszej edycji więcej było pytań związanych z wiedzą, mniej wymagających umiejętności logicznego myślenia. Później to się zmieniło. Pytaliśmy o historię, nazewnictwo, bardziej sprawdzaliśmy wiedzę o charakterze encyklopedycznym. W tym roku wymagaliśmy więcej umiejętności logicznego myślenia.
Jak uczestnicy radzili sobie z pytaniami?
Bardzo dobrze. Pytania nie były proste, stąd też żadnej z drużyn nie udało się uzyskać maksimum punktów. Najwięcej można było uzyskać 30 pkt., jednak przy tej skali trudności zdobycie 25-26 punktów w pierwszym etapie świadczyło o dużej wiedzy.
W DialNet Masters ufundowano cenne nagrody (nagroda główna to wyjazd do USA), i to wymusza pewną rywalizację, choć powtarzam młodzieży, że nie jest to matura, to sprawdzenie wiedzy w formie zabawy i tak to należy traktować. Tym bardziej, że zadania rozwiązywane są w drużynie i istnieje szansa na współpracę. To przedsmak pracy naukowej – indywidualiści w nauce wymarli. Sukcesy osiągają ci, którzy potrafią zbudować zespół i ze sobą współpracować.