Paul Thomas Anderson kocha trudne historie miłosne. Nietypowe, między w pełni wykreowanymi, wyjątkowymi postaciami, próbującymi poradzić sobie z absurdem świata, własnymi lękami i… sobą nawzajem. Nić widmo to zdecydowanie najbardziej zdyscyplinowany i spokojny obraz w całym dorobku reżysera, ale pod powierzchnią skrywa gotycki, psychologiczny nurt, który z czasem coraz bardziej się ujawnia – nie brakuje tu również momentów czarnego humoru.
Fabuła opowiada o pedantycznym, brytyjskim projektancie mody najwyższej klasy, Reynoldsie Woodcocku (Daniel Day-Lewis) i jego burzliwym romansie z młodą, piękną i pozornie nieśmiałą kelnerką Almą (Vicky Krieps). Jej naturalny urok i żywiołowość przykuwają jego uwagę, choć jej osobowość ostro kontrastuje z jego rygorystycznym stylem życia i wyjątkowo bliską relacją z równie surową siostrą, Cyril (znakomita Lesley Manville). Nawet tak prozaiczna czynność jak zbyt głośne smarowanie tosta dżemem potrafi wytrącić Reynoldsa z równowagi na resztę dnia – Alma musi szybko nauczyć się dostosowywać do wrażliwości partnera.
Z biegiem czasu szorstki charakter Woodcocka i jego zamknięta natura zaczynają zagrażać związkowi – tak jak miało to miejsce w poprzednich relacjach, o czym dowiadujemy się z jego rozmowy z Cyril, która często zajmowała się zrywaniem w jego imieniu. Ale Alma to inna historia. Umiejętnie pokonuje kolejne przeszkody i powoli rozbraja oboje z rodzeństwa. Nie obywa się jednak bez trudnych momentów – szczególnie jedna kolacja w jego domu, która jednocześnie jest trudna do oglądania i zaskakująco zabawna. Nić widmo potrafi w krótkim czasie wywołać skrajne reakcje – od grymasu, przez śmiech, po absolutny zachwyt nad obrazem i hipnotyzującą ścieżką dźwiękową autorstwa Jonny’ego Greenwooda z Radiohead – jednej z najlepszych kompozycji filmowych ostatnich dekad.

Spokojne tempo filmu idzie w parze z ogromną dbałością o każdy szczegół – od przepięknych kostiumów po wyrafinowane dialogi. To dowód mistrzostwa Andersona w opowiadaniu historii i wydobywaniu z aktorów subtelnych, wielowarstwowych ról – zwłaszcza Day-Lewisa, Krieps i Manville. Scenariusz to dziwnie piękna dekonstrukcja staroświeckich, brytyjskich melodramatów kostiumowych, z przymrużeniem oka i chłodną, cyniczną ironią. Finał związku Reynoldsa i Almy to dziwaczna, przewrotna umowa – a z perspektywy czasu również szalenie zabawna ilustracja tego, jak silna, ale troskliwa osoba może stworzyć związek z genialnym artystą, który bywa… po prostu nie do zniesienia.
To przewrotna, ale intrygująca wizja: pójście na dziwaczne kompromisy, by utrzymać relację, która – mimo wszystko – ma głęboką harmonię i piękno. Ich goryczkowo-słodkie porozumienie staje się jedynym logicznym sposobem, by ich związek mógł przetrwać. I w tym paradoksie kryje się coś poruszająco szczerego – miłość, która nie zawsze wygląda jak w bajkach, ale mimo to potrafi być silniejsza i bardziej trwała. Paul Thomas Anderson udowadnia, że nietypowe romanse mogą być bardziej przejmujące niż klasyczne historie – i robi to z wielką maestrią.