Seria Monkey Island to point-and-click, w którego pierwszą część zagrywałem się przy okazji premiery w 1990 roku. Od tego czasu minęły więc 32 lata, a 31 od kiedy większość jego oryginalnych twórców, tj. Ron Gilbert i Dave Grossman, było zaangażowanych w produkcję. Po świetnych trzech pierwszych częściach, fatalnej „czwórce” i poprawnej „piątce”, nadszedł czas powrotu na Małpią Wyspę.
Historia Return to Monkey Island po raz kolejny opowiada o przygodach słynnego (a może niesławnego!) Guybrusha Threepwooda. Guybrush, który przeżył wiele przygód, a teraz wyraźnie jest w kryzysie wieku średniego, zaczyna myśleć o swoim dziedzictwie dla świata, wciąż nie znającego jego legendarnych wyczynów. Postanawia więc w końcu odkryć legendarną tajemnicę Małpiej Wyspy, która umykała mu przez całą karierę. Guybrush ponownie mierzy się też z okrutnym piratem LeChuckiem, ale ich świat zmienił się od pierwszego skrzyżowania mieczy.
W wyraźnym odzwierciedleniu życia samych twórców w średnim wieku widzimy zdumienie, rozpacz, zrozumienie i humor, z jakimi nasi bohaterowie mierzą się ze światem. Bez scenariusza, który ma coś naprawdę szokującego, pozostaje interesującym studium syndromu Piotrusia Pana i braku chęci do dorastania.
Gra nie jest doskonała, w dużej mierze opierając się na nostalgii, wpadając w przesadny fan service. A jak na tytuł oparty na takich wartościach, początkowe podsumowanie serii jest dość banalne, przebiegając bardzo szybko przez kolejne części, pozostawiając nowych graczy z wieloma pytaniami, a starych bez łatwego sposobu na odświeżenie ich pamięci. Jednocześnie istnieją pewne dziury w fabule z poprzednich gier, które są po prostu ignorowane.
Do tego od miesięcy gracze podzieleni są w związku z kierunkiem wizualnym, w którym podążyła seria. Osobiście podoba mi się nowa kreska i nie uważam, żeby kolejne odsłony musiały nawiązywać do tradycji Małpiej Wyspy. Szczególnie w projektowaniu lokacji (starych i nowych), gra błyszczy pasją, jakością i miłością do tego świata, a atmosfera, którą buduje, to 100% Monkey Island. W przypadku postaci dyskusja może być większa, ale ponownie będę bronił decyzji twórców. Zwłaszcza projekt LeChucka uważam, że jest fantastyczny. Podobnie sprawa wygląda jeśli chodzi o jego głos, którego użyczył mu Jess Harnell, znany m.in. z Transformersów i Crasha Bandicoota. W jego cieniu znajdują się inne postaci, ale poza Alexandrą Boyd jako Elaine, wszystkie przypadły mi do gustu. Muzyka autorstwa Michaela Landa (oryginalnego kompozytora) oraz Petera McConnella i Clinta Bajakiana, którzy również komponują dla serii od 1991 roku, pozostaje na wysokim poziomie.
Jeśli chodzi o rozgrywkę, Return to Monkey Island to tradycyjny point-and-click, gatunek, który do dziś opiera się na elementach, które sam Ron Gilbert ustanowił 35 lat temu. Podstawa interfejsu jest podobna do innych współczesnych przygodówek, sugerując graczowi dostępne opcje interakcji z danym obiektem.
Return to Monkey Island jest prawdopodobnie najłatwiejszą grą z serii. W grze wciąż trzeba myśleć, ale widać w niej głębokie pragnienie twórców, aby każdy przy odrobinie pracy mógł rozwiązać całkiem logiczne zagadki. Doświadczeni piraci wybiorą tryb wyższej trudności, choć i on nie sprawi im żadnych kłopotów. Dostępne są również podpowiedzi. Ogólnie jakość łamigłówek jest zadowalająca, ale nigdzie nie zbliża się do najbardziej kultowych dzieł z serii, ani bardziej złożonego Thimbleweed Park, również autorstwa Rona Gilberta.
Szkoda, że wiele obszarów gry jest niewykorzystanych. Na wielu z nich nie ma nic do zrobienia. To tak, jakby twórcy mieli na myśli większą grę i w pewnym momencie, ze względu na czas lub budżet, po prostu zdecydowali się ją skrócić.
Podsumowując, czy powrót na wyspę jest powrotem, którego chcieliśmy i na który czekaliśmy przez tyle lat? Dla nowicjusza to dobrze zrobiona przygoda, przy której spędzi 10 miłych i zabawnych godzin. Reakcja wyjadaczy będzie w dużej mierze zależeć od tego, jak przyjmą polaryzujące zakończenie i na ile mogą polegać na mającej kilka dekad nostalgii. Dla mnie Return to Monkey Island to naprawdę niezwykła przygoda, stworzona z dogłębną znajomością serii i gatunku, przepełniona miłością i pasją do jej bohaterów.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Nie musisz wybierać się na Małpią Wyspę, ale po co odbierać sobie tak przyjemnie spędzony czas?
Plusy
Autentyczna atmosfera Monkey Island i humor podczas całej przygody. Bardzo dobre aktorstwo głosowe. System podpowiedzi. Ciekawe studium syndromu Piotrusia Pana.
Minusy
Czasami za bardzo opiera się na nostalgii. Podsumowanie poprzednich wydarzeń. Wiele pytań bez odpowiedzi. Niektóre obszary są bardzo puste i niewykorzystane.