Kiedy w zeszłym roku Apple pokazało światu iPhone’a X, wiele osób od razu zakochało się w jego nowym designie i nowatorskich funkcjach. Nic dziwnego, że w tym roku firma z Cupertino nie zdecydowała się na równie przełomowe zmiany, skupiając się raczej na udoskonaleniu ubiegłorocznych trendów.
iPhone Xs jest pod wieloma względami podobny do poprzedniego flagowca, ale otrzymał szereg kluczowych usprawnień: wersję z 512 GB pamięci wewnętrznej, procesor A12 Bionic przyspieszający wydajność telefonu i aparatu oraz nowy, jeszcze piękniejszy ekran OLED. Najważniejszą nowością jest wprowadzenie większego modelu Xs Max o 6,5-calowym ekranie, stanowiącego alternatywę dla Xs z wyświetlaczem o przekątnej 5,8 cala.
Pod względem designu zmieniło się dość niewiele. Do wyboru dostaliśmy złotą wersję kolorystyczną, ale wykonana z chirurgicznej stali i szkła obudowa prezentuje się właściwie tak samo. Większość ulepszeń jest niewidoczna: iPhone Xs oficjalnie spełnia normę wodoodporności IP68, co zabezpieczy go przed przypadkową kąpielą w basenie (mimo tego nie polecamy zbyt częstych kąpieli ze smartfonem). W górnej i dolnej krawędzi telefonu znalazło się za to miejsce dla głośników stereo, znacząco poprawiających jakość dźwięku.
Zmiany najłatwiej zauważyć na ekranie, który otrzymał wsparcie dla zakresu HDR o 60% szerszego od tego zastosowanego w modelu X. W połączeniu ze wsparciem dla HDR 10 i Dolby Vision, daje to niesamowity efekt głębokich, czystych czerni i bieli bez prześwietlania obrazu i psucia wrażeń wizualnych. Dzięki temu doskonale nadaje się on do oglądania hollywoodzkich produkcji – odpaliliśmy na nim fragment hitu Stevena Spielberga Player One. Nasycone, żywe kolory i głębokie kontrasty doskonale oddawały klimat science-fiction, ale jesteśmy pewni, że Retina w wersji OLED poradzi sobie z każdym gatunkiem filmowym.
CAL ZA CALEM
6,5-calowy ekran Xs Max to największy jak do tej pory wyświetlacz w smartfonie Apple. Powstał on z myślą o osobach, które ceniły sobie dodatkowe miejsce na ekranie obecne w wersjach Plus. Na razie większość aplikacji nie wykorzystuje w pełni potencjału, jaki daje im ogromny wyświetlacz Xs Max, ale być może już niedługo się to zmieni. Jednego możemy być pewni – ten telefon nie nadaje się do komfortowej obsługi jedną ręką. Jest on na to po prostu zbyt duży, chociaż wcale niezbyt ciężki.
Praca na telefonie to czysta przyjemność dzięki fenomenalnie szybkiemu procesorowi A12 Bionic. Aplikacje otwierają się i zamykają w mgnieniu oka, opcja aparatu włącza się natychmiast. Odrobinę wolniejsze są tylko niektóre gry, na przykład mobilne tytuły z serii The Elder Scrolls, ale warto czekać na ich załadowanie. Podczas rozgrywki momentami mieliśmy wrażenie, że gramy na pełnoprawnej konsoli, a nie na telefonie.
Nowości w aparacie fotograficznym są raczej kosmetyczne. Apple nie zdecydowało się na wymianę dobrze znanego z iPhone’a X duetu 12-megapikselowych obiektywów ze stabilizacją obrazu, ale dzięki większym pikselom zdjęcia są ostrzejsze i bardziej kolorowe. W trybie portretowym możemy teraz regulować stopień rozmycia tła. Najważniejsze ulepszenia dotyczą umiejętności telefonu w zakresie rozpoznawania i korekty zrobionych zdjęć. iPhone Xs dynamicznie analizuje ujęcia i poprawia je za pomocą specjalnej sztucznej inteligencji. Podczas testów aparatu w strefie demonstracyjnej udało nam się zrobić kilka naprawdę imponujących zdjęć, ale nie przetestowaliśmy wszystkich możliwości telefonu – te sprawdzimy dopiero przy okazji pisania recenzji.
Jeśli chodzi o zwiększenie wytrzymałości baterii rewolucji nie ma, ale to mało zaskakujące, zważywszy na to, że Xs ma identyczne wymiary co X.
MOC NA MAKSA
Apple twierdzi, że bateria w Xs wytrzymuje do 30 minut dłużej niż w poprzednim flagowcu, co jest miłym dodatkiem, ale raczej mało przełomowym. Nieco inaczej prezentuje się jednak sytuacja z Xs Max, który został wyposażony w najbardziej pojemną baterię w historii iPhone’ów. W porównaniu z poprzednim modelem ma ona oferować średnio o półtorej godziny dłuższą pracę na jednym ładowaniu.
Tegoroczne smartfony od Apple są intrygujące, chociaż raczej nie zmienią oblicza rynku w ten sam sposób, co iPhone X; wiele osób może być nawet bardziej zainteresowanych poprzednimi modelami, które sporo staniały. Za flagowce oczywiście zapłacimy swoje: ceny iPhone’a Xs zaczynają się od 4 980 PLN, a za większy wariant będziemy musieli dać minimum 5 480 PLN.
iPHONE XR
Gdy Apple ogłosiło, że widzi iPhone’a X jako wzorzec dla swoich wszystkich nowych smartfonów, wcale nie żartowało. Tegoroczny budżetowy (no, przynajmniej w teorii) model również może poszczycić się bezramkowym ekranem, chociaż tutaj zamiast OLED otrzymaliśmy 6,1-calowy wyświetlacz LCD. iPhone Xr kosztować nas będzie minimum 3 730 PLN, a w tej cenie zawarte zostanie wiele technologii znanych z droższych telefonów: procesor A12 Bionic, Face ID i tryb Portrait Mode. Co ciekawe, ten ostatni po raz pierwszy został zaimplementowany w pojedynczym aparacie fotograficznym – w poprzednich modelach wymagał on podwójnego obiektywu.
Designersko iPhone Xr sprawia nieco mniej imponujące wrażenie. Aluminiowa obudowa, grubsze ramki i mniej smukły kształt mogą nie spodobać się niektórym odbiorcom, ale na pewno przypadnie im do gustu sześć wariantów kolorystycznych. Na szczęście jakość wykonania telefonu pozostaje na wysokim poziomie.
Duży ekran przywodzi na myśl te stosowane w starszych iPhone’ach, ale ostrość obrazu i kolory zasługują na pochwałę. Wyświetlacz ma wsparcie dla technologii True Tone i szerokiej palety barw. Oczywiście nie jest on aż tak efektowny jak OLED z modelu Xs i Xs Max, ale prawdopodobnie to dzięki niemu bazowa cena telefonu nie przekracza 4 tysięcy złotych. Aparat również nie zawiódł naszych oczekiwań, a nawet pozytywnie nas zaskoczył. Kto wie, może to Xr okaże się najpopularniejszym iPhonem sezonu 2018/2019? Już wkrótce sprawdzimy to w recenzji.
APPLE WATCH SERIES 4
Apple Watch właściwie nie zmienił się od czasu premiery, może poza kilkoma dodatkowymi wariantami kolorystycznymi. Nowy model nareszcie wprowadza powiew świeżości – koperta zegarka jest cieńsza o 0,7 mm, a ekran został właściwie pozbawiony ramek, dzięki czemu otrzymujemy 30% więcej miejsca na wyświetlanie informacji. Widać to dokładnie na nowej tarczy Infograf, która może pomieścić nawet osiem komplikacji naraz. Większy wyświetlacz to także łatwiejsza nawigacja po zainstalowanych aplikacjach.
Mimo odchudzenia bateria smartwatcha ma pracować na jednym ładowaniu 18 godzin, czyli tyle samo, co w poprzedniej generacji – jeśli włączamy GPS tylko okazjonalnie, Apple Watch powinien spokojnie wytrzymać drugie tyle. Do oszczędzania baterii przyczynią się także nowy procesor i technologia wyświetlania LTPO. Cyfrowa koronka została wyposażona w sygnał zwrotny, który objawia się przyjemnym kliknięciem. Ten drobiazg sprawia, że korzystanie ze smartwatcha przypomina obcowanie z klasycznym, mechanicznym zegarkiem.
Póki co nie mieliśmy okazji dokładnie przetestować wszystkich funkcji fitnessowo-zdrowotnych, ale zapowiadają się one ekscytująco – część z nich przedstawiamy w ramkach obok. Ceny Apple Watch Series 4 to 1 900 PLN, które zapłacimy za wersję z 40-milimetrowym ekranem i 2 050 PLN za wariant 44 mm. W niektórych krajach zegarki będą dostępne także z obsługą połączeń 4G, ale funkcja ta niestety nie będzie dostępna w Polsce.