Nikt nigdy nie wątpił w to, że jeśli chodzi o Amerykę, to najgorsze musi kiedyś nastąpić.
W końcu od zawsze raczono nas wizjami, że Biały Dom zostanie unicestwiony przez kosmitów, Manhattan opanują zombie, krwawe pomidory i gremliny, Statuę Wolności zniszczy Godzilla albo Magneto i jego zmutowana świta, a na koniec i tak w Matkę Ziemię trzaśnie wielki meteoryt i ? jak mawiał klasyk ? ?nie będzie niczego?. Mimo tych wszystkich okropieństw spaliśmy spokojnie, bo przecież wiadomo było, że na straży spokoju i dobrobytu USA (i całego świata) stoją amerykańscy superszeryfowie i gdy coś się stanie, zawsze można na nich liczyć ? kosmitów przegonią Will i Jeff, Milla da popalić nieumarłym, Bruce rozetnie meteor na pół a Magneto ulegnie kapitanowi Pickardowi. Nikt jednak nie pomyślał o tym, że Eden XXI wieku może zostać zniszczony nie przez kolorowe potworki, powodzie czy szalonego geniusza ale przez… pieniądze. Dziś, kiedy USA, utopijna kraina dobrobytu i ważny symbol naszych czasów okazuje się być wielkim kolosem na glinianych nogach, finansową potęga skrywającą wielkie zadłużenie pod płaszczykiem bogactwa i dobrobytu, nawet Chuck Norris nie może być pewien, że kryzys można zażegnać ot tak po prostu ? z półobrotu. Wujek Sam zwraca się więc w dniu dzisiejszym do każdego z nas słowami: ?Dziś, w obliczu katastrofy, wszyscy stańmy jak jeden mąż, wszyscy bądźmy dziś Amerykanami ? zakasajmy rękawy i wspólnymi siłami ratujmy Naszą Amerykę. Razem możemy tego dokonać?.
***
W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki moment, kiedy pojawia się refleksja: ?co dalej?? Tego pięknego ranka dopadła też mnie… Obudziłem się wcześnie, spojrzałem na moją piękną, śpiącą małżonkę i pomyślałem, że już chyba czas wziąć się za siebie. Przydałoby się zmienić mieszkanie na większe, kupić wreszcie samochód, może wreszcie pomyśleć o dzieciach, żeby coś na świecie po człowieku zostało. Chyba już czas zmienić zajęcie, rzucić w diabły tę pisaninę i wziąć się do jakiejś porządnej, dochodowej roboty. Informatyka, bankowość, medycyna? A może by tak… do polityki? Tak, zdecydowanie tak, tam są duże pieniądze, a praca stosunkowo lekka i mało wymagająca ? kilka zjazdów sejmu, kilka głosowań (gdzie wcześniej powiedzą Ci, który przycisk wcisnąć), a i może czasem w telewizji człowieka pokażą?
Podekscytowany rodzącą się ideą, spojrzałem w lustro w poszukiwaniu cech charakterystycznych parlamentarzysty. Dwie ręce, dwie nogi ? chyba wszystko się zgadza. Tylko te włosy i broda… ? z tym to do sejmu chyba nie wezmą. A do TV to już na pewno nie. Donek, Jarek i Grzesiek tak ładnie podstrzyżeni, a ja co? Zmartwiłem się nieco na myśl o możliwości rozstania się z towarzyszą- cym mi od lat owłosieniem, no ale cóż ? jak mus to mus. Jak się chce robić karierę, to trzeba się poświęcić. Zresztą, to jeszcze nie tragedia, sztucznego biustu zakładać nie muszę, więc przynajmniej kręgosłup nie będzie bolał. Całkowicie pochłonięty myślą o kandydowaniu, włączyłem telewizor ? wybory za pasem, polityków wszędzie pełno, wypadałoby więc posłuchać o czym mówią, żeby wiedzieć do której partii się zapisać. Jednak jak na złość, w telewizji nie prezentowano akurat żadnego bohatera
z Wiejskiej ? zamiast tego wszędzie, na każdym z kanałów transmitowano przemówienie innego, wielkiego, ale nie tutejszego polityka ? Baracka Obamy. ?Polityki trzeba uczyć się od najlepszych? ? pomyślałem i zacząłem przysłuchiwać się z uwagą.
?Kryzys, zadłużenie, próg, katastrofa, zwiększyć podatki, zmniejszyć wydatki? ? cedził słowa wyraźnie zdenerwowany, czarnoskóry prezydent. Po chwili prze- słanie nabrało ostrości, stało się bardziej czytelne. Ameryka się wali, tonie w długach, świat szaleje, rynki finansowe wariują, kursy walut szybują w górę. A prędzej czy później rykoszetem dostaniemy i my, Polacy. Przerażony pomyślałem, że chyba jednak nie opłaca się startować do sejmu ? dopadnie nas kryzys, to będzie dużo roboty. A czy ja mam do tego wszystkiego głowę? Niby tam liznęło się trochę tej ekonomii, o finansach pojęcie też jakieś się ma, ale jak coś pójdzie nie tak, to nieźle można dostać po uszach. Aby uspokoić skołatane nerwy i nie- co się odprężyć, uruchomiłem swoją ulubioną grę taneczną na Xboxa. Zacząłem rytmicznie poruszać kończynami ? ach, jakie to odprężające. Pełen podziwu dla genialnej gry, zacząłem się zastanawiać, jak to by było, gdyby ludzie zamiast spekulować na giełdach i wydawać nie swoje pieniądze odpuścili sobie i zajęli się graniem w gry ? świat byłby z pewnością o wiele piękniejszy. Nagle, ni stąd ni zowąd, przez głowę przeleciała mi genialna idea ? wymachując zadkiem w rytm muzyki, wymyśliłem jak uzdrowić kryzysową sytuację.
Pod koniec ubiegłego roku media związane z rozrywką elektroniczną obiegła informacja, że pomysł studia ThriXXX, o wypuszczeniu gry erotycznej na Xboxa dającej możliwość pełnej interakcji z wirtualnymi partnerkami (a przypominam, że kontrolerem jest tu nasze własne ciało), spalił na panewce, gdyż decydenci Microsoftu zapowiedzieli, że automatycznie zablokują premierę aplikacji. A gdyby jednak wrócić do tego pomysłu, tyle że przy niewielkiej ingerencji państwa? Tylko jaki to ma związek z tematem rosnącego długu Stanów Zjednoczonych? Już tłumaczę. Jak powszechnie wiadomo, prostytucja w USA jest nielegalna. Przedstawicielki najstarszego zawodu świata nie chcą płacić podatków i basta ? a skarb Państwa na tym traci. Remedium na taki stan rzeczy mogłoby być wydanie gry, która dawałaby identyczne doznania, jak stojąca za rogiem Pani lekkich obyczajów. Wystarczyłoby wówczas tylko opodatkować taką grę specjalnym podatkiem, a korzyści byłyby oczywiste ? podatek od każdego kupionego egzemplarza z miejsca lądowałby w kasie Państwa. Miłośnicy uciech cielesnych bez wątpienia wybieraliby grę zamiast kobiety świadczącej podobne usługi, w końcu miałaby ona jedną podstawową zaletę: eliminowałaby ryzyko zarażenia chorobą weneryczną. Przy okazji, zapewniwszy odpowiednią promocję takiego produktu można w zupełności wyeliminować zjawisko prostytucji, co niewątpliwie miałoby bardzo pozytywny wydźwięk społeczny. Trzeba sobie jednak zdać sprawę, że wdrożenie takiego pomysłu mogłoby pociągać za sobą pewne, prawdopodobne problemy: strajki bezrobotnych prosty- tutek oraz bankructwa firm produkujących prezerwatywy i akcesoria erotyczne. Rozwiązaniem patowej sytuacji mogłoby być wdrożenie dodatkowych działań: aktywizacja zawodowa bezrobotnych prostytutek, tj. zatrudnienia ich w charakterze ?doradców merytorycznych? pracujących podczas procesu produkcyjnego gry, ewentualnie na stanowisku telefonicznych konsultantek wyjaśniających nabywcom jej zasady (prostytutka zatrudniona na umowę o pracę dostawałaby normalną pensję przy okazji płacąc podatki!) oraz zmiana profilu produkcyjnego firm z branży erotycznej ? produkcja balonów dla dzieci i gumowych pokrowców na telefony komórkowe zamiast prezerwatyw, produkcja kontrolerów do gier z technologią force-feedback zamiast erotycznych zabawek na baterie (też wibrują).
Wydaje się, że powyższy pomysł mógłby odnieść efekt, skutkując drastycznym wzrostem przychodów z podatków (czego żądają amerykańscy Demokraci podczas rozmów o podniesieniu limitu zadłużenia Stanów Zjednoczonych). A jeśli jednak jakimś cudem to wszystko miałoby nie wypalić, można spróbować wdrożyć jeszcze jeden, nieco drastyczny pomysł: znacjonalizować Apple?a. Podobno mają więcej pieniędzy niż cały Skarb Państwa Stanów Zjednoczonych, byłoby więc czym spłacać długi USA.
żegnajcie więc drodzy czytelnicy, jeszcze dziś wyjeżdżam do Ameryki ratować światową gospodarkę, a przy okazji też trochę zarobić na swoim pomyśle ? na dom, drzewo i tą nieszczęsną, dopiero planowaną latorośl. A jak już mianują mnie tym dobrze opłacanym dorad- cą ekonomicznym prezydenta, to w ramach uznania dla moich światłych idei może przynajmniej przymkną oko i nie każą golić włosów i brody?