Google archiwizuje twoje e-maile, kopiuje lokalne pliki i podgląda przy pomocy ulicznych kamer. Możesz zapomnieć o szpiegach z amerykańskiego wywiadu. To Google dostarcza im informacji.
Google już dawno przestało być firmą dostarczającą jedynie wyszukiwarkę. Oferuje mnóstwo usług takich jak poczta, komunikator, statystyki stron WWW czy podgląd z kamer video umieszczonych na całym świecie. Dostęp do darmowych usługa wysokiej jakości jest kuszący, ale gromadzenie danych o użytkownikach staje się coraz bardziej niebezpieczne.
Zatrzymać użytkownika
Narzędzia dostarczane przez Google służą jednemu: przyciągnięciu jak największej liczby internautów i zatrzymaniu ich tak długo jak to możliwe. To właśnie z tego powodu usługi są coraz bardziej rozbudowane i zintegrowane ze sobą.
Przykładem może być Google Maps. Aplikacja posiada mnóstwo opcji pozwalających nie tylko na dokładne przeglądanie map. Udostępnia również szczegółowe zdjęcia satelitarne, informacje o obiektach i (testowo) podgląd z kamer video. Zwykły użytkownik może jedynie zobaczyć statyczny obraz sprzed kilku minut, ale taka infrastruktura daje dużo większe możliwości.
Komunikacja zintegrowana
Po wprowadzeniu darmowego GMaila, którego doceniły miliony osób, pojawiły się głosy, że prywatne e-maile internautów są czytane. Wynikało to z reklam dopasowanych do treści wiadomości. Google twierdzi, że wiadomości są przeglądane tylko w poszukiwaniu słów kluczowych, a nikt nie wnika w ich treść. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jest to prawda, ale wytłumaczenie zwykłemu użytkownikowi różnicy między czytaniem prywatnej poczty a skanowaniem jej w poszukiwaniu słów kluczowych może być trudne.
Gigantowi nie wystarczał dostęp do coraz mniej popularnego e-maila, wprowadził więc komunikator – oczywiście integrujący się z pozostałymi usługami. Obecnie trwają prace nad Google Waves – połączeniem poczty, komunikatora, Twittera i blogu w jednej usłudze. Rozwiązanie może być wyjątkowo wygodne, a co za tym idzie przyciągnie nowych użytkowników (lub zatrzyma na dłużej obecnych).
To tylko statystyka
Oficjalnie wszystkie informacje zbierane są w celach statycznych, ale mogą przez nie ucierpieć konkretne osoby. Skorzystanie ze świetnych statystyk, Google Analytics, niesie ze sobą ryzyko wykluczenia z wyników wyszukiwania wszystkich stron powiązanych z danym kontem, jeśli tylko na jednej z nich pojawia się elementy niezgodne z wytycznymi Google’a dla webmasterów. Wielokrotnie przekonały się o tym np. osoby zajmujące się pozycjonowaniem.
Jeszcze ciekawiej wygląda sprawa, jeśli zastanowimy się, ile informacji może zebrać osoba mająca pełen zakres do danych Google’a. Wiadomo, że użytkownicy identyfikowani są na podstawie kont, komputerów z których się logowali i specjalnych ciasteczek. Korzystając przez kilka lat z wyszukiwarki zapamiętującej wprowadzane frazy (oczywiście w celu poprawy skuteczności) mówimy o sobie bardzo dużo.
Kiedy w 2003 roku pojawiły się pierwsze widoczne statystyki – ilość wpisanych przez użytkownika fraz – niektórzy internauci stwierdzili, że Google ich szpieguje. Sugerowali oni, że firma może wykorzystywać informacje do identyfikacji odbiorców reklam. Minęło 6 lat i dziś nikt nie dziwi się, że cała jego historia wyszukiwanych stron jest archiwizowana. Niektórzy instalują nawet Google Toolbar, który śledzi wszystkie odwiedzane strony – w połączeniu z GA powoduje to przekazywanie olbrzymich ilości informacji o naszych upodobaniach.
Informacje takie wykorzystywane są głównie do serwowania spersonalizowanych reklam. A gdyby tak gigant ujawnił publicznie całą naszą historię wyszukiwanych i odwiedzanych stron? Google może posiadać znacznie szerszą wiedzę o naszych upodobaniach dzięki Analytics. Istnieje możliwość, że każde wejście na stronę wyposażoną w te statystyki jest odnotowywane. Możemy mieć nadzieję, że tylko w celach statystycznych.
Zlokalizować użytkownika
Kolejna sprawa, to miejsce, z którego łączymy się z Internetem. Fizyczna lokalizacja nie jest trudna i działa już teraz. Po wpisaniu w okno wyszukiwarki frazy „kino” dostałem listę placówek dostępnych w mojej okolicy. Pierwsze miejsce zajmuje kino, w którym bywam najczęściej (korzystam również z jego strony internetowej, aby rezerwować bilety). Mam nadzieję, że to tylko przypadek.
A co, gdybym użył wyszukiwarki np. przy pomocy telefonu, względnie komórki z Androidem? Być może wyniki byłyby dokładniejsze, ale warto pamiętać, że aby poprawić jakość jednej z usług przeznaczonej dla webmasterów podałem mój numer telefonu. W tym miejscu należy uświadomić sobie, że technicznie możliwe jest połączenie przechwytywania obrazów z kamer i lokalizacji użytkowników. Czyżby znane z filmów sceny mogły przenieść się do rzeczywistości?
Nie bądź zły
Nieformalne motto Google’a, „don’t be evil”, wydaje się być stosowane w praktyce. Ich usługi pomagają większości użytkowników, ale nie zawsze. Aby wejść na rynek chiński firma zgodziła się na cenzurowanie Internetu. Skoro sytuacja taka miała miejsce raz, to można spodziewać się, że gdyby władze kolejnego dużego kraju postanowiły śledzić swoich obywateli lub ograniczać im dostęp do sieci Google zgodzi się na to, byle by zachować dostęp do użytkowników.
Wydawać by się mogło, że poza Chinami, Koreą czy Kubą nikt nie będzie {link_wew 5293}cenzurował Inernetu{/link_wew}. Warto jednak zauważyć, że plany takie mają rządy np. Australii i Francji. Wszystko w imię ochrony przed pornografią i piractwem. Aby w pełni kontrolować ruch musiałyby one dogadać się również z właścicielem największej na świecie wyszukiwarki.
Nie jest tajemnicą, że Google współpracuje z instytucjami rządowymi. Przykładem może być Geospatial-Intelligence Agency, amerykańska agencja wywiadowcza zajmująca się zbieraniem i analizą zdjęć satelitarnych. Uzyskali oni dostęp do fotografii wykonanych przez GeoEye – prywatnego satelitę firmy zdolnego do wykonania szczegółowych fotografii. Oficjalnie poprawiającego działanie Google Maps…
Przed skorzystaniem z kolejnej darmowej usługi Google’a warto się zastanowić. Sytuacja, w której budzik w twoim G1 informuje centralę o której wstajesz, e-maile i rozmowy przez GTalka są analizowane, a historia przeglądanych stron śledzona, nie wygląda ciekawie. Jeśli dołożyć do tego kontrolę nad dokumentami, zarówno tymi z Google Docs jak i przechowywanymi lokalnie (Google Desktop Search) i geolokalizację okazuje się, że niektórzy wiedzą o tobie więcej niż byś chciał. A gdyby do całość połączyć z systemem satelitów i kamer?
Ale przecież Google nie jest złe, prawda?