Wczoraj oczy Polaków zwrócone były w stronę decyzji TSUE w sprawie „frankowiczów”, jednak to nie jedyny istotny wyrok, jaki zapadł. Trybunał Sprawiedliwości zadecydował bowiem, że Unia Europejska ma prawo zażądać usunięcia szkodliwej zawartości internetowej nawet wtedy, gdy jej autorami są osoby spoza krajów UE.
Wyrok dotyczy niezbyt znanej w Polsce sprawy Evy Glawischnig-Piesczek, członkini i sekretarz ugrupowania Zielonych w Parlamencie Europejskim, która poprosiła Facebooka o usunięcie oczerniających, skrajnie nieprzychylnych komentarzy na jej temat. Portal odmówił, twierdząc, że działanie to byłoby złamaniem prawa wolnej wypowiedzi.
Sprawa trafiła najpierw do sądu w Austrii, a potem do Trybunału Sprawiedliwości. Ten ostatni wydał wyrok, na mocy którego organy Unii Europejskiej mogą „nakazać dostawcy usług hostingowych usunięcie informacji, których dotyczy nakaz, lub zablokowanie dostępu do tych informacji na całym świecie, w ramach właściwego prawa międzynarodowego”. Oznacza to, że zawartość i komentarze uznane za bezprawne mogą zostać usunięte nawet wtedy, gdy zostaną zamieszczone przez użytkowników spoza krajów członkowskich.
Wyrok spotkał się ze sprzeciwem ze strony Facebooka – Mark Zuckerberg ogłosił, że taka interpretacja prawa jest niezgodna z wewnętrznymi zasadami portalu, a cała sprawa stanowi krok do tyłu w dyskusji nad rolą prawodawców w ograniczaniu wolności słowa w internecie. Facebook zapowiada niezwłoczne odwołanie się od wyroku.
Podobne zarzuty wysuwają organizacje zajmujące się obroną prawa do wyrażania własnego zdania w sieci. Organizacja Article 19 nazywa wyrok „niebezpiecznym precedensem”, który w przyszłości może zostać wykorzystany przez kraje totalitarne i autorytarne do gnębienia i ścigania obywateli o poglądach opozycyjnych. Należy wspomnieć przy tym, że ledwie kilka tygodni temu Trybunał Sprawiedliwości zdecydował, że „prawo do bycia zapomnianym” w Google nie dotyczy osób spoza krajów Unii.