SpaceX zapoczątkowało trend odzyskiwania części wykorzystywanych do wysyłania obiektów w przestrzeń kosmiczną. Podczas ostatniego startu podjęło ono kolejną próbę przechwycenia fragmentów rakiety Falcon 9, tym razem w znacznie większym zakresie. Sukces okazał się częściowy.
Wczorajsza misja startowała z przylądka Canaveral na Florydzie. Jej celem było wyniesienie na orbitę geostacjonarną satelity komunikacyjnego JCSAT-18/Kacific1. Konstrukcja ta ma zapewniać łączność dla wschodnich krańców Rosji, południowo-wschodniej Azji i wysp Pacyfiku. Przede wszystkim będzie ona oferowała połączenie z internetem na terenach, które ze względu na położenie geograficzne mają utrudniony dostęp do sieci.
Misja ta zakończyła się sukcesem, ale równie ważna, co samo wystrzelenie satelity, była próba przechwycenia elementów rakiety Falcon 9, która wynosiła konstrukcję na orbitę. SpaceX planowało odzyskać pierwszy człon z silnikami oraz obydwie części osłony, która chroni ładunek podczas startu. Tutaj sukces był jedynie częściowy – silnik bezpiecznie wylądował na podstawionym przez SpaceX statku, ale połówki osłony niestety nie trafiły w sieci rozpięte na specjalnych statkach. Mimo tego przedsiębiorstwo Elona Muska planuje je wyłowić – lądowanie na powierzchni Atlantyku okazało się dość gładkie, dzięki czemu być może da się je jeszcze raz wykorzystać.
SpaceX wynosi w przestrzeń okołoziemską nie tylko satelity i sprzęt na Międzynarodową Stację Kosmiczną. W przyszłym roku dostarczy ona na MSK także… kawę i marihuanę. Celem badania będzie określenie wpływu przebywania w kosmosie na zdolności reprodukcyjne i procesy życiowe roślin.