Gdy skateboarding osiągał szczyt swojej popularności pod koniec lat 90. i na początku 2000., Tony Hawk’s Pro Skater szedł z nim ramię w ramię, stając się jedną z najbardziej wpływowych serii gier w historii.
Pięć lat po sukcesie remake’u Tony Hawk’s Pro Skater 1 + 2 z 2020 roku, Activision ponownie sięga po swój klasyczny hit. O ile dwie pierwsze odsłony są świetne same w sobie, to Tony Hawk’s Pro Skater 3 był kulminacją oryginalnej, arcade’owej formuły, będąc najlepiej ocenianą częścią cyklu – zanim wszystko przewróciła do góry kołami „czwórka”. Choć to dwa różne podejścia do tej samej serii, obie części mają jedne z najlepszych poziomów, najlepszych ścieżek dźwiękowych i najbardziej kultowy klimat całej marki.
Dlatego tak dobrze jest widzieć powrót tej legendarnej serii – choć Tony Hawk’s Pro Skater 3 + 4 zawiera tyle kompromisów, że nie sposób postawić go obok oryginałów jako ich definitywną wersję. To wciąż masa zabawy, zwłaszcza dla tych, którzy nie grali w te gry niemal ćwierć wieku temu. I widać, że deweloper Iron Galaxy naprawdę rozumie ducha Neversoftu. Ale pewne cięcia i zmiany są zbyt daleko idące, by nazwać tę edycję remasterem moich marzeń.
Podobnie jak remake z 2020 roku, THPS 3 + 4 imponuje wizualnie. Unreal Engine 4 wspaniale podbija szczegóły i dynamikę ikonicznych miejscówek z początku wieku. Lokacje jak Foundry oferują efektowne eksplozje przy grindzie po konkretnych poręczach, a poziom College cieszy oczy detalami w stylu ogłoszeń na tablicach czy parad akademickich.
W przeciwieństwie do pierwszego remake’u, te poziomy nie polegają wyłącznie na liftingu graficznym, by ożyć. Zniknęły puste, niemal upiorne lokacje z THPS 1 + 2. Teraz po ulicach chodzą ludzie, komentując twoje boskie umiejętności jazdy. Samochody jeżdżą częściej, otoczenie staje się bardziej interaktywne. Możesz wywołać trzęsienia ziemi, spuścić wodę z basenu czy aktywować dźwignie zmieniające strukturę poziomu. To ukłon w stronę trójki, która jako pierwsza wskoczyła z PS1 na PS2 – ale to mile widziana zmiana.
Jak można było się spodziewać, w THPS 3 + 4 jeździ się znakomicie. Gameplay niemal nie zmienił się względem pierwszego remake’u – i to dobrze. Dodano kilka nowych ruchów, jak Skitching (łapanie się zderzaka samochodu), ale poza kilkoma momentami w trybie kariery trzon gry pozostał nietknięty.
Gwiazdą tej odsłony jest jednak design poziomów. Lokacje jak Airport, Alcatraz, Rio czy San Francisco to absolutna czołówka w historii serii. Gdzie pierwsze części projektowano wokół prostszej mechaniki punktacji, tam THPS 3 i 4 celowały w rozbudowane, efektowne kombosy. Dopiero teraz w pełni czuć potencjał, jaki dają mechaniki remake’ów. Nawet zupełnie nowe poziomy stworzone przez Iron Galaxy – jak Movie Studio i Waterpark – idealnie wpisują się w ten styl.


Niestety, połowa tych znakomitych poziomów zostaje zaprzepaszczona przez podstawowy tryb gry dla jednego gracza. Podobnie jak dawniej, tryb kariery opiera się na przechodzeniu kolejnych lokacji i realizowaniu celów. I to właśnie sposób, w jaki remake odtwarza tryb kariery, budzi największe kontrowersje.
W THPS 3 gracz miał do wykonania 10 zadań w dwuminutowych sesjach – tak jak w poprzednich odsłonach. Ale THPS 4 zerwał z tą formułą – pojawił się otwarty świat bez limitu czasu, a wyzwania aktywowały się rozmowami z NPC-ami. To nie był system idealny – niektóre misje bywały frustrujące – ale to właśnie on definiował „czwórkę” i był powodem, dla którego jej poziomy zaprojektowano właśnie tak.
THPS 3 + 4 to solidny nowy rozdział w serii, która od dawna prosiła się o comeback
Remake podejmuje ryzykowną decyzję, by narzucić „czwórce” format dwuminutowych sesji. Nowe cele dość dobrze przekładają niektóre legendarne misje NPC na statyczne wyzwania, ale efekt końcowy jest toporny. Te poziomy są po prostu zbyt duże i nieprzystosowane do krótkich sesji. Zadania polegające na zbieraniu przedmiotów bywają chaotyczne i nużące. Z drugiej strony klasyczne cele jak zbieranie liter „SKATE” są nienaturalnie skondensowane i tracą na klimacie oryginału.
Ten rozdźwięk między designem poziomów a trybem kariery sprawia, że remake wygląda na niespójny. Pierwsza połowa kariery – remake „trójki” – jest niemal perfekcyjna. Ale im dalej, tym bardziej czuć różnice. Co boli jeszcze bardziej – brakuje tzw. Pro Goals z THPS 4, czyli zadań przypisanych konkretnym skaterom, stanowiących zwieńczenie gry. Nowa wersja Pro Goals to fajny dodatek, ale nie oddaje ducha oryginału ani osiągnięć realnych postaci.


Mimo to THPS 3 + 4 nadal daje mnóstwo radości. Klimat jest trafiony, gameplay trzyma poziom. Ale po przejściu trybu kariery pozostał we mnie niedosyt – Iron Galaxy mogło być wierniejsze oryginałom.
Problemy gry widać też w dodatkach. Owszem, mamy kilku zabawnych bohaterów do odblokowania – jak Michelangelo z Wojowniczych żółwi ninja czy Doom Slayer – ale wypadają blado przy Darthu Maulu, Jango Fetcie, Wolverinie czy Jennie Jameson, którzy pojawiali się wcześniej.
Rozumiem, że w 2025 roku dogadanie się z obecnymi właścicielami praw do tych postaci byłoby koszmarem. Ale fakt, że w grze mamy tylko trzech komediowych bohaterów, z czego dwóch dostępnych wyłącznie za prawdziwe pieniądze, pokazuje smutną rzeczywistość współczesnych gier, gdzie zabawa ustępuje miejsca korporacyjnym kompromisom.
Największym ciosem jest jednak ścieżka dźwiękowa. Świetnie znów śmiga się przy 96 Quite Bitter Beings zespołu CKY czy Mass Appeal od Gang Starr. Ale oryginalna muzyka została okrojona do 10 utworów (zabrakło aż 46!). Nowe kawałki – jak Schoolboy Q, 100 Gecs, Vince Staples czy Run The Jewels – pasują do klimatu, ale… To właśnie klasyczne kawałki były sercem tych gier. Fakt, że nie wróciły, to dla starszych fanów cios w nostalgiczne serce.
THPS 3 + 4 to solidny nowy rozdział w serii, która od dawna prosiła się o comeback. To dowód na ponadczasowość marki i piękna wizualna aktualizacja dwóch gier z początku XXI wieku.
Zarazem lubię, kiedy uczciwie podchodzi się do tematu odnawiania starszych gier, również pod kątem sposobu sprzedaży. Skoro THPS 3 + 4 wygląda tak samo jak THPS 1 + 2, a odsłony trzecia i czwarta zostały przefiltrowane przez sposób rozgrywki, który był w starszych częściach, czemu czekano pięć lat i postawiono na nowe wydawnictwo a nie DLC? Chyba wszyscy wiemy dlaczego.
THPS 3 + 4 to zatem perfekcyjny remake „trójki”, po którym następują drastyczne zmiany w „czwórce”, które po prostu nie działają. To świetna nowoczesna ścieżka dźwiękowa, która zawiera zaledwie 25% oryginalnych klasyków. To mniej kultowych postaci, więcej mikropłatności i mniej luzu. Pewnie, nadal cieszę się, że powstała – choćby po to, by podtrzymać iskrę i pokazać nowym pokoleniom, co czyniło te gry wyjątkowymi. Ale jako stary fan, który pamięta oryginały z dzieciństwa, nie mogę nazwać tego wymarzoną wersją, na którą czekałem od 2020 roku.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Tony Hawk’s Pro Skater 3 + 4 to nostalgiczna jazda pełna świetnych momentów, ale przez zbyt wiele kompromisów nie staje się tym wymarzonym, definitywnym remasterem, na który fani czekali od lat.
Plusy
Świetna, dopracowana rozgrywka. Fantastyczny design poziomów, szczególnie z „trójki”. Oprawa graficzna i szczegółowe otoczenie. Nowe poziomy.
Minusy
Narzucenie dwuminutowego formatu „czwórce” zaburza projekt poziomów. Brak kultowych postaci i bonusów z oryginałów. Okrojony soundtrack. Część zawartości dostępna tylko za dodatkową opłatą.