Sto lat temu w wytwórni Macka Sennetta powstały nieme filmy z udziałem Keystone Cops – niezdarnych policjantów, których zadaniem było rozśmieszać widzów i obnażać niekompetencję władzy. Dziś mają już tylko historyczne znaczenie, ale ich wpływ można odnaleźć wszędzie – od filmów Mela Brooksa po nieporadne droidy w legendarnej space operze George’a Lucasa. Jeszcze istotniejsze jest to, że dali początek zjawisku znanemu jako copaganda – przedstawianiu systemowych problemów policji w rozrywkowy sposób.
The Precinct nie jest najbardziej toksyczną formą copagandy, ale brak refleksji twórców sprawia, że gra wypada znacznie słabiej, niż mogłaby. W gruncie rzeczy to niezależna wariacja na temat formuły Grand Theft Auto, opowiedziana przez pryzmat policyjnych seriali z końca XX wieku – coś między NYPD Blue a Hill Street Blues. Niestety, jednocześnie jest to bezkrytyczna kompilacja policyjnych klisz, która dziś brzmi jak relikt z innej epoki.
Wcielasz się w początkującego funkcjonariusza, który trafia do komisariatu, gdzie jego ojciec – legenda miejscowej policji – zginął w tajemniczych okolicznościach. Już pierwszego dnia trafiasz na strzelaninę z potężną organizacją przestępczą, trzymającą miasto w garści. Szybko okazuje się, że ten senny komisariat nie jest taki, jak się wydaje.



Na początku twoje dni wypełnia wystawianie mandatów za śmiecenie i nieprawidłowe parkowanie. Każde „przestępstwo” ma swoje standardowe procedury, ale brak ich przestrzegania nie niesie realnych konsekwencji. W tym sensie The Precinct jest zaskakująco wierne rzeczywistości naszej rodzimej policji. Po rozwiązaniu odpowiedniej liczby błahych spraw, zbierasz dowody pozwalające ruszyć na wyższy szczebel drabiny przestępczości.
Pętla rozgrywki jest sprawdzona i znajoma. Gatunek proceduralnych dramatów sam w sobie zawiera elementy grywalizacji, i The Precinct dobrze rozumie swoje inspiracje. Zarówno sam komisariat, jak i quasi-nowojorskie ulice, mają swój klimat – może nie autentyczny, ale wyrazisty. Fani klasycznych policyjnych seriali z lat 80. i 90. poczują się tu jak w domu.
Gdyby The Precinct mocniej postawiło na absurd, mogłoby stać się ciekawą satyrą
Niestety, jazda i strzelanie pozostawiają wiele do życzenia. Pojazdy prowadzą się jak wózki sklepowe, a strzelanie jest po prostu nieprzyjemne. Możesz ulepszać postać i broń, ale podczas testów nie zauważyłem, żeby cokolwiek z tego realnie wpływało na gameplay.
Największym problemem jest jednak to, że The Precinct nie zadaje sobie żadnych pytań. Bardziej interesuje ją nostalgiczne odtworzenie dziecięcych wspomnień twórców niż próba zrozumienia, dlaczego te elementy tak mocno zakorzeniły się w popkulturze. Taka bezrefleksyjność razi, kiedy gra zamienia przeszukiwanie obywateli w zabawę, a stosowanie coraz większej siły nagradza punktami i odblokowaniami.




W serii takiej jak Grand Theft Auto, która jest tu oczywistą inspiracją, przemoc ma swoje miejsce w narracji – nie masz lubić bohaterów, masz ich rozumieć jako wyrzutków. The Precinct nie oferuje takiego rodzaju dystansowania się. To prosta opowieść o „dobrym glinie”, która nawet przy próbie pokazania drugiej strony medalu bezkrytycznie gloryfikuje amerykańską fantazję o wszechmocnej policji.
Gdyby The Precinct mocniej postawiło na absurd, mogłoby stać się ciekawą satyrą. Początkowo miałem taką nadzieję – w końcu AI zarówno policjantów, jak i przestępców, działa tak źle, że całość przypomina parodię. Gliniarze rozjeżdżają cywilów, przestępcy przewracają się sami z siebie albo poddają na płonącym aucie. Problem w tym, że ta groteska jest całkowicie przypadkowa.
Zabawa kończy się, gdy gra zaczyna karać cię za błędy AI. W jednej z misji mój partner potrącił zatrzymanego, którego właśnie przeszukiwałem – wynik? Punkty karne za „nadmierną siłę”, mimo że to nie ja go przejechałem.
Trzeba jednak oddać grze jedno – pościgi bywają naprawdę emocjonujące. Dzięki dobrze zaprojektowanemu miastu i stabilnej technologii pod maską, zabawa w „policjantów i złodziei” potrafi działać na wyobraźnię. Tylko musisz zignorować bardzo wiele.
Choć technicznie gra nie powala, nadrabia to stylową oprawą graficzną i audiowizualnym klimatem. Neonowe ulice, brudny miejski krajobraz i syntetyczna ścieżka dźwiękowa robią robotę. Sterowanie jest klasyczne i raczej w porządku – choć strzelanie to udręka: nieintuicyjne, chaotyczne, mało czytelne.
Poza tym The Precinct to solidnie wykonana, choć mało zaskakująca produkcja, która ma w sobie coś ujmującego. Działa. I to daje pewien komfort. Gdzieś pod spodem kryje się lepsza, bardziej świadoma gra. Ale nie jestem przekonany, czy The Precinct ma chęć albo umiejętności, by ją odnaleźć. Na ten moment to przeciętny, choć grywalny klon GTA.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
The Precinct to klimatyczna podróż do czasów VHS-owych gliniarzy, która jednak gubi się między gameplayem a nieprzyjemnie bezkrytycznym podejściem do policyjnych realiów.
Plusy
Klimatyczna oprawa audiowizualna inspirowana latami 80./90. Ciekawie zaprojektowane miasto. Nostalgiczna atmosfera retro seriali.
Minusy
Płytkie i bezrefleksyjne podejście do tematyki. Słabe, frustrujące sterowanie pojazdami i celowanie. Powtarzalna struktura misji. Brak satyry lub dystansu.