Czy rok 2023 zapamiętamy dzięki wielkim remake’om survival horrorów? Po świetnej reinterpretacji Dead Space, przyszedł czas na Resident Evil 4, a w kolejce czeka jeszcze kultowy Silent Hill 2. Dzisiaj oczywiście zajmiemy się drugim z tych tytułów.
W pewnym sensie Leon Kennedy jest jednym z najbardziej stereotypowych bohaterów kina akcji. To przystojna wersja Johna McClane’a, Dominica Toretto z większym poczuciem humoru i Geralta z Rivii z bronią palną zamiast mieczy. Leon to nieustraszony bohater, pozbawiony emocji, dowcipny dupek, który jest totalnie jednowymiarowy – spokojny, zdecydowany i odważny w swoich działaniach. Jednak pomimo tego, a może właśnie dzięki tej właśnie powierzchowności, Leon stał się ikoną popkultury. Gdybym został porwany przez przywódcę chorej sekty religijnej i miałbym wybór, kto przyjdzie mi na ratunek, wybór nie byłby trudny. Chciałbym tego faceta, który przeżył akcję w Raccoon City!
Choć osobiście z klasycznych części serii „jedynka” najbliższa jest mojemu sercu, trudno podważać fakt, że to właśnie czwarta odsłona „Residenta” jest tą najlepszą. Od jej premiery minęło jednak 18 lat, co w świecie gier jest absolutną przepaścią tak pod względem graficznym, jak i mechaniki rozgrywki.
Od pierwszych godzin widać, że Capcom nie przestraszył się wyzwania, i tak, jak udoskonalił świetną, drugą odsłonę cyklu, tak i tutaj z chirurgiczną precyzją zrealizował swoje cele. Nie tylko niemal od razu na początku gry spotykasz nowych wrogów w wiosce. Sekwencje niektórych wydarzeń zostały również zmienione, dodano spektakularne elementy, również w przerywnikach filmowych i wkrótce staje się jasne, że w tej wersji gry nikt nie poszedł na skróty.
Wiele partii remake’u to kwestia doświadczenia producenta z innych części Resident Evil. Mendez stał się trochę bardziej podobny do Nemezis, zamek Salazara przypomina nieco zamek Dimitrescu, a nóż stał się orężem o zbliżonej charakterystyce jak w Resident Evil 2. Przede wszystkim jednak sterowanie zostało bardziej dopasowane do tego z poprzednich przeróbek i zarazem współczesnej rozgrywki.
Oczywiście znacznie poprawiono oprawę graficzną, choć Resident Evil 4 ewidentnie nie jest do końca next-genem (gra ukazała się również na PS4). Silnik RE Engine również istnieje już od jakiegoś czasu i czasami jest to widoczne w szczegółach, takich jak fryzury i odległość generowania obrazu, ale wystarczy umieścić tytuł obok oryginału, aby zdusić wszystkie skargi w zarodku. Z radością pożegnałem nieco monotonną paletę kolorów oryginału, na którą składały się jakieś trzy odcienie brązowego. Cień i światło przebijają się także przez błotnisty design pierwszych godzin w grze.
Resident Evil 4 ma o wiele więcej interesujących zmian. Jest system rzemieślniczy, możliwość dokonywania zabójstw z ukrycia, mnóstwo nowej broni i ulepszeń, małe misje poboczne, nowe przedmioty kolekcjonerskie czy zremiksowana muzyka. Niestety jeden element nie został odpowiednio usprawniony: wzajemne oddziaływanie między Ashley i Leonem.
W oryginale naszym zadaniem jest uratowanie córki prezydenta z rąk wspomnianej wcześniej przeze mnie sekty. 18 lat temu w trakcie misji Ashley miała tendencję do wchodzenia pod celownik Leona. Mogłoby to zostać ulepszone dzięki nieznacznemu zwiększeniu sztucznej inteligencji lub przynajmniej pozwoleniu jej na choćby pozorne operowanie jakąś bronią. Zamiast tego wydaje się, że Capcom jeszcze bardziej pogorszył część eskortowania, usuwając nawet polecenie „zostań”. Niby miłe, że dziewczyna jest traktowana trochę mniej jak pies, ale powiedzieć, że komunikacja między nimi stała się lepsza… nie. Oczywiście pomimo całej przypałowości dialogów pokochaliśmy oryginał, jednak minimalne uwiarygodnienie tej relacji naprawdę nikomu by nie zaszkodziło.
Resident Evil 4 całościowo jest jednak jednym z najfajniejszych i najdłuższych doświadczeń w serii pod względem kampanii dla jednego gracza, porównywalnym jakością do remake’u części drugiej. To kolejny sukces Capcom, który tym razem pozostawia poważne pytanie: co dalej czeka serię, która wróciła na tak fantastyczne tory.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM...
Plusy
Warstwa wizualna. Znacznie ulepszone sterowanie. Więcej opcji walki. Świetny gameplay.
Minusy
W scenach z Ashley miernik krindżu się przeciąża.