Niestrudzenie powtarzam, że Capcom w ostatnich latach wykonuje godną pochwały robotę. Oprócz kontynuowania swoich historycznych tytułów IP o jakości pomiędzy dobrym a arcydziełem, nie waha się eksperymentować, a także tworzyć nowe tytuły, czasem bez niebotycznych budżetów, jak miało to miejsce w przypadku niedawnego Kunitsu-Gami.
Aby pomóc zarówno nowym pokoleniom, jak i fanom historii w ponownym odkryciu starych klasyków, firma Capcom od kilku lat gromadzi swoje najlepsze tytuły w bardzo dobrze dobranych kolekcjach, zarówno ze względu na zawarte w nich gry, jak i uwagę poświęconą ich tworzeniu. I tak tym razem na warsztat wzięto serię Marvel vs. Capcom, choć w ściśle określonej formule. Jak można się domyślić z tytułu, obok klasycznych wojowników Street Fighter i nie tylko, pojawili się tu słynni superbohaterowie Marvela.
W sumie mamy siedem gier, które zapisały się w historii gatunku. Są to: The Punisher (1993), X-Men: Children of the Atom (1994), Marvel Super Heroes (1995), X-Men vs. Street Fighter (1996), Marvel Super Heroes vs. Street Fighter (1997), Marvel vs. Capcom: Clash of Super Heroes (1998), Marvel vs. Capcom 2: New Age of Heroes (2000).
Wybór tytułów obejmuje praktycznie całą ewolucję gier walki w stylu tag team firmy Capcom, typologię zrodzoną wraz z rewolucyjną grą X-Men vs. Street Fighter, pierwszą bijatyką, która pozwalała na zamianę postaci w trakcie walki. Na pewno nikomu nie brakować będzie fatalnego Marvel vs. Capcom: Infinite (2017), jednak już absencja Marvel vs. Capcom 3: Fate of Two Worlds (2011), jest odczuwalna. Dzieje się tak dzięki sprytnemu zawarciu określenia „Arcade Classics” w tytule. Trzecia odsłona gry nie była już bowiem przeznaczona na automaty i jest do dzisiaj dostępna na konsole poprzedniej, wciąż funkcjonującej generacji. Słowem: kasa musiała się zgadzać i tylko lekką rekompensatą jest fakt zawarcia The Punisher, nie pasującej do reszty gry spoza serii, która była belt scrollerem wydanym jedynie na automaty i z mierną konwersją na Mega Drive.
Nie da się ukryć, że choć wszystkie tytuły w kolekcji są solidne, to ostatnie dwie pozycje stanowią klejnot koronny, zwłaszcza Marvel vs. Capcom 2, które do dziś pozostaje jedną z najpopularniejszych bijatyk wśród gier wykorzystujących formułę tag team. Możliwość stworzenia 3-osobowej drużyny z palety 56 wojowników brzmi fantastycznie nawet dzisiaj. Wprowadzono również wówczas nowe mechaniki, a widowiskowość akcji robi wrażenie nawet po ćwierć wieku od premiery.
Gry nie zostały w żaden sposób retuszowane i odtwarzają wrażenia z oryginalnych salonów gier – jednakże teraz można na przykład łatwo zagrać w nie wszystkie online towarzysko i w opcji rankingowej. Przygotowano również tryby treningowe ze statystykami, a nawet hitboxami wojowników. Dla każdej gry można także wybrać wersję angielską lub japońską. Początkujący gracze docenią z kolei możliwość mapowania pod jednym przyciskiem ruchów specjalnych. Oczywiście ta opcja nie jest na poziomie współczesnego sterowania w Street Fighter 6 i nie rozwiązuje całkowicie złożoności mechaniki niektórych z tych bijatyk z przeszłości, ale niewątpliwie jest to doskonałe ułatwienie dla tych, którzy chcą grać offline bez łamania palców.
Nieunikniona jest obecność trybu muzealnego, z galeriami, dokumentami i szafą grającą. Dostępne są również różne opcje graficzne, umożliwiające zmianę formatu ekranu, na przykład zachowanie oryginalnych proporcji 4:3 lub ustawienie obrazu na pełny ekran, z możliwością dodania filtrów, aby wrażenia były jeszcze bardziej retro.
Capcom ma doświadczenie w sprzedawaniu swoich klasycznych tytułów, sprytnie balansując na granicy przyzwoitości i ostatecznie wychodząc i z tej walki zwycięsko. W przyszłym roku czeka nas jednak kolejne wydanie składankowe retro-bijatyk i tam myślę, że możemy już poczuć pewien niesmak związany z tą polityką.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Obowiązkowa pozycja dla fanów bijatyk Capcomu.
Plusy
Kawałek historii gatunku bijatyk. Tryb online. Warto dla samego Marvel vs. Capcom 2.
Minusy
Poczucie niepełności bez Ultimate Marvel vs. Capcom 3.