Kings of Leon nie boją się kompromitacji. Mantrą ich zespołu równie dobrze może być „po prostu idź na całość” i ta strategia zaowocowała w ciągu ostatniego ćwierćwiecza bardzo zabawną dawką południowego rocka. Tylko bowiem naprawdę bezwstydny artysta mógł nagrać kawałek z takim tekstem, jaki ma Sex on Fire, czy z sukcesem zarejestrować piosenkę o zaburzeniach erekcji, która będzie brzmiała… ekscytująco.
Ale to podejście zaowocowało także nierówną reputacją wśród rockowych purystów i mi samemu nigdy przez osiem longplayów kapeli nie było z nimi po drodze. Jednak nie da się ukryć, że pomimo to na dziewiątym pełnym albumie zespołu, Can We Please Have Fun, grupa zmiksowała odpowiedni koktajl oryginalnego, hałaśliwego brzmienia i szalonych tekstów, zwieńczonych czystą produkcją. Nie ma na niej ani jednego złego kawałka, choć też żadnego wybitnego, lecz kiedy jako poprzeczkę stawiasz sobie motto z tytułu, jest na czym zawiesić ucho.
I to wszystko pomimo tego, że pewne rzeczy w Kings of Leon się nie zmieniają. Nadal dostarczają bowiem melodyjnego, południowego rocka, przez który można przymknąć oko na głupkowate teksty. Wystarczy posłuchać singlowego Mustanga, by wiedzieć, że jeśli szuka się schludnych metafor, to nie jest ten adres.
Jeśli jednak lubisz mieszankę pulsującej linii basu i funkowych, zabawowych melodii – siedzisz w odpowiednim barze. Być może te utwory nie są odkrywcze, ale warto się nimi rozkoszować. Dostępna jest cała gama smaków: syntetyczne ballady popowe, zwęglony post-punk i tęskne, powolne nagrania. W Split Screen Followill brodzi w morzu zmartwień wieku średniego, ale nie brzmi to pusto, jak u wielu innych autorów piosenek na koniec kariery. Jego stylowy towarzysz Ballerina Radio zaczyna krążek od szorstkiej melodii przypominającej folkowo-rockowe kawałki z albumu Aha Shake Heartbreak z 2004 roku, po czym przechodzi w rytmiczną elektronikę. Panowie wkraczają też na terytorium Mechanical Bull w chwytliwym M Television czy wracają do swojej częstej fascynacji południowo-zachodnim brzmieniem w Actual Daydream.
Na Can We Please Have Fun, jeśli Kings of Leon nie naśmiewają się wprost z ich postrzegania kulturowego przez ostatnią dekadę, to przynajmniej są tego świadomi. Ale jak sugeruje tytuł albumu, nie przejmują się tym, co mogą pomyśleć przeciwnicy lub zreformowani hejterzy, i są znacznie bardziej zainteresowani czystą energią swojej własnej twórczości. Kings of Leon nie są tak wstydliwi, jak wielu muzycznych snobów by chciało. Byli tu przez dziesięciolecia zmieniającej się popkultury i gustów muzycznych, a mimo to nadal mają wyjątkowy styl.
Nie nagrali tych piosenek ze względu na presję wytwórni, w poszukiwaniu szybkiej wypłaty lub zaimponowania komukolwiek. Jest oczywiste, że stworzyli Can We Please Have Fun z myślą tylko o jednym: dreszczyku emocji. I jak w przypadku każdego dzieła, które ktokolwiek wypuszcza w świat, jest ono tak poważne, jak je traktujesz.