W ambitnym debiucie Slow Bros. mała społeczność wiedzie samotne życie na pokładzie statku kosmicznego uwięzionego w oceanie obcej planety. W miarę jak nieliczni naukowcy na pokładzie pracują nad planami ponownego wystrzelenia pojazdu w przestrzeń kosmiczną, ekscentryczni mieszkańcy nauczyli się akceptować swoje odizolowane, nasiąknięte wodą życie. Dotyczy to także Harolda, woźnego, który nigdy nie widział życia poza kilkoma metalowymi korytarzami, w których się wychował. I choć możliwość odzyskania wolności powinna dawać mu powód do świętowania, służy ona również jako powód do niepokoju. A co, jeśli normalne życie na lądzie nie jest takie, jak mogłoby się wydawać? Może po prostu łatwiej byłoby pływać w swojej strefie komfortu?
Jako doświadczenie narracyjne Harold Halibut jest wyczynem. Dzięki mocnemu scenariuszowi i unikalnemu, ręcznie wykonanemu stylowi graficznemu, niepodobnemu do niczego, co w ostatnich latach pojawiało się w grach. Ten styl wymaga jednak pewnych poświęceń, ponieważ powolna akcja, ograniczony świat i brak znaczących interakcji sprawiają, że jest on mniej wciągający jako gra sama w sobie i lepiej mógłby sprawdzić się jako film.
Harold Halibut to przygodówka skupiona na narracji, która ma podobieństwa tonalne do animowanych dzieł Wesa Andersona. Akcja rozgrywa się na Fedorze, statku kosmicznym znajdującym się pod wodą. 10-godzinna historia opowiedziana jest poprzez przesuszony humor, dyskretną satyrę społeczną i przekomarzanie się z lokalnymi ekscentrykami. Pomimo ponurej oprawy science-fiction, jest to ciepła i ujmująca historia, w której z empatią traktuje się każdego mieszkańca, od dziwacznego kapitana statku po sympatycznego starego listonosza.
We wczesnych rozdziałach kładzie się nacisk na sprawy przyziemne. Pierwsze kilka godzin spędza się na ciężkiej pracy jako Harold: naprawianiu filtrów do wody i zdzieraniu tajemniczych graffiti ze ścian. To nużące, nawet jeśli skuteczne fabularnie wprowadzenie do klaustrofobicznego świata Harolda. Przez dobrą połowę gry przechodzi się między mini dzielnicami statku, a wszystko to na łasce boleśnie powolnego systemu tranzytowego. Zanim historia wprowadza swój pierwszy zwrot akcji, już nie można doczekać się dobrnięcia do jej końca.
Akcja nabiera momentami emocjonalnego rytmu, powoli malując obraz izolowanego mężczyzny uczącego się wychodzić ze swojej strefy komfortu na własnych warunkach, zamiast być niesionym przez Fedorę i jej pseudonaukowców. Bohater musi nauczyć się kroczyć własną ścieżką poza zardzewiałym więzieniem, w którym się urodził.
Chociaż wydaje się, że trzeci rozdział przyspiesza, druga przestrzeń do eksploracji jest równie mała i restrykcyjna jak Fedora. Sprytne wykorzystanie interaktywności mogłoby pomóc, ale świat gry jest bardzo ograniczony i w większości miejsc nie robi się wiele poza powtarzalnymi czynnościami i rozmowami budującymi świat.
Chociaż Harold Halibut potyka się w swojej ograniczonej interaktywności, jego mocniejszą stroną jest styl wizualny. Korzystając ze skrupulatnej fotogrametrii, Slow Bros. ręcznie stworzyło każdą postać i obiekt w grze, digitalizując setki zdjęć. Rezultatem jest styl wizualny, jakiego nie zapewniła w pełni żadna gra, włączając w to The Neverhood.
Miłość Slow Bros. do animacji poklatkowej widać w bardzo szczegółowym świecie, gdzieś pomiędzy wizjami Jana Švankmajera i braci Quay. Niemal widzę odciski kciuków pod zmęczonymi oczami Harolda, ten fizyczny dotyk, który wnosi więcej człowieczeństwa do modeli postaci. Pomagają w tym dodatkowo techniki animacji oparte na ruchu, dzięki którym każdy członek dziwacznej obsady zyskuje bardziej ekspresyjną mowę ciała.
To triumfalny wyczyn, choć widać, że wymagał kluczowych kompromisów. Poza małą interaktywnością nie ma w grze rozbudowanych sekwencji, a rozmowy z NPC-ami prowadzone są w taki sposób, by oszczędnie dysponować zasobami twórców. Harold Halibut jest pełen takich decyzji ekonomicznych, które podejmowane są kosztem efektu końcowego. Widać, że po 12 latach prac nad grą, niezależny zespół nie jest w stanie przeskoczyć wszystkich ograniczeń ich ambitnego planu.
Chociaż Slow Bros. prawdopodobnie lepiej wypadłoby jako wykonawca scenariusza innych twórców z budżetowaniem dużej marki, nie ulega wątpliwości, że ostatecznym ukończeniem prac nad Harold Halibut, wpisali się na listę najbardziej ekscytujących nowych studiów gamingowych. Podobnie jak sam Harold, producent pcha przyziemną strefę komfortu gier do stratosfery, stosując podejście, które niewielu odważy się powtórzyć. To śmiałe ryzyko. Harold Halibut może być dziewiczym rejsem pełnym wad, ale przeznaczeniem Slow Bros. są gwiazdy.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Pomimo że tak niedoskonały, Harold nauczył mnie, że wolę taką odważną twórczą wizję niż bezpieczną i nudną.
Plusy
Niesamowity styl wizualny. Pomysłowość. Zapadające w pamięć postacie.
Minusy
Wolne tempo. Ograniczony świat. Brak znaczącej interaktywności.