Liczne wojny toczące się na całym świecie sugerują, że człowiek ma pewną skłonność do samozagłady, a my często lubimy katalogować siebie jako najbardziej szkodliwy gatunek we wszechświecie. W alternatywnej rzeczywistości, w której jedynymi formami życia (że tak powiem) są roboty, bez nadmiernie rozwiniętych małp w pobliżu, wszystko powinno być usłane różami, prawda?
Zamiast tego zmieniają się instrumenty, ale muzyka pozostaje ta sama: przestępcy, dyktatorzy i postacie, które zatruwają durnymi filmami media społecznościowe. Jedyne różnice, to olej silnikowy i tłoki zamiast krwi i mięśni.
Weźmy na przykład Exe: niebezpiecznego przestępcę na pokładzie statku karnego, zamkniętego z gadatliwym dronem o imieniu Shipset. Te dwa elementy przeznaczone na szubienicę, a raczej na złomowisko, w wyniku wypadku odzyskują wolność. Od tego momentu rodzi się nieoczekiwany, a czasem wymuszony sojusz, który doprowadzi bohaterów do niczego innego jak ocalenia wszechświata.
Już pierwsze wrażenia zapowiadają niezbyt inspirujący klon serii Ratchet & Clank. To naprawdę nieprzyjemne porównywać dwie gry wideo, szczególnie gdy stoją za nimi software house’y z różnym doświadczeniem i budżetami, ale gdybym jutro zdecydował się zostać superbohaterem w niebieskich rajstopach, czerwonej pelerynie i literze „S” na piersi, trudno byłoby uniknąć porównania z Supermanem.
Gdy tylko z karaibskiego biomu postawimy pierwsze kroki na planecie, nie ma piksela, który nie przypominałby twórczości Insomniac Games. Mamy więc ciągłą wymianę słów między bohaterami o diametralnie odmiennych charakterach, szybką zmianę między atakami wręcz i strzelaniną z użyciem broni palnej, szalone wyścigi po niektórych pionowych panelach, korzystanie z haka w celu dotarcia do niedostępnych w inny sposób miejsc, walutę, którą można zebrać, aby ulepszyć arsenał i tak dalej. Evil Raptor posunął się nawet do odtworzenia słynnej sceny dyskotekowej, przemienionej na tę okazję w imprezę na plaży o zachodzie słońca. Wszystko zrobione tak, jak powinno, bez technicznych niepewności, szaleńczo i zabawnie. Jednak Exe to nie Ratchet – ani Rivet – a Shipset to nie Clank, i choć robią wszystko, co w ich mocy, aby ich naśladować, nie tylko nie zbliżają się do oryginałów, ale podkreślają jak Lombax i jego przyjaciel-robot są dla nich nieosiągalni. Najciekawsza rozgrywka występuje zresztą w momentach, w których Akimbot nie naśladuje własności intelektualnych innych osób, na przykład podczas szalonego wyścigu z samolotem, mającego na celu wyłączenie wrogiego statku-matki.
W każdym razie nasz robot-bohater jest zarówno doskonałym wojownikiem, jak i bezwzględnym snajperem, który radzi sobie całkiem nieźle także przed klawiaturą i myszką; abyśmy mogli skorzystać z tej możliwości, twórcy starannie pomyśleli o umieszczeniu terminali, które można hakować za pomocą różnych minigier na poziomach, które są liniowe, ale pełne sekretnych obszarów. To jedyna okazja, w której lepiej byłoby zaczerpnąć inspirację z Rift Apart, przynajmniej po to, aby uniknąć proponowania żenujących testów umiejętności, takich jak klikanie na nieruchome kwadraty, zbieranie kilku owoców w bardzo banalnym Wężu, czy wciskanie klawiszy w kolejności. Czasami tę torturę proponuje się także w bitwach z bossami, przerywając akcję i nie dając żadnej wartości dodanej.
Teraz jednak spróbujmy zresetować się niczym w Facetach w czerni, zapominając o naszej gamingowej przeszłości i spojrzeć na Akimbota oczami tych, którzy nie wiedzą, co to Lombax. Akcja toczy się nieubłaganie, począwszy od strzelaniny przeciwko poplecznikom groźnego Złograma, poprzez szalone wyścigi, w których trzeba uciec przed ogniem niezniszczalnych armat, aż po sekcje platformówek, w których wymagane jest doskonałe opanowanie skakania, podwójnego skoku i doskoku. Wyzwanie jest dobrze skalibrowane, a różne punkty kontrolne rozsiane po trasie pozwalają na progresję bez większych problemów. Istnieje też możliwość zmiany poziomu trudności w dowolnym momencie, dzięki czemu rozgrywka jest dostępna dla każdego. Dostępnych broni nie jest wiele, ale dają dobre poczucie zadawania obrażeń, i znajdziemy wśród nich wszystkie niezbędne elementy gry akcji, od wyrzutni rakiet po karabin snajperski, od podwójnego pistoletu po ciągły promień lasera.
Mamy więc do czynienia z produktem poprawnie wykonanym, również audiowizualnie, pod pewnymi względami na pewno niedojrzałym, ale wciąż aktualnym, który będzie przez niektórych karany za chęć zbytniego inspirowania się swoim znamienitym kolegą.
Akimbot to gra, która kompulsywnie chce być klonem arcydzieła Insomniac. Jak na ironię, najciekawsze sekcje to te, które mają swój własny charakter, bez chęci za wszelką cenę umieszczania elementów cudzej twórczości. Wielka szkoda, bo technicznie jest dobrze wykonana i oferuje niezły poziom wyzwania.
Werdykt
NASZYM ZDANIEM
Urok platformówek, które zalewały rynek w erze PS2, w czasach 4K – szkoda, że bez szczypty swojego charakteru.
Plusy
Dobra różnorodność akcji. Przyjemna graficznie.
Minusy
Niezręczne minigry. Robi wszystko, żeby zostać klonem serii Ratchet & Clank.