Mimo pogodowych problemów i wielokrotnego przekładania daty misji, SpaceX wysłało w przestrzeń okołoziemską kolejną porcję satelitów komunikacyjnych Starlink. Na orbicie znalazło się 60 kolejnych jednostek.
Dwunasta misja Starlink nie miała szczęścia. Początkowo została ona zaplanowana na wrzesień, ale niekorzystne warunki atmosferyczne wymusiły wielokrotne przełożenie startu. Dopiero za czwartym podejściem pogoda okazała się na tyle łaskawa, by rakieta Falcon 9 mogła wzbić się w przestworza ponad Centrum Kosmicznym Johna F. Kennedy’ego na Florydzie. Po raz czwarty wykorzystywała ona ten sam pierwszy człon, który znowu został pomyślnie przechwycony przez statek SpaceX; tym razem udało się złapać także jedną z połówek osłony, która chroniła satelity podczas wynoszenia ich na orbitę.
Do sieci Starlink dołączyło 60 kolejnych satelitów; teraz jest ich ponad 770. Elon Musk zapowiada, że gdy tylko znajdą się one w swoich planowych pozycjach, sieć zostanie otwarta dla publicznych beta testów. Zasięg programu ma objąć północne Stany Zjednoczone i południową Kanadę, a w przyszłości także inne kraje.
Październik w ogóle będzie pracowitym miesiącem dla SpaceX – na Halloween zaplanowany został start misji Crew-1, czyli pierwszego operacyjnego lotu Crew Dragon na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Ponadto firma Elona Muska otrzymała właśnie rządowy kontrakt na stworzenie satelitów śledzących hipersoniczne pociski i ostrzegających przed ich wystrzeleniem; mają one być elementem obronnego systemu, w skład którego wejdzie także militarna warstwa komunikacyjna.