Premiera Twin Peaks 8 kwietnia 1990 roku była wstrząsającym wydarzeniem w popkulturze. Przeżyciem, które we współczesnym świecie powtórzyć się już nie ma prawa. Było tajemnicą, dla wielu czymś zakazanym, ale przede wszystkim czymś innym niż to, co kiedykolwiek było dostępne w telewizji.
Był to zarazem przełomowy moment, kiedy sztuka przeniknęła do serialowego mainstreamu. Zagadka „kto zabił Laurę Palmer” była tylko przykrywką do opowiedzenia znacznie szerszej historii, która okryła się wielopoziomowym kultem.
Cztery lata wcześniej Lynch eksplorował podobne terytorium w Blue Velvet, podkreślającym niewinność małomiasteczkowej Ameryki w początkowej sekwencji połyskujących zielonych trawników i czerwonych róż oraz lśniącego wozu strażackiego z dalmatyńczykiem na jego stopniu. Poza zasięgiem wzroku było odcięte ucho i kilka strasznych, niepotwierdzonych prawd o tym, co działo się w cieniu. Głównym bohaterem filmu był naiwny Jeffrey, konfrontujący się z tą ciemnością, której część odnajduje w sobie. W Twin Peaks, podobnie jak w Blue Velvet, koncepcje dobra i zła, niewinności i winy są skontrastowane tak ostro, jak te czerwone róże na białym płocie.
Lynch i współtwórca serialu, Mark Frost, mieli mnóstwo czasu, by pogrążyć się w tym mroku i i zaprosić do niego widza. Kopertą z zaproszeniem jest scena, w której łowiący ryby Pete Martell znajduje ciało. Jedyne, co może powiedzieć policji, to ikoniczne już: „Ona nie żyje. Jest zawinięta w folię”. W kontrze do tragedii stoi wiele drobnych elementów. Prawdziwym promieniem dobrej energii staje się jednak przybycie do miasteczka agenta Dale’a Coopera (Kyle MacLachlan), zachwycającego się zjedzonym po drodze ciastem wiśniowym i rosnącymi w okolicy sosnowatymi daglezjami.
Z oglądania Twin Peaks jasno wynika, że Lynch i Frost byli oddanymi studentami opery mydlanej i czerpali z jej ogromnego melodramatycznego uroku tak samo, jak go podważali. A jak potoczą się losy społeczności miasteczka, w którym na żółtym świetle zwalnia się, a nie przyspiesza? Jeśli do tej pory nie mieliście okazji, musicie się o tym sami przekonać. Pod powierzchnią może kryć się zło, ale jest też dobro, które warto pielęgnować i chronić. Nie mówiąc już o filiżance cholernie dobrej kawy.