Kalanick już od jakiegoś czasu był mocno krytykowany za swoje działania. Sytuacja byłego już dzisiaj CEO odzwierciedla stan samego Ubera, którego co jakiś czas nawiedzają kolejne sensacje, afery i problemy. Kulminacją tego procesu jest rezygnacja Kalanica ze stanowiska.
Z tego co udało się ustalić Kalanick po długich rozmowach z inwestorami i radą nadzorczą ugiął się i „dla dobra firmy” zrezygnował z pozycji CEO. Jak to jednak w życiu bywa jedna jaskółka wiosny nie czyni. Kalanick pozostanie nadal członkiem rady i będzie posiadał większość głosów. Nie jest to zatem nowy początek, a raczej zmiana toru dla Ubera. Jeszcze do niedawna były CEO miał pozostać na długim urlopie, związanym po części ze śmiercią jego matki. Jak się jednak okazało scenariusz ten się nie spełnił. Piątka inwestorów, która posiada 40% głosów firmie, nie mogła zostać zignorowana przez Kalanicka. W tej chwili nie wiadomo jeszcze kto zastąpi nerwowego CEO na stanowisku, ani jak będzie wyglądała jego współpraca z radą i samym współzałożycielem Ubera.
Firma od dłuższego czasu boryka się z PR-owymi koszmarami takimi jak nagranie, na którym Kalanick obraża kierowcę Ubera, oskarżenia o napastowanie seksualne w firmie, duży pozew sądowy związany z kradzieżą własności intelektualnej Google Waymo czy nielegalnym pozyskaniem danych medycznych kobiety, który została zgwałcona w Indiach przez kierowcę Ubera. W ostatniem czasie firma zwolniła ponad 20 osób po wnikliwej analizie kultury pracy w Uberze.