Oglądamy i kochamy filmy z wielu powodów. Ponieważ potrafią być wizualnie oszałamiające, ponieważ potrafią działać jako forma ucieczki i zabrać nas do swojego świata. Ponieważ możemy się z nimi utożsamić, ponieważ potrafią prowokować do myślenia. Ale być może ponad wszystko, oglądamy i kochamy filmy, ponieważ dają nam rozrywkę. Quentin Tarantino jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym artystą w tym fachu, a Pulp Fiction z kolei jest jego arcydziełem.
Nawet trzy dekady po premierze trudno jest w krótki sposób opowiedzieć o geniuszu filmu. W końcu nie wydaje się, aby istniało jakiekolwiek przesłanie w nim. Postacie są jedynie karykaturami, a fabuła jest tak marginalna, że film trwa jeszcze godzinę po teoretycznym rozwiązaniu. Mimo to jest w nim coś tak fascynującego, co sprawia, że widz za każdym razem jest wciągnięty w ekran.
Film można opisać jako antologię anegdot i epizodów z półświatka Los Angeles. Tarantino przedstawia tuzin kultowych antybohaterów, których ścieżki krzyżują się, czasami w najbardziej zaskakujący sposób, bez szczególnie widocznej fabuły. Do większości z nich stopniowo przywiązujemy się, poznając wiele zarówno realistycznych, jak i niezwykłych aspektów ich osobowości poprzez swobodne dialogi. Niektórzy z nich giną w najgłupszy sposób, jaki kiedykolwiek widziano na ekranie, ale nadal pozostawiają niezatarty ślad w pamięci. Istnieje takie wrażenie, że wszystko może się zdarzyć, ponieważ za każdym razem, gdy wszystko wydaje się być wystarczająco przewidywalne, historia przybiera nieoczekiwany obrót.
Narracja jest w większości liniowa. Są pewne skoki w czasie do przodu i do tyłu, które dezorientowały widzów w 1994 roku, ale zawsze otrzymujemy wyraźne wskazówki, dzięki czemu nie sposób się zgubić. Kamera stara się również pokazać nam pozornie nieistotne dialogi i szczegóły, tylko po to, aby później je wyjaśnić, głównie w celu wywołania nowych sytuacji lub połączenia różnych wątków fabularnych. Podczas gdy zdjęcia i kierownictwo artystyczne nie są tak dojrzałe jak w późniejszych dziełach Tarantino, ekscentryczne wybory montażowe i trafne użycie muzyki robią tutaj różnicę. Połącz to z wyraźnym scenariuszem, pełnym zapadających w pamięć kwestii, a otrzymasz jedną z najlepszych postmodernistycznych czarnych komedii ubiegłego wieku. Ciekawe jest również to, jak film, który jest w zasadzie niespójnym kolażem odniesień i sytuacji zapożyczonych bezpośrednio z innych filmów, może być jednocześnie tak nieustannie przytaczany. Czasami można odnieść wrażenie, że Pulp Fiction otrzymuje zbyt wiele pochwał z niewłaściwych powodów, ale jest to bez wątpienia jeden z najbardziej pamiętnych filmów lat 90. i przełom w głównym nurcie kinematografii.
Tarantino ponad wszystko jest miłośnikiem filmów i oddaje im hołd. Wrzuca je do blendera, a następnie dodaje do nich swój własny, charakterystyczny, unikalny styl. Jako miłośnik filozoficznych dzieł sztuki, które wpływają na życie, zmieniają i zmuszają do myślenia, mógłbym powiedzieć, że to film o niczym. Ale filmy mają być też rozrywką, a Pulp Fiction to jej szczyt – inteligentnie przygotowany i perfekcyjnie wy-
konany.