Spotykamy się w Warszawie przed waszym koncertem dla polskiej publiczności. Codziennie jednak jesteście gdzieś indziej. Od jutra kolejno w Niemczech, Czechach i na Węgrzech. W takich chwilach dominuje zmęczenie czy adrenalina?
W trakcie koncertu jest adrenalina, a w ciągu dnia… chyba samotność! To jedno z wyzwań bycia artystą podróżującym po całym świecie.
Zasłynęliście z kawałków, które choć łatwo wpadają w ucho, mają też prawdziwie rockowo-metalowy pazur. Na krążku Maximalism zdecydowaliście się jednak zaproponować bardzo popowy kawałek That Song. Spotkał się on z miażdżącą krytyką fanów. Czy dlatego porzuciliście tego typu eksperymenty na nowej płycie Helix?
Problemem That Song był fakt, że to była po prostu zabawa, jeden z dwunastu utworów na płycie, który nie reprezentował tego, co głównie się na niej znajdowało. Wytwórnia jednak chciała, by ta piosenka promowała ją, więc tak też się stało – my byśmy takiego wyboru nie dokonali. Wbrew pozorom, za nagraniem „tej piosenki” nie stała jakaś większa myśl dotycząca kierunku w którym idzie Amaranthe.
Jednym z moich ulubionych utworów z tego albumu jest Endlessly, pokazujący, że nie tylko w muzyce elektronicznej, ale i symfonicznej odnajdujecie się bardzo dobrze. Zauważyłaś coś szczególnego związanego z reakcją na ten kawałek?
Dziękuję ci za ten wybór – to bardzo miłe, bo to oczywiście szczególny utwór dla mnie ze względu na tę „power balladową” inność. Wiem, że ta piosenka często pojawia się na weselach i myślę, że zasługiwała na bycie singlem. Do dzisiaj żałuję, że tak się nie stało.
Przypomina mi ona dzisiaj to, co Evanescence zrobiło ze swoimi utworami, aranżując je ponownie na krążku Synthesis z elementami orkiestrowymi i elektronicznymi. Nie myśleliście nigdy o czymś podobnym?
Absolutnie marzę o tym! Do tego dodam, że nasze utwory są tak napisane, że mogłyby zostać zagrane przez orkiestrę! Stosunkowo łatwo byłoby dodać do kompozycji smyczki i inne instrumenty. Jedynym problemem byłoby wcielenie w życie tego pomysłu, ze względu na duże koszty zatrudnienia orkiestry. Chociaż wiem, że polska orkiestra jest naprawdę fantastyczna i znana na całym świecie, więc kto wie? Może tutaj się to kiedyś wydarzy?!
Twój zespół ma już 10 lat. Kiedy zaczynaliście, MySpace był wciąż czymś znaczącym na rynku, czyli było to wieki temu! Czy żałujesz czegoś, co zrobiłaś lub nie zrobiłaś przez ten okres swojej kariery?
Są takie rzeczy… ale na razie ci o nich nie opowiem! (śmiech) Może kiedyś. Jednak mogę zdradzić, że do dzisiaj są takie momenty, kiedy biję się z myślami: jak mogłam o czymś nie pomyśleć, nie przewidzieć, nie wziąć pod uwagę… Kariera muzyczna jest pełna niebezpieczeństw dla wykonawców i trzeba być cały czas czujnym.
Moimi ulubionymi kawałkami na Helix są The Score, Countdown i My Haven. Czy mogłabyś mi opowiedzieć coś więcej o jednym z nich?
Dobry wybór! Ja wybiorę zatem Countdown. Utwór o tym, że kiedy przestajesz akceptować siebie, zaczynasz próbować dostosowywać się do tego, czego oczekuje od ciebie społeczeństwo – wtedy zaczyna się tytułowe odliczanie do twojego końca!
Chwila prawdy: co zrobiłabyś, gdyby historia potoczyła się inaczej i dostałabyś angaż jako wokalistka Nightwisha?
Pewnie byłabym dzisiaj szczęśliwą osobą… (śmiech) A poważnie, to jest coś, czego nigdy się pewnie nie dowiem.
Rozmawiałem parę razy z Tuomasem (założyciel i kompozytor grupy – przyp. red.) i zapewne wiesz to, co ja, że lubi się rządzić!
Tak, myślę, że mogłabym doznać jakiegoś uszczerbku na psychice. (śmiech) No i fakt, że nie lubię jak ktoś ingeruje w moją sztukę, więc… może jednak dobrze się stało?