Czy zastanawialiście się kiedyś, jak zakończyłby się wyścig między człowiekiem a samochodem, zorganizowany w terenie do którego zapuszczają się tylko nieliczni śmiałkowie spragnieni ekstremalnych wrażeń? Tego typu zawody postanowiło zorganizować sobie dwóch fanów off-roadu, którzy nie mieli zamiaru dawać sobie jakichkolwiek forów…
WYŚCIG Z PERSPEKTYWY LUKE’A
Biały Range Rover wygląda zjawiskowo, kiedy stoi w środku leśnej kniei. Gdy tuż przed rozpoczęciem naszych małych zawodów opuściłem jego kabinę, nie miałem jednak czasu na podziwianie jego majestatu, bo szybko zostałem zaatakowany przez chmarę owadów, a do moich nozdrzy dotarł duszny zapach wilgotnej ściółki, który skutecznie utrudniał mi komfortowe oddychanie.
W tym momencie doceniłem to, że mam na sobie spodnie Adidas Response – w mieście służą mi do biegania jesienną porą, ale tutaj pełniły dodatkowo rolę mojej pierwszej i ostatniej linii obrony przed ukąszeniami komarów.
Nadszedł czas rozpoczęcia wyścigu. Wystrzeliłem jak z procy, przekraczając linię startu, starając się odbiec jak najdalej od samochodu Spencera. Kilka cennych sekund zyskałem już po parunastu metrach, gdzie czekał na nas dość głęboki rów z wodą. Auto musiało pokonać go dość ostrożnie, ja ominąłem go z boku, biegnąc po wąskiej skarpie.
Biegnąc pomiędzy drzewami zbliżałem się do końca gęstego lasu. Pomiędzy mną a linią mety była sporych rozmiarów dolina, do której dojście wiodło poprzez wyjątkowo stromy nasyp. Podczas jego pokonywania nieocenione okazały się buty Adidas Terrex Agravic GTX, a dokładniej ich wyprodukowana przez firmę Continental podeszwa, dzięki której zdołałem nie przewrócić się na twarz biegnąc jak oszalały w dół zbocza. Na tę chwilę prowadziłem, ale moje przewaga wynosiła ledwie kilka sekund, a już za chwilę mieliśmy wkroczyć na w miarę płaski teren…
DZIĘKI BUTOM ADIDAS ZDOŁAŁEM NIE PRZEWRÓCIĆ SIĘ NA TWARZ, BIEGNĄC JAK OSZALAŁY W DÓŁ ZBOCZA.
Gdy znaleźliśmy się na otwartej dolinie, wiedziałem, że moje szanse na zwycięstwo są nikłe – nawet pomimo tego, że na moich plecach spoczywał niezwykle lekki plecak Osprey. Chcąc spróbować powalczyć o jak najlepszy wynik, postanowiłem pociągnąć nieco wody z jego bukłaka i wyciągnąłem z kieszeni dwa batoniki energetyczne. Zjadłem je w ciągu pół minuty i porzuciłem cały plecak, aby biec do mety bez jakiegokolwiek obciążenia.
W odpowiedniej nawigacji pomagał mi zegarek Garmin Epix, na którym mogłem zobaczyć przebieg wyznaczonej wcześniej trasy, bez konieczności wyjmowania z kieszeni smartfona. Samsung Galaxy S7 Edge służył mi w zasadzie wyłącznie do obsługi Endomondo i podczas wyścigu kilkukrotnie wypadł mi ze spodni. Na całe szczęście spełnia normę IP68, przez co nawet po wyjęciu z jednej z leśnych kałuż działał bez żadnego zarzutu.
Meta znajdowała się tuż za lekkim kamienistym wzniesieniem. Na tym etapie różnica miedzy mną a Spencerem nie była tak duża, więc postanowiłem dać z siebie wszystko i wykorzystałem fakt, że niezbyt równa powierzchnia zbocza może spowolnić jadące obok auto. Nie myliłem się – o zwycięstwie zadecydowały dosłownie dwie sekundy, a po wygraniu wyścigu marzyłem tylko o tym, by wejść do Range Rovera i pojechać do domu wziąć gorącą kąpiel.
WYŚCIG Z PERSPEKTYWY SPENCERA
Powodem naszego wyścigu była luźna konwersacja przy kilku mocnych piwkach, podczas której na biegowe przechwałki Luke’a zareagowałem tekstem: „Nie chrzań! Nie ma bata, żebyś był szybszy od mojego Land Rovera!”
Po dwóch tygodniach od tej rozmowy spotkaliśmy się w umówionym miejscu, z zamiarem przekonania się o tym, który z nas szybciej pokona 10-kilometrową trasę w bardzo zróżnicowanym i wymagającym terenie. Mój „trening” do naszych zawodów ograniczył się do sprawdzenia ciśnienia w oponach, zalania baku do pełna i odpowiednim ustawieniu siedzeń, aby szybka podróż przez wertepy była dla mnie jak najbardziej wygodna. Siadając za kółkiem włączyłem oczywiście terenowy tryb jazdy, którego zadaniem była zmiana pracy zawieszenia mojego samochodu, będącego przecież jednym z najważniejszych atutów w tej całej rywalizacji.
Kiedy dałem Luke’owi sygnał gotowości do startu, ten wyrwał się jak wariat i pobiegł w kierunku lasu. Mój początek był nieco wolniejszy, ponieważ już w chwilę po rozpoczęciu wyścigu musiałem pokonać wąski rów wypełniony wodą i błotem. Cwaniaczek Luke obiegł tę przeszkodę – ja musiałem zdać się na moje auto, które dzięki systemowi InControl informowało mnie o głębokości owego dołu i pilnowało, bym nie zalał wodą jego silnika.
PODJEŻDŻAJĄC POD KAMIENISTĄ GÓRĘ, OBAWIAŁEM SIĘ, ŻE ZOSTAWIĘ NA NIEJ PRZEDNI ZDERZAK.
Kiedy wyjechaliśmy z lasu moim oczom ukazała się dolina. Luke miał minimalną przewagę, ale już po chwili stracił ją gdy moja fura nabrała dużej prędkości, zjeżdżając ze stromej skarpy. Jakiś czas później przede mną pojawiła się górka ze zboczem o ok. 45-stopniowym kącie nachylenia. Muszę tu dodać, że gdybym siedział w zwykłej osobówce, to wysiadłbym z niej, zostawił ją i wszedł na górę na piechotę. Range Rover jest jednak autem stworzonym do tego typu zadań i dzięki systemowi HDC oraz świetnie działającemu ABS-owi mogłem bez najmniejszych obaw pokonać tę terenową przeszkodę.
Cały czas miałem przed oczami Luke’a, wykorzystującego swą zwinność, pozwalającą mu na w miarę szybkie wchodzenie na różnego rodzaju wzniesienia. Na moje szczęście kolejny etap trasy położony był na równinie, wobec czego zmieniłem tryb jazdy, wcisnąłem pedał gazu do oporu i po chwili przegoniłem rywala, wzniecając przed nim chmurę kurzu. Uczciwa walka? To dobre dla mięczaków!
Ostatnią przeszkodą na trasie była kamienista górka o wyjątkowo stromym zboczu. Podjeżdżając pod nią miałem pełne gacie i obawiałem się, że mocniejsze wciśnięcie gazu może skutkować porysowanym lub uszkodzonym zderzakiem. Ni stąd ni zowąd obok mnie pojawił się Luke, który niczym kozica przeskakiwał z głazu na głaz, zyskując nade mną coraz większą przewagę. Kiedy już wreszcie podjechałem pod tę przeklętą górę, Luke był jakieś kilkanaście metrów przede mną. Dałem po garach, ale ostatecznie to on przekroczył linię mety jako pierwszy i położył się plackiem na ziemi, łapiąc łapczywie powietrze. Owszem, „technicznie” wygrał, ale ja przynajmniej mam czyste ubranie i nie jestem w stanie przedzawałowym. I kto tu jest prawdziwym zwycięzcą?